Piekło w raju

Krzysztof Błażyca

GN 29/2011 |

publikacja 21.07.2011 00:15

Torturowani, maltretowani psychicznie, wykorzystywani do niewolniczej pracy, zabijani. Dramatyczny obraz sytuacji chrześcijan w Korei Północnej ukazują raporty ponadwyznaniowej organizacji Open Doors.

Piekło w raju open doors Wszechobecnej propagandy nikt nie może uniknąć. Tylko ten, kto czci „Wiecznego Prezydenta” Kim Ir Sena i „Ukochanego Przywódcę” Kim Dzong Ila, ma szansę na dalszą egzystencję

Sytuacja chrześcijan w Korei Płn. jest dramatyczna. – Kraj ten jest miejscem najgorszych prześladowań, a prześladowców cechuje wyjątkowa brutalność – mówi Justyna Kulesza, koordynatorka polskiego oddziału Open Doors, międzynarodowej organizacji, która od 1993 r. co roku opracowuje Światowy Indeks Prześladowań. Od 9 lat Korea Północna zajmuje w nim pierwsze miejsce. – Chrześcijan pozbawia się podstawowych praw człowieka. Wielu cierpi w obozach pracy, gdzie traktuje się ich gorzej niż zwierzęta. Nie uznaje się ich za ludzi, więc wszystko wolno z nimi zrobić. Władze intensywnie dążą do wytępienia chrześcijaństwa – alarmuje organizacja.

Głos z obozu

Soon Ok Lee była lojalną urzędniczką partii, gdy w 1986 r. została aresztowana i skazana za czyn, którego nie popełniła. Zanim zapadł wyrok, przez 14 miesięcy przetrzymywano ją w chłodnej celi, torturowano, kopano po głowie. Straciła osiem zębów, ma sparaliżowaną lewą część twarzy. – Przy temperaturze minus 35 stopni wywlekano mnie nago na zewnątrz i kładziono na lodzie. Nazywano to „torturami zamrażającymi”. Bolesne ich skutki odczuwam do dziś – opowiada. Była świadkiem tortur, jakim poddawano chrześcijan w obozach pracy. – Nadzorcy obozowi uważali chrześcijan za chorych psychicznie. Mówiono „szaleni, którzy wierzą w niebo”.

Początkowo im wierzyłam, ale gdy poznałam chrześcijan, zrozumiałam, że nie byli szaleni. Po prostu wierzyli w Boga, w Jezusa. Ok Lee opowiada, że chrześcijanom w obozach nawet nie wolno było patrzeć w niebo. Pracować musieli z twarzą skierowaną ku ziemi, po 16–18 godzin dziennie. – Nasze ciała były zniszczone. Ludzie dostali skrzywienia pleców i garbów, niektórzy mierzyli przez to tylko 130 cm. Wszędzie wystawały kości.

Chrześcijanie trafiali do obozów tylko dlatego, że wierzyli w Jezusa. Zdumiewająca była ich wiara w obliczu tortur. – Chwytali się za ręce i śpiewali pieśni, razem odmawiali modlitwy, co było zakazane. Nadzorcy masakrowali ich, kopiąc po twarzy. A oni nawet wtedy wzywali Jezusa. Wołali: Panie, Panie! Soon Ok Lee została zwolniona z obozu w 1993 r. – W dniu, gdy miało to być ogłoszone, wszystkich 6 tys. więźniów zostało wyprowadzonych na plac apelowy. Byliśmy przerażeni, bo tak działo się przy egzekucjach. Gdy komandor wywołał moje imię, wszyscy więźniowie spojrzeli na mnie. Oczy chrześcijan, którzy nie mogli podnosić głów, bo groziła im za to cela izolacyjna lub śmierć, wyrażały prośbę: „Idź do świata i mów, jak tu cierpimy! Inaczej zginiemy i nikt nie dowie się o tym”. Po zwolnieniu z obozu Soon uciekła do Korei Południowej. Tam przyjęła chrzest. Swoje wstrząsające przeżycia opisała w książce „Pozwólcie mi być waszym głosem”. Open Doors przygotowuje jej polskie wydanie.

Za Biblię na śmierć

W Korei Północnej oficjalnie funkcjonują Kościoły: katolicki, luterański, prawosławny. – Prawdziwy Kościół jest jednak w podziemiu. Reżim bezwzględnie tępi chrześcijan, uważając ich za wrogów państwa, szpiegów i wichrzycieli. Nazywani są bękartami – mówi osoba, która wróciła z Korei w maju (chce pozostać anonimową). Udała się tam z międzynarodową grupą wolontariuszy rozeznać możliwości pomocy: humanitarnej, edukacyjnej, ewangelizacyjnej. Przytacza świadectwo jednego chrześcijanina z Korei Północnej. „Uczestniczyliśmy z rodziną w domowym nabożeństwie, gdy usłyszałem walenie w drzwi. Do domu wdarli się zarządca wioski i policjanci. Bałem się śmiertelnie, kiedy przeszukiwali mój dom. Chrześcijańska wiara jest w moim kraju surowo zabroniona.

