To dlatego codziennie trzeba "zasiewać ziarna pokoju" - podkreślił.
Pisze papież Franciszek w przedmowie do nowego studium na temat św. Piusa X.
Nienarodzone dziecko jest zawsze słabsze, nie może mówić za siebie i nie może niczego żądać.
Franciszek zatwierdził trzy dekrety Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych.
Ale Ty się nie stresuj, nie osądzaj, nie zadawaj sobie trudu żadnego rozpoznawania, wszystko jest OK, stay cool and relax, wszyscy idą do nieba (no może oprócz sedeków)
Mnie zdumiewa natomiast jek to do tej pory potrafiło być proste. Teraz ma być jeszcze łatwiej? Nie wiem skąd w komentarzach Gościa dotyczących adhortacji tyle optynizmu. Dla mnie pełno tu wielznaczności i wielkie pole do dowelnej interpretacji. Czuję się zagubiona. Otrzymałam wskazówkę, że mogę znacznie mniej, niż sądziłam od siebie wymagać.
Czytałam bardzo dokładnie. Poza rzeczywiście mało konkretnym tekstem na temat rozwodników w ponownych związkach (jest tu niejednoznaczność, jest brak konkretów w tym punkcie na temat grzechu ciężkiego, co powinno być wyraźnie podkreślone), to Adhortacja jest jednak bardzo mądrym i przepięknym dokumentem na temat rodziny. Mam męża, dzieci i Papież dokładnie odczuł wszystkie moje problemy rodzinne z jakimi się stykamy z mężem w codziennym życiu, w wychowaniu dzieci.
Róbta co chceta...
"Czym innym jest drugi związek, który umocnił się z czasem, z nowymi dziećmi, ze sprawdzoną wiernością, wielkodusznym poświęceniem, zaangażowaniem chrześcijańskim, świadomością nieprawidłowości swojej sytuacji i wielką trudnością, by cofnąć się wstecz bez poczucia w sumieniu, że popadłoby się w nowe winy. Kościół uznaje sytuacje „gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów – jak na przykład wychowanie dzieci – nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się”[19]".
[19] JAN PAWEŁ II, Adhort. apost. Familiaris consortio (22 listopada 1981), 84: AAS 74 (1982), 186. W tych sytuacjach wielu, znając i przyjmując możliwość pozostawania w związku “jak brat i siostra”, którą oferuje im Kościół, odkrywają, że jeśli brak pewnych wyrazów intymności “nierzadko wierność może być wystawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone” (Sobór Wat. II, Konst. duszpast. Gaudium et spes, 51).
Ten 51 punkt „Gaudium et spes” mówi bowiem: "Gdzie zrywa się intymne pożycie małżeńskie, tam nierzadko wierność może być nastawiona na próbę a dobro potomstwa zagrożone. Wtedy bowiem grozi niebezpieczeństwo zarówno wychowaniu dzieci, jak i zdecydowanej woli przyjęcia dalszego potomstwa".
Źródło: http://www.duszpasterstworodzin.gniezno.opoka.org.pl/upload/files/dokumenty_kosciola/gaudium_et_spes.pdf
Aż ciarki przechodzą po plecach przy tak szatańskiej "logice"!!!
Małżeństwo jest obrazem miłości Chrystusa do Kościoła. Jeśli tak, to nie może ono być przez ludzi rozdzielone. Bóg sam zastrzega sobie decydowanie o tym, podobnie jak decydowanie o końcu ludzkiego życia, gdzie każda ingerencja w to jest ciężkim grzechem.
Skoro podzielił się Pan rodzinnymi nieprawidłowościami, to odniosę się też do tego. Po pierwsze Pańska mama zachowała się rzeczywiście niedojrzale. Gdyby jej wiara była pogłębioną i Ona znajdowałaby przez nią oparcie w Jezusie, i miała tego ducha odcinania ręki czy nogi, to znalazłaby w sobie moc do rozstania się z Panem i pozwolenia by Pan szedł drogą, którą Bóg Panu wskazywał. Podobnie byłoby z Panem, bo znalazłby Pan w sobie odwagę, mając oparcie w Zmartwychwstałym Chrystusie, by opuścić ją, by złączyć się z żoną.
To, co Pan proponuje nie bierze wcale pod uwagę mocy wiary. Jest próba budowania ludzkiego szczęścia po ludzku. Kościół ma coś więcej do dania. Jest szafarzem radości niebiańskich, nadprzyrodzonych, które są możliwe bez współżycia, jeśli ono nie jest z różnych przyczyn możliwe, pośród chorób i bólu. Nawet samotność przestaje być samotnością, gdy się wierzy. Rozjaśnia ją bowiem obecność Zmartwychwstałego i wielu świetnych. Zresztą przykład, że można być szczęśliwym będąc ubogim, nie mając męża/żony, będąc posłusznym znajdujemy w Jezusie, jak i u wielu bezżennych ze względu na Chrystusa, którzy żyją radośnie i w całej pełni wiarą.
