Trzy dekady rekolekcji

Tomasz P. Terlikowski

publikacja 08.04.2011 08:58

Pielgrzymki Jana Pawła II do Polski nie tylko przywracały nadzieję, dodawały sił, a nawet nadawały życiu kolory. One były przede wszystkim rozłożonym na lata procesem wychowywania Polaków.

Trzy dekady rekolekcji Henryk Przondziono/Agencja GN Papież Jan Paweł II w Krakowie

Jan Paweł II zmienił Polskę. Nie tylko dlatego, że to jego posłudze zawdzięczamy wolność, nie tylko dlatego, że to on doprowadził do powstania „Solidarności”, a później pokazywał nam, co znaczy być odpowiedzialnym obywatelem. Istotniejsze jest to, co jego wizyty czyniły z sumieniami konkretnych osób, i to, jak papież wychowywał kolejne pokolenia Polaków. Wszyscy zostaliśmy jakoś przez jego słowa przemienieni.

Katecheza dziejów
Cel papieża był doskonale widoczny już w czasie pierwszej wizyty. Jan Paweł II przyjechał wówczas do kraju czarno-białego, a wyjechał z kolorowego (tak barwnie skutki pierwszej wizyty opisał mi kiedyś prof. Zbigniew Stawrowski, wówczas student, a obecnie poważny filozof). Te emocje nie były jednak istotą przesłania Jana Pawła II. Papież przyjechał do nas wówczas z bardzo jasnym zadaniem odbudowania naszej narodowej tożsamości, przypomnienia nam, na czym ona polega. Zadanie to on sam nazwał „katechezą dziejów”, czyli wprowadzeniem nas w religijny, duchowy sens naszej historii. W tamtym momencie (a mam wrażenie, że tak jest nadal) było to szczególnie ważne. Jesteśmy narodem o zerwanej historii. Przesunięcie granic, rzeź polskiej inteligencji i lata komunistycznej indoktrynacji sprawiły, że nie można już mówić o prostym dziedziczeniu dawnej, przedwojennej polskości.

Ta ostatnia musi być kształtowana od nowa, na podstawie najlepszych wzorców. Tym, co ukonstytuowało naród polski, był fundamentalny wybór chrztu w obrządku zachodnim. To on sprawił, że Polacy są tym, kim są, że nasza kultura przeniknięta jest wątkami zaczerpniętymi z Ewangelii. To przesłanie jedności łacińskiego chrześcijaństwa z polskością pozostaje jednym z najbardziej aktualnych elementów tamtej pierwszej pielgrzymki. Odzyskanie suwerenności, zbudowanie (lepszej lub gorszej, ale jednak realnej) demokracji, wejście do struktur europejskich nie zmieniło faktu, że korzeniem tożsamości – także niewierzących czy niepraktykujących – Polaków jest chrześcijaństwo. Jedynym językiem wspólnotowym, jakim potrafimy się posługiwać w chwilach dramatycznych, gdy próbujemy zachować solidarność, jest język chrześcijaństwa, a jedynym symbolem, który nas jednoczy, jest krzyż.

Potrzebne nawrócenie
Czas drugiej wizyty to moment „czarnej nocy nad Polską”. Wojciech Jaruzelski zdławił wówczas będący efektem pierwszej pielgrzymki ruch „Solidarności” i skutecznie złamał ducha sporej części społeczeństwa. Polacy oczekiwali wówczas od papieża głównie pocieszenia, nadziei. I otrzymali je. Ale analizowana po wielu latach tamta pielgrzymka to przede wszystkim wielkie przypomnienie, że na swoje wielkie klęski Polacy solidnie sobie zapracowali i że jeśli chcą uniknąć w przyszłości zniszczenia własnej państwowości, nie wystarczy, że zbudują silne państwo, ale muszą przede wszystkim głęboko się nawrócić, zmienić swoje życie. „Naród ginie, gdy znieprawia swojego ducha – naród rośnie, gdy duch jego coraz bardziej się oczyszcza: tego żadne siły zewnętrzne nie zdołają zniszczyć” – mówił papież na Jasnej Górze. W tamtych okolicznościach te słowa miały dawać nadzieję, że wielka rewolucja „Solidarności” jest szansą na odbudowę moralną i polityczną. Ale dla nas są one poważnym ostrzeżeniem, że o suwerenność, państwowość, polskość trzeba się troszczyć, że nie są nam one dane raz na zawsze i że zależą one również od naszych codziennych wyborów, od naszego nawrócenia. Moralność, zasady etyczne, świętość osobista jednostek mają sens, bo prowadzą do odzyskania (w naszym przypadku utrzymania) wolności.

