Wspomina prof. Maria Braun-Gałkowska

Wędrówki z przyszłym papieżem

publikacja 09.06.2005 13:29

Wuj kocha góry, a że i nas kocha, więc wybraliśmy się razem w Gorce. Najpierw była Msza św. w kaplicy przy ulicy Kanoniczej, a potem pobiegliśmy na dworzec, żeby zdążyć na zakopiański autobus. Mieliśmy wysiąść z niego w Rdzawce, by się spotkać tam z Księdzem Biskupem, którego podwoził kierowca.

Wbiliśmy się do autobusu, a ponieważ działo się to za ”głębokiej komuny”, jechaliśmy w sposób, który dziś nawet trudno sobie wyobrazić. Staliśmy sprasowani jak sardynki, nie widząc wcale, co się dzieje za oknem. W taki to sposób przejechaliśmy właściwy przystanek i musieliśmy wracać do Rdzawki parę kilometrów. Kiedyśmy tam przybiegli, Wuja już nie było - zgodnie z umową poszedł na Turbacz. Goniliśmy go więc parę kilometrów pod górę, a dogoniwszy, dalej szliśmy już razem. Po drodze wspinaliśmy się na wieże triangulacyjne, by popatrzeć na góry, podziwialiśmy kolor lasów, odpoczywaliśmy pod drzewami.

Wędrując, rozmawialiśmy o sprawach naprawdę ważnych (...). Szliśmy więc, patrząc i rozmawiając, a że Wuj kocha góry i nas kocha, a przede wszystkim kocha Pana Boga i dużo się modli, więc i my modliliśmy się trochę razem z nim. Ponieważ przyjaźń jest jak wino, im starsze, tym wyborniejsze, więc i nasza przyjaźń nabrała przez lata szczególnej wartości. Kiedyśmy jednak wędrowali na Turbacz, byliśmy jeszcze bardzo młodzi, a Wuj też był młody, choć jako biskup i profesor miał mnóstwo obowiązków. Mimo to - jak mógłby ktoś powiedzieć - poświęcał nam dużo czasu. Nie jest to jednak dobre określenie. Nie było tak, że Wuj poświęcał nam czas, on włączał nas do swojego czasu.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..