Dla Boga i tego, kto w Niego wierzy, nie ma rzeczy niemożliwych, ani bez nadziei na uzdrowienie. To kłamstwo! Po ludzku może tak, ale nie po Bożemu. Jezus nawet cuchnącego trupa może przywrócić do życia!
Wszystkie te próby łagodzenia, przeinaczania, obniżania wymagań wiary, dostosowywania łaski do grzechów, słabości i niemocy człowieka biorą się z głębokiego kryzysu. Kryzysu wiary, który każe polegać na ludzkich środkach i w ludzkich wysiłkach lokuje wszelkie nadzieje. Rok Miłosierdzia bez przeżycia najpierw Roku Wiary będzie zawsze tylko aberracją, nieporozumieniem. Doprowadzi do rozmywania jej, ludzkiego majstrowania przy niej.
Chrystus nie przyszedł po to, by usunąć jakieś Przykazanie. Co za kłamstwo. Ani nie przyszedł po to, by człowiek tkwił w obiektywnie grzesznych sytuacjach uspokojony i poklepany po ramieniu fałszywym współczuciem i "wyrozumiałością". Nie, Chrystus przyniósł nędznemu i słabemu człowiekowi łaskę, by, jeśli on uwierzy i wszystko co ma i całe swoje życie i wszystkie jego bogactwa przekreśli ze względu na wiarę w Chrystusa, i straci i zaparze się wszystkiego i wszystkich, będąc gotowym opuścić cokolwiek ze względu na Pana, Ten dał mu moc do stania się dzieckiem Bożym i życie wieczne.
Nie znaczy to, że wszyscy mają być zakonnikami. Niektórych Pan pośle, by zakładali rodziny, mieli dzieci, pracowali. Odda im to, co oni wpierw Mu oddali, a nawet pomnoży i na pewno wszystkie te rzeczy przemieni, zanim na nowo odda je. Jednak ten kto tak uwierzy jak Abraham, podnosząc rękę na swojego Izaaka, choćby to miało oznaczać bycie po ludzku nieszczęśliwym aż do śmierci, nie pozostanie bez tego najwyższego szczęścia, deklasującego wszystkie inne ziemskie szczęścia, nie pozostanie bez Boga teraz i na wieczność. A cóż Panu po współżyciu cielesnym, rodzinie, dzieciach, powodzeniu zawodowym, bogactwach i pozyskaniu całego świata, gdyby poniósł Pan szkodę czy stratę na duszy? To wszystko obiektywnie należałoby mieć w nienawiści, gdyby prowadziło choć do grzechu powszedniego, a co dopiero ciężkiego. I jakikolwiek wydaje się to trudne czy niemożliwe, jest możliwe i łatwe dla wierzącego, który ma Boga u swego boku, na tronie swojego życia.
A Kościół to Jezus żyjący na ziemi, dlatego ma prawo do tego wszystkiego, co Pan napisał i jeszcze więcej. Nie ma jedynie prawa do zmieniania niczego w Objawieniu i jego rozumieniu, i majstrowania przy Ewangelii i nie może głosić czegoś innego niż zawsze i wszędzie głosił, pod jakimkolwiek pozorem.
Uczucia, są ważne, jednak często zagłuszają rozum i robi się źle i głupoty, pod wpływem uczuć, których często później, gdy zacznie się reflektować, żałuje się. My mamy kierować się rozumem oświeconym wiarą. Bez tego zawsze będziemy żyć od pierwszego do pierwszego, a nigdy nie poznamy smaku tej przygody, którą jest życie wiarą, jak chodzenie po wodzie. Z wiara bowiem im gorzej po ludzku, im bardziej jest się ukrzyżowanym, tym lepiej. Uczucia... Gdy nie ma rozeznania i czujności współczucie może kogoś doprowadzić do twierdzenia, że dla usunięcia cierpienia trzeba usunąć też osobę która cierpi, bądź zabić dziecko, by rodzice nie musieli zrezygnować z niepowtarzalnych perspektyw zawodowych czy pracy, która daje satysfakcję.
Tyle rzeczy obecnie nazywa się miłością, które miłością nie są. I żadne odczucie szczęścia nie może być tu usprawiedliwieniem. Narkotyki też dają chwilowe odczucie szczęścia, i inne rzeczy, których robienie jest złe, niemoralne i prowadzi do piekła. Wiele trucizn może mieć dobry smak, a skutki ich działania odczuwa się po czasie. Gdyby tak nie było szatan nie miałby co robić, gdyż wszystkie jego pokusy nie miałyby żadnej siły atrakcji, a on pasożytuje na tych nadużyciach i czynieniu ze stworzonych dóbr ostatecznych celów.
