Klucz do Jezusa

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 10.03.2011 13:25

Po 4 latach ukazuje się II tom „Jezusa z Nazaretu”. Benedykt kontynuuje „poszukiwania oblicza Pana”. Szuka i znajduje nie tylko dla siebie, ale i dla nas. Ta książka pomaga spotkać Chrystusa i Mu uwierzyć.

Klucz do Jezusa PAP/EPA/L'Osservatore Romano/Gość Niedzielny 10/2011 Na rynku pojawił się drugi tom Jezusa z Nazaretu autorstwa Benedykta XVI

Mając tysiące papieskich obowiązków (co już jest ponad ludzkie siły) i ponad 80 lat, ukończyć dwutomowe dzieło teologiczne, liczące ponad 600 stron, to rzecz niezwykła. Wymagało to od Benedykta XVI prawdziwie „benedyktyńskiej” pracowitości i konsekwencji. Niosło go zapewne zamiłowanie do teologii. Ale musiało go nieść coś więcej. Miłość do Jezusa, która przebija z kart tego dzieła. Krytycy Benedykta, których nigdy nie brakuje, powiedzą, że papież nie powinien zamykać się w swoim gabinecie i pisać książek, ale zajmować się „poważniejszymi sprawami”. To głupie gadanie. Największym talentem Benedykta jest tworzenie teologii, która karmi dusze. Tym darem służy Kościołowi, kulturze i nauce od ponad 50 lat. Jeśli zadaniem następcy św. Piotra jest umacnianie naszej wiary, to Benedykt XVI wypełnia ten obowiązek właśnie przez swoją teologię. Dwa tomy „Jezusa z Nazaretu” są tego wymownym przykładem.

Czy możemy temu dać wiarę?

To nie jest jeszcze jedna książka o Panu Jezusie. Jest ona wyjątkowa już tylko z tej racji, że napisał ją papież. Jest tym bardziej wyjątkowa dlatego, że papież nie przemawia w niej jako papież, ale jako Józef Ratzinger – teolog i świadek wiary. To synteza studiów i jego długiej duchowej drogi, dojrzały owoc życia. Z kart tych dwóch tomów płynie światło dla świata. To łagodne zaproszenie skierowane do nas, współczesnych sceptyków: uwierzcie Ewangelii o Jezusie Chrystusie, uwierzcie, że w dziejach tej jednej jedynej postaci pośród wielkiego morza historii dokonał się przełom, który dotyka osobiście każdego z nas. Benedyktowi towarzyszą pytania i wątpliwości, których nie brakowało ani wczoraj, ani dziś. Jako teolog nigdy nie chował głowy w piasek w obliczu trudności, które podnosi rozum lub tych, które wynikają z wiedzy historycznej lub zarzutów krytyków chrześcijaństwa. Autor „Jezusa z Nazaretu”  traktuje na serio podnoszone wątpliwości, stara się znajdować rozumną i wierzącą odpowiedź. Raz po raz pojawiają się w tekście pytania typu: „Czy coś takiego mogło się wydarzyć?”, „Czy możemy temu dać wiarę?”. Rozważaniom papieża towarzyszy nastawienie apologetyczne. Benedykt walczy o naszą wiarę. Chce nas przekonać, że Jezus z Nazaretu nie był wyjątkowym żydowskim rabinem, rewolucjonistą lub religijnym reformatorem, ale że tajemnica jego Osoby sięga Boga i dlatego ma podstawowe znaczenie także dla nas, tu i teraz.

Trudno o lepszy termin publikacji drugiego tomu książki niż początek Wielkiego Postu. Przemierzamy bowiem w niej ostatnią drogę Jezusa: od uroczystego wjazdu do Jerozolimy na osiołku i oczyszczenia świątyni, przez mowę eschatologiczną, Ostatnią Wieczerzę, Getsemani, proces i ukrzyżowanie aż po zmartwychwstanie. Papież jest przewodnikiem po tej paschalnej drodze. „Mam nadzieję – pisze we wstępie – że dane mi było zbliżyć się do postaci naszego Pana w sposób, który może dopomóc wszystkim tym czytelnikom, którzy pragną spotkać Jezusa i Mu uwierzyć”.

