Jezus w Asyżu

Joanna Bątkiewicz-Brożek

Nigdy więcej przemocy! Nigdy więcej wojny! Nigdy więcej terroryzm! – wołał na zakończenie spotkania w Asyżu Benedykt XVI.

Jezus w Asyżu

Trudno było znaleźć, zarówno wśród uczestników spotkania, jak i wśród obserwujących je dziennikarzy, kogoś, komu nie zakręciła się łza w oku, kiedy na placu przed Bazyliką Św. Franciszka w dłoniach wszystkich przywódców religijnych zapłonęły lampy – światło symbolizujące pokój. Wzruszenie ogarnęło niejednego – także dopadło i mnie – kiedy obecni na placu wymienili szczery i serdeczny uścisk pokoju, a w niebo wzbiło się 16 białych gołębic. Franciszkanie wypuścili je z rąk z górnych balkonów bazyliki. Na placu w symbolicznej ciszy wszyscy modlili się – zgodnie z zaproszeniem Papieża – „na swój sposób, w sercu, o pokój na ziemi”. Ostre słońce przebiło się zza mgły, a jego promienie grzały twarze zgromadzonego tłumu. Cisza była tak przejmująca, że w powietrzu czuło się unoszącą się modlitwę. W różnych językach, w myślach i na różny sposób w sercach chrześcijan i innych wyznawców religii. W sercach tych, którzy zamykali oczy na znak skupienia, łącząc się z Bogiem.

Na placu, który przed przybyciem delegatów i przywódców religii tętnił życiem, zapanowała atmosfera refleksji, zadumy i medytacji. Padło wiele ważnych i konkretnych słów i zobowiązań. Przedstawiciele wszystkich religii złożyli przyrzeczenia. Na wstępie kard. Jean-Louis Tauran, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego mówił: „Każdy z nas powróci do swoich krajów, do domu, jako świadek pokoju, zaniesie do swojego kraju to przesłanie: pokój jest możliwy nawet dzisiaj”. Kard Tauran podsumował – nieco pod prąd komentarzom i zarzutom o brak modlitwy w czasie tegorocznego Dnia refleksji i MODLITWY o pokój: „Do ostatniej stacji dzisiejszej naszej pielgrzymki, naszego święta, dotarliśmy w ciszy, która stała się modlitwą. Nieśmy ją na wszystkie krańce ziemi”.

Jako pierwszy z przywódców religijnych przyrzeczenie złożył Bartłomiej I: „By budować pokój trzeba kochać innych, bliskich respektując ich odmienność. Wiedzeni tym przekonaniem dołożymy wszelkich starań by budować pokój”. Kolejnych religijnych przywódców – luteran, sikhów, buddystów, baptystów, anglikanów, Żydów, baptystów – do mikrofonu na środku podium prowadzili sekretarze różnych chrześcijańskich kongregacji. Przywódcy zobowiązywali się do przestrzegania praw człowieka, wolności przekonań, pokoju, wspierania kultury dialogu, do stania u boku ubogich i opuszczonych w przekonaniu, że nie można być szczęśliwym w pojedynkę, do utożsamiania się z bólem ludzi dotkniętych przemocą i złem. Wszystko odbywało się w niezwykle podniosłej atmosferze, przy akompaniamencie muzyki kanonów z Taize oraz innych fragmentów medytacyjnych granych na flecie lub skrzypcach. Przerywnikiem, ale i doskonałym uzupełnieniem tej niezwykłej sceny, był taniec młodych przedstawicieli różnych wyznań. Z szali układali oni dywan pokoju przed Papieżem, u stóp rabinów, buddystów, anglikanów, muzułmanów. Śpiewali też modlitwę św. Franciszka:

O Panie, uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju,
abym siał miłość tam, gdzie panuje nienawiść;
wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;
jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;
nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz;
światło tam, gdzie panuje mrok;
radość tam, gdzie panuje smutek.

Spraw abym mógł,
nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co kochać;

albowiem dając, otrzymujemy;
wybaczając, zyskujemy przebaczenie,
a umierając, rodzimy się do wiecznego życia.

Postać Biedaczyny, autora pieśni, przywołano kilkakrotnie. Zresztą wszyscy na zakończenie oddali mu cześć przy jego grobie, w krypcie bazyliki. Wszyscy – także niechrześcijanie. Bo o naszym świętym cały świat, nawet niewierzący, mówi jako o „pierwszym orędowniku pokoju”.