Lekcja wolności w rodzinie
Rok 1987 był przygotowaniem do wolności. Niewielu się jej wówczas zapewne spodziewało, a jednak Jan Paweł II mówił do nas przede wszystkim o tym, czym jest wolność, jak ją rozumieć i jak przeżywać. Jej miarą jest nie tyle swoboda wyboru, ile wybieranie zgodnie z sumieniem. Obrońcy Westerplatte wybierali wolność, bo pozostawali wierni swojemu powołaniu, zadaniu, jakie przed nim stawiała niełatwa sytuacja ich ojczyzny – przekonywał papież. Te wybory wcale nie muszą dotyczyć spraw wielkich. Może w nich chodzić o wierność własnemu powołaniu czy drobnym obowiązkom. Wolność i wierność dobru dokonuje się przede wszystkim w rodzinie. Jej odrodzenie pozostaje najskuteczniejszym sposobem odrodzenia społeczności, a rozchwianie wartości małżeństwa i rodziny skutkuje niepowetowanymi stratami dla całego społeczeństwa. „Rodzina – mówił papież 11 czerwca 1987 r. w Szczecinie – jest dziś zagrożona (…). Trzeba, by mówiły o tym zdradzone, opuszczone i porzucone żony, by mówili porzuceni mężowie. By mówiły o tym pozbawione prawdziwej miłości, ranione u początku życia dzieci (…) Trzeba upowszechnić głos ofiar – ofiar egoizmu i »mody«, permisywizmu i relatywizmu moralnego” – mówił papież.
Te słowa pozostają aktualne, a nawet stają się jeszcze bardziej aktualne, niż były wówczas. Papież już w 1997 r. mówił nam, że bez mocnej rodziny nie zbudujemy mocnego, sprawiedliwego społeczeństwa, że bez oparcia swojego życia na moralności nie będziemy w stanie także obronić moralności społecznej. A my wybieramy niewierność i demolujemy w ten sposób nie tylko własną rodzinę, ale również przestrzeń społeczną.

Projekt Polska
Zwieńczeniem tych nauk był wielki projekt, który Jan Paweł II przedstawił w roku 1991, podczas pierwszej wizyty w wolnej już Polsce. Zaproponował wówczas Polakom zbudowanie demokracji nieliberalnej, zakorzenionej w antropologii chrześcijańskiej i przyjmującej nauczanie Dekalogu. Wzywał, byśmy odważnie podjęli projekt zbudowania Polski, w którym każde życie ludzkie byłoby tak samo chronione, w którym pracownicy otrzymywaliby sprawiedliwe wynagrodzenie, a pierwszy milion nie musiałby być ukradziony. Podstawowa treść tamtego przekazu pozostaje aktualna, a można ją streścić w jednym zdaniu: trzeba przywrócić język moralności, etyki i antropologii w polityce. „Nasza młoda III Rzeczpospolita stoi na pewno wobec zadania odbudowy ekonomii, podniesienia stanu polskiego »mieć« wedle słusznych potrzeb, wedle wymagań wszystkich obywateli. Niech mi jednak będzie wolno z całą stanowczością stwierdzić, że również i to zadanie realizuje się prawidłowo i skutecznie tylko na zasadzie prymatu ludzkiego »być«. (...) Zabezpieczając pierwszeństwo tego wymiaru, zabezpieczamy pierwszeństwo człowieka” – mówił wówczas Jan Paweł II. A żeby było to możliwe, konieczne jest przyjęcie perspektywy chrześcijańskiej.

