To dlatego codziennie trzeba "zasiewać ziarna pokoju" - podkreślił.
Pisze papież Franciszek w przedmowie do nowego studium na temat św. Piusa X.
Nienarodzone dziecko jest zawsze słabsze, nie może mówić za siebie i nie może niczego żądać.
Franciszek zatwierdził trzy dekrety Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych.
Sąd wydały wyrok, że bezprawnie wydalili zakonnicę ze zgromadzenia.
2." Nie potępiam bo nie mają intencji profanowania , ale można dyskutować, która forma jest lepsza"... No własne: jest Pan lepszy, prawda? Lepszy od tych, którzy przyjmują Komunię tak, jak to nakazali biskupi....
3. Interpretacja pokarmu w drodze nie powstała teraz, a jest najstarsza iinterpretacj Eucharystii. Przecież Pan Jezus ustanowił ją podczas wieczerzy paschalnej, prawda? KIedy wspominano wyjście z Egiptu. Nie tak? To owa interprtetacja o adorowaniu Jezusa podczas przyjmowania Komunii jest późniejsza. Znacznie późniejsza.
4. A co do świadomości, kto kryje się pod postacią Chleba... Ja tam nie wiem. Nie wiem, co w ludziach przyjmujących Komunię siedzi. Bo i skąd miałbym wiedzieć? POdejrzewam, że przyjście do Komunii jest dla nich aktem wiary. Ale więcej nie wiem.
Ale jest jeszcze jedno, ważniejsze: nie napisałem, że nigdy nie należy klęczeć. Ba, napisałem, ze klęczymy na słowa "Oto Baranek Boży". I złego słowa o tym nie napisałem. Wręcz przeciwnie Dlaczego cytuje Pan tu papieża Benedykta, który wyjaśnia sens postawy klęczącej? Ja się z tym zgadzam. Pisałem o przyjmowaniu Komunii, nie adoracji Najświętszego Sakramentu. Wskazałem na ważną, biblijną symbolikę tego "przyjmowania pokarmu w drodze". Zacytował Pan co zacytował, żeby zasugerować, ze nie zgadzam się z papieżem. Nie uważa Pan, z to manipulacja?
Tę cześć oddajemy, kiedy na kolanach wyznajemy, że nie jesteśmy godni, by Jezus do nas przyszedł. Ale On podnosi nas z kolan i zaprasza żeby się karmić Jego ciałem. Wszak, jak pisał św. Paweł, już nie jesteśmy niewolnikami, a synami, prawda? Dla mnie osobiście to wstanie z kolan i wyruszenie do Komunii to nieraz spore przeżycie. Bóg podnosi mnie z kolan i zaprasza, bym podszedł i nasycił Jego ciałem.....
No to przytoczę jego wypowiedzi:
http://kosciol.wiara.pl/doc/1362312.Benedykt-XVI-o-ekumenizmie
http://papiez.wiara.pl/doc/714093.Potrzeba-wspolnego-swiadectwa
I znalazłoby się tego znacznie więcej...
Podam przykład: obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. My mówimy, że dzieje się tak, bo dochodzi do transsubstancjacji. To pojęcie jest pojęciem filozoficznym tomizmu. Czy prawosławni, w których teologii tomizmu nie było, wierząc w prawdziwą obecność pod postaciami Chleba i Wina Pana Jezusa, a nie przyjmując terminu "transsubstancjacja" są heretykami? Myślę, że trudno ich o to oskarżać.
Protestanci, luteranie, mówią natomiast o "konsubstancjacji" W praktyce oznacza to, że nie wierzą, jakoby po ichniejszej liturgii był pod tymi postaciami Pan Jezus dalej. I zwziązku z tym ani Ciała Chrystusa nie przechowują, ani go nie adorują. I to jest pewien problem. Ale w samą obecność Jezusa w Komunii to oni wierzą. Uprzedzającz zarzut, abstrahuję tu od kwestii ważności sprawowanych przez luteran sakramentów....
A co do Pana wrażenia, ze chodzi "o jakieś mgliste poczucie zadowolenia wzjamnych kontaktów i wspólnotowości kosztem zamiatania pod dywan niewygodnych faktów" to ja Panu nic nie poradzę. Takie wrażenie Pan ma, ja mam inne. I nie da się tego rozstrzygnąć, czyje wrażenie jest słuszne. Bo mnie w życiu by nie przyszło do głowy, że to chodzi o zadowolenie z kontaktów, a nie o prawdziwe poszukiwanie jedności. Bo po co się wysilać? To rpzecież takie niewygodne. Znacznie wygodniejsze jest spotykanie się tylko z tak samo myślącymi...
A co do zamiatania pod dywan niewygodnych faktów... Nie wiem o jakie Panu chodzi. Czy o fakty doctczące wydarzeń historycznych czy fakry związane z różnicami w teologii. Jeśłi o drugie, to juz tłumaczyłem na czym polega "dochodzenie do wspólnej prawdy". Na odkryciu nauczania własnego Kościoła, ale tak, by wyzbyć się pragnienia polemiki. Bo w polemice zazwyczaj się coś przeakcentowuje, a pomija to, co łączy. I na tym polega nieszczęście religijnych sporów...
