Rachunek sumienia dla internauty

KAI |

publikacja 06.03.2012 11:15

Czy w internecie obowiązuje moralność, czy anonimowość jest zagrożeniem dla relacji międzyludzkich i czy nie pozbawia użytkowników odpowiedzialności? - pyta wybitny duszpasterz, publicysta - i użytkownik internetu o. Józef Augustyn SJ.

Rachunek sumienia dla internauty JOZEF WOLNY/GOSC NIEDZIELNY o. Józef Augustyn

W Wielkim Poście proponuje on użytkownikom sieci rachunek sumienia przypominając, że zasady moralne obowiązują w każdej sytuacji. Podajemy tekst o. Augustyna:

Czy w internecie obowiązuje moralność?

Kiedyś pewien młody człowiek zapytał mnie: „Czy podawanie nieprawdziwych informacji personalnych w formularzach internetowych, na przykład przy zakładaniu bezpłatnej skrzynki pocztowej, jest grzechem?”.

To tylko narzędzie

Problem korzystania z internetu – jak każda ludzka działalność – podlega ocenie moralnej. Można z pewnością powiedzieć, że podawanie nieprawdziwych danych osobowych we wszystkich formularzach jest brakiem przejrzystości, a kiedy wynikają z tego faktu szkody materialne czy moralne, może być także grzechem. Oczywiście, o ile dana osoba jest świadoma tego, że czyni zło. By rozeznać takie sytuacje moralne, trzeba zadać sobie kilka dodatkowych pytań: Dlaczego ukrywam swoje prawdziwe dane osobowe, skoro jestem zobowiązany je podać? Jakimi motywami kieruję się w takim przypadku? Co chcę osiągnąć, podając nieprawdziwe danie? Jaki będzie miało to wpływ na komunikowanie się z innymi? Jakie mogą z tego faktu wynikać szkody moralne, materialne?

Internet to niezwykle skuteczne narzędzie przekazywania informacji. W ciągu kilku sekund możemy przesłać na drugi koniec świata nieograniczoną wręcz ilość danych. Nie możemy jednak zapominać, że internet to doskonałe, ale jednak zimne narzędzie stworzone przez człowieka. Wielkim szansom, jakie daje owo narzędzie, towarzyszą równie ogromne niebezpieczeństwa. Podobnie jak przy użyciu ostrego noża można ukroić kromkę chleba bliźniemu lub też przeciwnie – ugodzić go śmiertelnie, tak bywa i z internetem. Opublikowanie o kimś pewnych informacji w internecie lub zamieszczenie jego zdjęć może zniszczyć życie danej osobie jej rodzinie. Ileż samobójstw zdarza się z takiego właśnie powodu? Sposób korzystania z internetu zależy od człowieka, od czystości jego intencji.

Zostawmy na boku problem wykorzystania internetu przez środowiska przestępcze czy też ludzi z gruntu nieuczciwych, ponieważ ocena moralna ich zachowań jest jednoznacznie naganna. I tak na przykład upowszechnianie pornografii przez internet staje się źródłem wielu moralnych szkód, szczególnie wśród ludzi młodych. Umieszczanie zaś pornografii dziecięcej i korzystnie z niej jest przestępstwem ściganym przez prawo i policję.

Anonimowość internetowa

Bardzo poważnym zagrożeniem dla relacji międzyludzkich jest anonimowość internetowa. Motywy anonimowości internetowej są bardzo różne; większa swoboda i wolność wypowiedzi, ale także lęk przed zdemaskowaniem, nieszczerość czy też chęć uzyskania przewagi nad interlokutorem. Łatwo na przykład – zza węgła własnej anonimowości – poniżać, upokarzać i wyśmiewać autora, którego imię i nazwisko, a często i zdjęcie jest publikowane przez portal. To z gruntu nierówna wymiana zdań. Anonimowość internetowa, którą wielu wysoko sobie ceni, wymaga jednak przejrzystości moralnej, czystości serca i umysłu.

Ludzie nieczystego serca, wewnętrznie zakłamani używają anonimowości w internecie, aby wyładować własne sfrustrowane emocje. Ileż bluźnienia i pogardy dla religii jest w wypowiedziach internetowych? Pamiętam taką wypowiedź: „Co to jest Biblia? To dobry przedmiot, aby go podłożyć pod czwartą krótszą nogę stołu”. W takim brudnym stylu piszą ludzie, którzy mają jakieś głębokie konflikty moralne. Dlaczego to robią? Zostawmy to Bogu i im samym. Nie nasza to sprawa. Ale naszą sprawą jest bronić własnej godności ludzi wierzących.

Gdy brakuje ratio recta, czyli prostego zdrowego rozsądku, podstawowych cnót moralnych, a czasem pewnie i równowagi psychicznej – w internetowej komunikacji natychmiast pojawia się poniżanie innych, agresja, bluźnierstwa, potok obelg, wyśmiewanie, lekceważenie drugiego. Ma to miejsce także na portalach religijnych. Taki internauta zapomina o prostym fakcie, że po drugiej stronie jest konkretny, żywy człowiek, często bardzo wrażliwy i oczekujący prostej ludzkiej życzliwości. Tak mało jest w internecie owej prostej ludzkiej życzliwości, wyrozumienia. W tych obfitych wymianach zdań, tak rzadko można przeczytać słowo: „Przepraszam, pomyliłem się”. Częściej czytamy: „Ty idioto…”. Wystarczy poczytać trochę rubryk typu: „Twoim zdaniem”, „Dodaj twoją opinię”, a zobaczymy, ileż tam przemocy, gniewu, braku szacunku dla bliźnich. Wielu internautów, zbyt wielu, nie bierze niemal żadnej odpowiedzialności za słowo pisane.