„Pokój i sprawiedliwość są nierozłączne – one muszą tworzyć przyszłość świata” – mówił buddysta Phra Phommolee. „My agnostycy, niewierzący, przyrzekamy szanować przekonania innych. Przyrzekamy, że razem z wierzącymi będziemy poszukiwać nowych dróg pokoju, podając sobie dłonie na jego znak” – podkreśliła reprezentantka ateistów. Ich obecność na spotkaniu w Asyżu była szeroko, ale pozytywnie komentowanym novum. Pytałam o to wielu uczestników spotkania. Bracia z Taize, obecni jak zawsze w Asyżu na spotkaniach międzyreligijnych, wyjaśnili mi, że to krok do przodu i pełen miłości gest obecnego papieża. Gest, dodam, daleko wybiegający w przyszłość, gest także – jak sądzę – głęboko misyjny. Subtelny, ale niewykluczone że przyniesie obfity owoc.

Jako ostatni przemówił Benedykt XVI: „Nigdy więcej przemocy! Nigdy więcej wojny! Nigdy więcej terroryzmu! W imię Boga niech każda religia przyniesie światu Pokój i Sprawiedliwość, Przebaczenie i Życie!” – zawiesiwszy głos, dodał poza przygotowanym tekstem: „Życie, które prowadzi nas do wieczności, życie wieczne”. Rozległy się owacje na stojąco.

Na zakończenie spotkania Papież w znanym wszystkim geście podniósł ręce do góry, jakby chciał przytulić każdego z osobna. Zerwały się owacje. Ale nieco onieśmielony aplauzem – zresztą w czasie całego spotkania wiwatowano głównie na jego cześć – w przyjacielskim geście poklepał po ramieniu stojącego po prawicy Bartłomieja I. Patriarcha Ekumeniczny natychmiast zareagował na papieskie „przynaglenie” i także i on wysunął dłoń w kierunku kipiącego entuzjazmem tłumu. Benedykt XVI, wyraźnie zadowolony, spojrzał na Rabina Rosena. Żyd uśmiechnął się od ucha do ucha i naśladując papieża, także on pomachał do zgromadzonych. To symboliczne porozumienie zainicjowane przez Benedykta XVI było gestem uznania, szacunku i niezwykłego wyczucia ze strony papieża. Ten (jak to komentowało w sali dla prasy wielu dziennikarzy) niezwykle skromny i aż onieśmielający przez to papież mówi do ludzi nie tylko słowami, ale i gestem, mimiką, postawą. Jakby chciał wydostać się z nałożonego mu na siłę „pancernego przebrania”. Gest poklepania po ramieniu stojących obok przywódców, ale i wcześniejsze, kiedy za każdym razem, gdy po złożeniu przyrzeczenia podchodzili do papieża wyznawcy innych religii, a on, mocno posunięty już wiekiem sędziwy papież, podrywał się na znak szacunku i wstawał, znaczyły więcej niż niejedno przemówienie. Jako chrześcijanka, katoliczka obserwowałam to ze wzruszeniem: tak z pewnością zachowałby się Chrystus. Ten, który z miłości i szacunku umywał innym nogi, Ten Który rozmawiał z innowiercami, odsuniętymi na margines ludźmi. Nie nachalnie, ale dyskretnie, jak Benedykt XVI, ale i Jan Paweł II, głosił całym sobą Dobrą Nowinę całemu światu. Jezus 2000 lat temu i dziś w Asyżu, za pośrednictwem swojego ziemskiego Namiestnika. Czy nie tak rozwiewają się wszelkie wątpliwości i spory wokół Asyżu?

Warto przyjechać na kolejne spotkanie do Asyżu – jestem przekonana, że będzie – tu rozpraszają się wszelkie wątpliwości. Celem tych spotkań nie jest nawracać innych, rozmywać sens czyjejś religii. Tu chodzi o pokój, o los świata. O kres nienawiści i przemocy. A jak podkreślał Jan Paweł II, i co dalej czyni jego następca, w wielu zakątkach ziemi to religia stała się zaczynem niezgody, prowokatorem nienawiści. Ale jeśli wnikliwie przyjrzeć się gestom Papieży, uważny obserwator dostrzeże ciche wołanie, świadectwo Miłości. Ewangeliczne, misyjne, niewypowiedziane.