A jeśli o fakty związane z wydarzeniami historycznymi.... Historii się nie zmieni. Ale dawne krzywdy na pewno nie powinny rzutować na teraźniejszość. Zwłaszcza że to krzywdy dotyczące w najlepszym wypadku naszych prapradziadów.... Żyje juz ponad 50 lat i nigdy nie tylko sam nie doznałem jakiejś krzywdy od luteranina (a paru ich znałem), ale i nie słyszałem o żadnej motywowanej religijnie, którą bu luteranie wyrządzili katolikom. Wręcz przeciwnie, znam wiele budującyh przykładów współpracy i życzliwości. Co mam zamiatać pod dywan?
A że złą historię mozna mądrze przezwyciężać... Polecam lekturę raportu luterańsko-rzymskokatolickiej komisji ds dialogu i jedności "Od konfliktu do komunii". Krótki nie jest, prawda, ale jeśli chcemy rozmawiać uczciwie...
W kwestii wytykania błędów.... Problem w tym, że, po pierwsze, wytykający często robi to bez miłości, a po drugie, dość często owe błedne poglądy niekoniecznie są błędnymi. Czasami takie wrażenie wynika z tego, że ów człowiek nie do końca umie wyjaśnić, o co mu chodzi.
Ot, kwestia zbawienia przez wiarę. Mają protestanci rację? Mają. To i Sobór Trydencki podkreślił, że człowiek jest zbawiony przez wiarę. Ale - dodał - ta wiara musi się wyrażać w uczynkach. Co nie podoba się protestantom.
Moim zdaniem jest proste wyjście z tej sytuacji. Trze ba po prpstu pamiętać, że w ujęciu Biblii wiara nie jest aktem czysto intelektualnym. Jest powiedzeniem Bogu "tak" całym sobą. Siłą rzwczy zakłada więc przynajniej pragnienie kierowania się nakazami Bożego prawa. Natomiast nie ulega żadnej wątpliwości, że same uczynki człowieka nie zbawią. A tak, w praktyce, wygląda, czy może raczej wyglądało przedstawianie sprawy przez kaznodziejów. Musis się zienic, bo pójdziesz do piekła.
Upraszczam oczywiście, ale o to mniej więcej mi chodzi....
W drugiej kwestii, nazywania hierarchów luterańskich biskupami i księżmi.... u chodzi o grzeczność. Chcą, zeby ich tak tytułować, to tak tytułujemy. Nie wydaje mi się, by z tego powodu powstawało wśród katoliów jakieś zamieszanie a już tym bardziej, by wpływało to na zmniejszenie liczby powołań. Taki związek jest wątpliwy. Zwrócę przy okazji uwagę, że słowo "ksiądz" nie jest pojęciem biblijnym. Tak po prostu ich nazywamy, zdaje się że pochodzi to od :książę". W Biblii są nazywani starszymi, czyli presbyteroi. A przecież prezbiterami książy luteranskich nie nazywamy, prawda? Nie widzę więc powodu by słowo "ksiądz" traktować jako terminu odnoszącego się tylko do księży katolickich...
Co do grzecznościowego tytułowania: wiele produktów masłopodobnych jest sprzedawanych jako masło. Czy dlatego, że ich producenci nazywają swoje nafaszerowane chemią produkty masłem to należy je uznać za masło? Nie sądzę. Skoro przy tak codziennych sprawach jak żywność ludzie świadomi nie chcą pomieszania, to co dopiero mówić o sprawach duchowych? Pan pastor i pan niby-biskup nie mają sukcesji apostolskiej. Nie sprawią, że opłatek i wino staną się Ciałem i Krwią Pana Jezusa. Nie mają mocy odpuszczania grzechów. Można słowo "ksiądz" rozszerzyć na duchownych prawosławnych(choć w obrządkach wschodnich przyjęła się inna terminologia), ale nie na protestanckich pastorów.
zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi 1:
i rzeczywiście nimi jesteśmy.
Świat zaś dlatego nas nie zna,
że nie poznał Jego. 1J 3,1-3
Dalej pisze Pani: "Liczą się interesy pojedynczych osób a nie wspólnoty, bo ktoś ma widzimisię". Szanowna Pani, kilkadziesiąt lat temu ktoś miał widzimisię żeby wprowadzić komunię na stojąco. Narzucono ją wiernym, a księża nie raz prześladowali klękających z uporem godnym lepszej sprawy. I o jakiej wspólnocie piszemy? Myślałam, że powinniśmy myśleć o wspólnocie ludzi, którzy wspólnie wyrażają swoją wiarę, traktując Boga z należną mu czcią.
I na pewno za jeszcze jedno powinnismy im dziękowac. Za ich zwrócenie uwagi na wagę Biblii. A Biblii sobór Trydencki nie potępił, prawda? Wręcz przeciwnie, Zdaje się że wtedy ostatecznie zdecydował, które Księgi Starego Testamentu są kanoniczne, a które nie... Czyli ostatecznie ustalił kanon Pisma Świętego, bo do tego czasu wszystko działo się raczej na zasadzie konsensusu.