publikacja 29.03.2012 00:15
Uwielbiany w Meksyku Jan Paweł II podbił serca mieszkańców kraju tequili, gdy na stadionie Azteca wyznał: „Tak naprawdę to jestem… Meksykaninem”. Jego następca na każdym kroku słyszał: „Benedicto, hermano! Ya eres Mexicano!”. Bracie Benedykcie! Już jesteś Meksykaninem.
Benedykt XVI nałożył na głowę sombrero, które w Silao podarowali mu Meksykanie
PAP/EPA/OSSERVATORE ROMANO
Przybyłem, abyście odczuli moją miłość – wołał do rozkrzyczanych meksykańskich dzieciaków Benedykt. Czy jego głos dotarł do najodleglejszych zakątków spalonego słońcem i rozoranego wojną karteli kraju? Chyba tak, bo na każdym kroku docierało do niego: „Se siente, se siente, el Papa está presente!” (Czuje się, papież jest obecny).
Taniec w cieniu śmierci
W dniu jego przylotu mimo próśb o zawieszenie broni w krwawych porachunkach zginęło ponad 20 osób. „Przybywam jako pielgrzym wiary, nadziei i miłości” – przedstawił się na lotnisku Guanajuato w León Benedykt XVI. Wysiadł z samolotu po 14 godzinach podróży. Czekał na niego roztańczony tłum i 30-stopniowy upał. W piątek 23 marca o godz. 16.15 (w Polsce było już wtedy po 23), gdy otworzyły się drzwi samolotu, kilka tysięcy wiernych zgromadzonych na płycie lotniska ryknęło: „Si, si, si, el Papa está aquí” (Tak, tak, tak, Papież jest tu). Zmęczony wojną karteli narkotykowych Meksyk czekał na słowa otuchy. Usłyszał je już z pokładu samolotu. – Jadę do Meksyku, aby dodać otuchy i umocnić w wierze, nadziei i miłości – mówił papież na pokładzie Boeinga 777. – Wielką odpowiedzialnością Kościoła jest demaskowanie zła, demaskowanie tego bałwochwalstwa pieniądza, które zniewala ludzi tylko do tego; demaskowanie także fałszywych obietnic, kłamstwa, oszustwa, jakie kryją się za narkomanią. Wojna narkotykowa trwa od 2006 r. i pochłonęła już 50 tys. ofiar.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.