Z modlitwą w Pana intencji, by spotkał Pan Jezusa Zmartwychwstałego, który ma moc nawet w starości otworzyć nowe drogi i perspektywy dla tych, którzy na Niego czekają i zawierzą Mu siebie, gdy przyjdzie, jak u Abrahama i Sary.
O ile cała Adhortacja jest piękna w temacie rodziny, mażeństwa, wychowania dzieci,tekst o homoseksualistach też konkretny, to ten tekst o rozwodnikach w ponownych związkach jest bardzo, naprawdę bardzo zaskakujący i niepokojący. Są tam wskazówki, że można udzielać rozgrzeszenia i Komunii ludziom żyjącym w grzechu ciężkim. To NIESTETY NIE JEST NAUKA CHRYSTUSA, Chrystus inaczej mówił.
Przykro mi ale Papież namieszał w głowach katolikom i to bardzo. W tym kontekście używanie prezerwatyw też nie jest grzechem ciężkim, no bo "po osobistym rozeznaniu w sumieniu" i takie tam. Kradzież może tez nie? - bo z głodu na przykład. A wogóle to po co wszystkie normy i przykazania. Czyżby po 2000 lat Papież zniósł cudzołóstwo? Podejrzewam, ze wszyscy duchowni tłumaczą, że to nieprawda, bo sami nie wierzą, że Papież mógł coś takiego napisać.
Na na środku stoi trumna z napisem: Małżeństwo Sakramentalne po rozwodzie" , a wokół stoją ludzie. Między nimi małżonek sakramentalny z partnerką, który się rozwiódł i związał się z kimś innym, bo uznał że jego małżeństwo sakramentalne umarło. Wszyscy dyskutują o tym czy wolno małżonkowi sakramentalnemu , który jest w związku niesakramenetalnym przystępować do komunii czy nie. Jedna z osób trzyma w ręku adhortację "Amoris laetitia" Dyskusja trwa.
Jednak widać, że z trumny wychyla się małżonka sakramentalna razem z Jezusem i mówi: ALE TRUP ŻYJE proszę Państwa!
Nie byłoby całej tej dyskusji, gdyby uważano, że małżeństwo sakramentalne mimo kryzysu(zdrady, rozwodu) żyje nadal.
"Musimy uznać wiele różnych sytuacji rodzinnych, które mogą zapewnić jakąś regułę życia, ale związków nieformalnych lub na przykład między osobami tej samej płci, nie można zwyczajnie zrównywać z małżeństwem."
Zauważmy, że zdanie dotyczy tego, co Franciszek Bergoglio uważa za "sytuację rodzinną", czyli sytuacje dotyczącą rodziny. Mowa jest o wielości tych sytuacji. Zdanie jest niby poprawne, bo przeczy zrównywaniu małżeństwa z związkiem osób tej samej płci. Ale ten związek jest potraktowany jako "sytuacja rodzinna", czyli sytuacja rodziny, a więc związki homoseksualne zostały potraktowane w sposób pośredni jako rodzaj "rodziny". Co więcej, samo odrzucenie zrównywania jest względne, bo dotyczy tylko "zwyczajnego zrównywania".
Na synodzie była wielka batalia ludzi bliskich Bergoglio o uznanie homoseksualizmu za akceptowalny dla chrześcijan sposób życia. Obrońcy wiary i moralności zdecydowanie się temu sprzeciwiali. W końcu dzięki większości zmienili zapisy proponowanego dokumentu końcowego. Ale walczono o każde zdanie.
Np. zdanie projektu rezolucji końcowej synodu relatywizujące różnicę pomiędzy związkami homo a małżeństwami:
"związki między osobami tej samej płci nie mogą być stawiane na równi z małżeństwem pomiędzy kobietą a mężczyzną".
zastąpiono w dokumencie końcowym zdaniem jasnym i kategorycznym:
"absolutnie nie ma powodów żeby uważać związki homoseksualne w jakikolwiek sposób podobne albo nawet odlegle analogiczne do planu Bożego dotyczącego małżeństwa i rodziny".
Więc jeśli chodzi o sformułowanie wspomnianego zdania adhortacji raczej nie może być mowy o przypadku, ale o intencji.
Dostosowywanie nauczania Kościoła do swoich słabości nie wydaje się byś najlepszą drogą do zbawienia.
Osoba, która przestaje kochać współmałżonka łamie przysięgę małżeńską, ale jej nie unieważnia. Co więcej nie zwalnia to drugiej strony z wywiązywania się ze swojej przysięgi.
guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców:
udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga."
Ap 21,8