Gorzkie słowa i wezwanie
Ten przekaz nie zdołał się jednak przebić przez dominujące wówczas nastroje. Pielgrzymka 1991 r. była chyba jedyną, w czasie której Jan Paweł II był tak ostro i jednoznacznie krytykowany. „Gazeta Wyborcza”, ale również inne media nie pozostawiły na nim suchej nitki, a komentatorzy (także wierzący) często sugerowali, że papież nie rozumie wolności i demokracji. W efekcie – poza sukcesem, jakim było wprowadzenie niedoskonałego, ale jednak chroniącego życie prawa antyaborcyjnego – niemal nic z propozycji Ojca Świętego nie zostało zrealizowane. I Jan Paweł II wypomniał to Polakom w czasie swojej kolejnej wizyty w 1995 r., kiedy stwierdził, że Polska potrzebuje ludzi sumienia i dramatycznie pytał, w jakim kierunku zmierzamy. „Chrystus czeka na naszą odpowiedź. Jaką odpowiedź da Chrystusowi Polska dzisiaj, na progu Wielkiego Jubileuszu Roku 2000” – pytał wówczas. Pytanie to można zadać i dzisiaj. Jaką odpowiedź dajemy Chrystusowi? Czy jesteśmy ludźmi sumienia? Czy nasza polityka jest prowadzona przez ludzi, którym solidarność, miłość, cnota i sumienie są drogie? I czy my kierujemy się tymi wartościami, gdy ich wybieramy?

W 1997 r. papież spróbował po raz kolejny zachęcić nas do wielkiego projektu. Tym razem był to projekt dotyczący całej Europy. W skrócie można go określić planem odbudowy klasycznych korzeni Europy, zbudowania „nowej Christianitas”. A wezwanie takie znaleźć można już w pierwszym, powitalnym przemówieniu. „Jestem przekonany, iż Polacy to naród o ogromnym potencjale talentów ducha, intelektu, woli, naród, który stać na wiele i który w rodzinie narodów europejskich może odegrać doniosłą rolę” – mówił papież. Podobne wątki znaleźć można było także w kolejnej pielgrzymce, w 1999 r. Tamte dni pozostały jednak w naszej pamięci przede wszystkim jako okres mocnego przeżycia wspólnoty, wielkiej modlitwy o zdrowie Jana Pawła II. A przecież papież stawiał wówczas pytania absolutnie dramatyczne. „Co nasze pokolenie zrobiło z tym wielkim dziedzictwem? Czy lud Boży tego Kościoła nadal żyje tradycją apostołów, misją proroków i krwią męczenników? Trzeba, żebyśmy na te pytania dali odpowiedź. Trzeba według niej układać przyszłość, aby się nie okazało, że skarb wiary, nadziei i miłości, który nasi ojcowie ustrzegli w zmaganiach i nam przekazali, to pokolenie zatraci uśpione (...) wolnością” – ostrzegał i przypominał, że oznacza to wielką odpowiedzialność obecnego pokolenia. Nie sposób w tych słowach znaleźć stwierdzenia, że tradycja została zagubiona, a wolność przyczyniła się do śmierci wiary, nadziei i miłości. Ale pytania tego nie należy traktować jako przypadkowego chwytu retorycznego. Szczególnie że ostrzeżenia przed niepamięcią i wezwania do wierności swoim tradycjom i doświadczeniom powracały także w innych papieskich wypowiedziach. I mocno komponowały się z tematyką pierwszej pielgrzymki, kiedy papież budował polską tożsamość.

Rozesłanie
Na ostatni dzień, dzień pożegnania, pozostawił nam Jan Paweł II rozesłanie. Po latach bycia razem, przeżywania pielgrzymek postanowił powiedzieć nam, że zaczyna się okres budowania na fundamentach, które nam zostawił. Polacy zatem powinni zabrać się solidnie do ewangelizacji i świadczenia o wierze. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. „Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stąd ma wyjść »iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście« (Dzienniczek, 1732). Trzeba tę iskrę stale rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. W miłosierdziu świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście! To zadanie powierzam wam, drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce (…) Bądźcie świadkami miłosierdzia” – apelował. To jest testament Jana Pawła II, jego zadanie dla nas. Przez ponad dwie dekady papież przygotowywał nas do jego spełnienia. A teraz oczekuje, że zaczniemy je wykonywać! Rekolekcje skończyły się. Teraz jest czas na zbieranie owoców. I tylko od nas zależy, ile zostanie zebrane.