Gdyby odkryli, że jesteśmy chrześcijanami, od razu trafilibyśmy do obozu pracy lub zostalibyśmy zabici” – opowiada Hwang. – Jakikolwiek sprzeciw wobec władzy jest surowo karany – tłumaczy koordynatorka polskiego oddziału Open Doors. Wspomina 33-letnią kobietę, którą w 2009 roku przyłapano na rozdawaniu Biblii na terenach przygranicznych z Chinami. Zabito ją na miejscu, a jej mąż i dzieci trafiły do obozu. „W ukryciu szepczemy nasze modlitwy, które jeszcze pamiętamy. Trzęsiemy się ze strachu, ponieważ wiemy, że jeśli nas nakryją, przepadniemy na zawsze” – to słowa północnokoreańskiego chrześcijanina. System panujący w koreańskim „raju” tłumi w ludziach poczucie bezpieczeństwa. – Dominuje atmosfera braku zaufania – mówi Kulesza. – Dzieci w szkołach są przepytywane, co rodzice robią w domu. Dlatego ci, którzy się nawracają, często robią to w ukryciu przed dziećmi. Nawet małżonkowie sobie nie ufają. Znamy historie dzieci torturowanych na oczach rodziców, by złamać rodzinę.

Najmłodsze ofiary

W stolicy kraju Pjongjang pełne przepychu budynki, pomniki ku chwale „Wielkiego Wodza” i wizerunki „Umiłowanego Przywódcy” mają świadczyć o potędze reżimu. – To oficjalny obraz. Głodujące, osierocone dzieci żyjące z wyrzuconych resztek do niego nie należą. Wokół nas rozgrywał się teatr. Wszystko było zaaranżowane. Również w kościele – mówi wolontariusz, który wrócił z Korei. – Gdy chcieliśmy porozmawiać z ludźmi, kazano nam natychmiast odjeżdżać. To kraj na pokaz, gdzie obcokrajowcy poruszają się po wyznaczonym terytorium, pod okiem dobrze wyszkolonego przewodnika, który obserwuje cię, przysłuchuje się twoim rozmowom, robi notatki o tobie. Wystarczy jednak wyjechać poza miasto, by zobaczyć ludzi zrywających trawę, bo nie mają już nic innego do jedzenia. Świadectwo Soon Ok Lee: „W obozie poznałam kobietę, która miała dwoje dzieci w wieku 5 i 7 lat. Ponieważ rząd od miesięcy nie przydzielał jedzenia, jej dzieci prawie umierały z głodu. Kobieta poszła na pobliskie pole i zbierała po kryjomu to, co tam zostało. Przyłapała ją policja. – Czemu nasz wódz pozwala głodować dzieciom? – skarżyła się policjantom. O tym głośno się nie mówiło. Ta skarga była wystarczającym powodem, by ją skazać na obóz jako bojownika ruchu oporu”.

Według danych Open Doors w Korei Płn. jest aktualnie ponad 30 obozów ciężkiej pracy, gdzie więzionych jest nawet do 70 000 chrześcijan. Garść ryżu rano i wieczorem, niewiele wody, grupowe wyjścia do toalety, polowanie na szczury, by zaspokoić głód, wynajdywanie jedzenia w resztkach, których nie strawiły zwierzęta – to warunki w jakich żyją ludzie, których jedyną winą jest wiara w Chrystusa. – Znamy przypadki kobiet przywiązywanych nago do słupa, na które wypuszczono wygłodniałe psy. Kobiety nie mają żadnych praw – jeśli spodoba się strażnikowi, może ją „mieć”. Ludziom wpompowuje się wodę do organizmu, wbija pod paznokcie ostre narzędzia, depcze się po ich głowach. W obozach pracy panuje olbrzymia umieralność.

Zmarli często są kremowani, a potem używani jako nawóz – wymienia Justyna Kulesza. Ze świadectwa Soon Ok Lee dowiadujemy się, że w obozach „kobietom w ciąży jest wstrzykiwany dużą strzykawką roztwór soli kuchennej do macicy, żeby poroniły. Zanim dziecko umrze w ciele matki, kobieta przez 24 godz. bardzo cierpi”. Obraz Korei Północnej wyłaniający się z relacji osób zaangażowanych w pomoc prześladowanym chrześcijanom przejmuje grozą. Gdy kolejna kobieta cierpi gwałt od oddanego reżimowi obozowego żołdaka, wiele innych w „czynie społecznym” czyści krawężniki wzorcowego Pjongjang, wierząc, iż praca dla kraju jest przywilejem, a raj to życie w blasku „Wielkiego Słońca Ukochanego Przywódcy”.

Dane i świadectwa na podstawie materiałów zebranych przez Open Doors. Film n/t prześladowań chrześcijan w Korei Północnej, ze świadectwem m.in. Soon Ok Lee ZOBACZ TUTAJ

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.