Bywają też internauci, którzy w nielubianych przez siebie portalach sieją prawdziwe spustoszenie, dokonując złośliwych wpisów, których celem jest ośmieszanie, upokarzanie i poniżanie ludzi i ich pracy. Portale winny systematycznie usuwać takie wpisy. Gdyby tacy internauci byli zobowiązani podpisać się pełnym imieniem i nazwiskiem, a obok zamieścić własne zdjęcie dla identyfikacji, z pewnością zwracaliby większą uwagę na swoje wypowiedzi i używane słowa. Anonimowe i pozbawione odpowiedzialności posługiwanie się internetem grozi swoistą depersonifikacją komunikacji międzyludzkiej. Korzystanie z sieci, podobnie jak w przypadku każdego innego narzędzia, wymaga odpowiedzialnej postawy: ludzkiej, moralnej i duchowej.

Internet nie zwalnia z odpowiedzialności i szacunku dla człowieka

Używanie poczty elektronicznej wymaga szacunku i uważności wobec człowieka, do którego wysyłamy jakąkolwiek informację. Kontakt z drugim człowiekiem, nawet jeżeli nie przedstawimy się z imienia i nazwiska, winien uwzględnić jego osobistą wrażliwość oraz inne okoliczności wpływające na wzajemny dialog. Informacje podawane za pomocą poczty elektronicznej winny być przekazywane w takiej formie, aby nie były przykre i obraźliwe dla danej osoby. Wszelkie anonimy przesyłane pocztą elektroniczną są tak samo naganne moralnie, jak te dostarczane pocztą tradycyjną. Jeżeli brzydzimy się anonimami pocztowymi, to dlaczego nie brzydzimy się anonimowymi wpisami w internecie, w których jest tyle brudnych intencji i emocji?

Internauta, który obraża i upokarza innych – oczywiście anonimowo, nie ma prawa domagać się, by jego wpisy zostały uszanowane. Nierzadko zdarza się, że internauci, których brutalne posty bywają usuwane przez portal, wyrażają potem pretensje i krzyczą o braku wolności słowa. Nie ma wolności słowa tam, gdzie boleśnie uderza się w drugiego człowieka. Nie ma wolności dla ranienia, krzywdzenia i zabijania moralnie innych. Skoro ktoś nie szanuje innych, nie ma prawa domagać się szacunku dla siebie i swojego słowa.

Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe” – oto początek moralności w każdej rozwiniętej kulturze i autentycznej religii, także w chrześcijaństwie. Portale winny konsekwentnie walczyć z przemocą, wulgarnością, cynizmem i bluźnierstwem w sieci. Rozpanoszyły się one tak bardzo, że wydają się wręcz konieczne i oczywiste. Osoby, które posługują się brutalnym i brudnym językiem w świecie wirtualnym, nie budzą zaufania także w świecie realnych relacji.

Wielu zauważa, że listy wysyłane w kopertach zdecydowanie różnią się od listów przekazywanych drogą elektroniczną. Niemal wszystkie tradycyjne listy, jakie otrzymujemy, rozpoczynają się i kończą zwrotem grzecznościowym: „Szanowny Panie”, „Droga Pani”, „Łączę serdeczne pozdrowienia” itp. Natomiast listy wysyłane drogą elektroniczną często bywają pozbawione wszelkich form grzecznościowych, co sprawia, iż stają się dla wielu przykre. Anonimowość i nieuwzględnianie jakichkolwiek form grzecznościowych wobec adresata poczty elektronicznej sprzyjają urzeczowieniu drugiego człowieka, manipulacji i wykorzystywaniu go dla własnych celów. Bliźni jest podporządkowany wówczas egoistycznemu interesowi. Anonimowość internetowa nie zwalnia nas bynajmniej z osobistej kultury, wrażliwości wobec bliźniego oraz szacunku dla jego osoby.

Rachunek sumienia z korzystania z internetu

Wielki Post to doskonała okazja, by zrobić sobie solidny rachunek sumienia z korzystam z internetu.

Czy nie poniżam i nie upokarzam innych w moich wpisach i wypowiedziach?

Czy nie jestem przykry, złośliwy dla osób, z którymi wymieniam opinie?

Czy mam minimum szacunku dla moich internetowych interlokutorów?

Czy biorę odpowiedzialność za wypowiadane słowa i opinie?

Czy nie kradnę cudzych dzieł zamieszczonych w internecie i nie podaję ich jako własnych?

Czy nie uciekam od realnych kontaktów rodzinnych: z rodzicami, dziećmi, mężem – żoną w wirtualny świat internetu?

Czy nie korzystam z internetowej pornografii?

Jakich słów, zdań, obrazów zamieszczonych w internecie winieniem się wstydzić?

Jakich interlokutorów w internecie winieniem przeprosić i za co?

To tylko niektóre podpowiedzi: refleksje i pytania, podane tytułem przykładu, które mogą być nam pomocne w internetowym rachunku sumienia. Każdy z nas, gdy stanie szczerze przed Bogiem, usłyszy w swoim sercu, co Bogu podoba się, a co nie w naszym korzystaniu z internetu.