Czytać rozumnie i z wiarą

Bibliści w ciągu ostatnich 200 lat przebadali i zinterpretowali każdy rozdział, każde zdanie, a nawet słowo Pisma Świętego. Nie ma chyba innego tekstu, który poddano tak drobiazgowej krytyce pod każdym możliwym kątem. Nawiasem mówiąc, islam w ogóle nie dopuszcza tego typu badań w odniesieniu do Koranu. To dowodzi, że Biblia jest wciąż księgą fascynującą oraz że biblijna wiara nie boi się konfrontacji z naukowymi badaniami. Benedykt XVI nie neguje osiągnięć biblistyki, przeciwnie, korzysta z nich obficie. Ale przypomina o potrzebie harmonii wiary i rozumu w czytaniu Pisma Świętego. Przeciwstawia się zajmowaniu postawy „wszystkowiedzącego” wobec Nowego Testamentu. Tak zwana „rzeczowa krytyka” bywa często projekcją przekonań autorów, którzy z góry odrzucają możliwość istnienia elementu Boskiego i sprowadzają wszystko do elementu ludzkiego. Benedykt przytacza szereg kontrowersyjnych interpretacji i prowadzi z nimi rzeczową, spokojną dyskusję.

Czytelnik, który nie zetknął się z fachową literaturą biblijną, może być zaskoczony tym, do jak dziwnych wniosków dochodzą niektórzy badacze. Na przykład Ostatnia Wieczerza. Cześć biblistów uważa, że słowa ustanowienia nie pochodzą od Jezusa, ale są późniejszym dodatkiem. Słowa o „wydanym ciele” i o „przelanej krwi” zapowiadają śmierć Jezusa, która ma być ofiarą za grzechy innych. Takiej idei, zdaniem niektórych uczonych, nie da się pogodzić z obrazem Jezusa jako przyjaznego Rabbiego głoszącego Boga przebaczającego. Jeśli Bóg przebacza grzesznikom, to po co ma jeszcze domagać się krwawej ekspiacji? Benedykt pokazuje, że to kwestionowanie wynika nie tyle ze źródeł, ale raczej ze współczesnej niechęci wobec idei ekspiacji. Eucharystia należy do najbardziej pierwotnej tradycji Kościoła, jest w samym rdzeniu chrześcijaństwa. Gdyby był to późniejszy „wynalazek społeczności kościelnej”, to jak mógłby zostać zaakceptowany bez sprzeciwu pierwszych chrześcijan, świadków Jezusa – pyta papież. Taki pomysł wydaje się całkowicie absurdalny.

Papież ze spokojem mierzy się z podobnymi trudnościami. „I co mamy na ten temat powiedzieć?” – to charakterystyczne zdanie po zacytowaniu kolejnej kontrowersyjnej opinii. W pewnym sensie proces Jezusa toczy się nadal, zauważa Benedykt. Nauczyciel z Nazaretu wciąż jest osądzany przed trybunałem świata przez kolejne pokolenia. W tym procesie papież występuje jako obrońca. W sądzie nie wystarczą przekonania, prawdy trzeba bronić za pomocą argumentów. To właśnie robi Benedykt – broni wiarygodności świadectwa biblijnego. Wykazuje jego spójność, logiczność, jedność Starego i Nowego Testamentu. Ostatecznym argumentem za prawdą o Jezusie jest Krzyż i Zmartwychwstanie.

Benedykt wobec krzyża

Czytając książkę, wielokrotnie byłem zmuszony do rewizji i uzupełnienia swojej wiedzy. Na przykład Niedziela Palmowa. Zawsze zastanawiało mnie, że ludzie witający Jezusa z entuzjazmem, parę dni później wołają „ukrzyżuj Go”. Benedykt XVI powiada tymczasem: „Tłum, który oddawał hołd Jezusowi na obrzeżach miasta, to nie ten sam, który później domagał się Jego ukrzyżowania”. Prowincja uznała Jezusa, nie rozpoznała Go Jerozolima, odrzuciło go Święte Miasto.

Niezwykle ciekawe są passusy poświęcone świątyni jerozolimskiej. Papież łączy tragiczne wydarzenia roku 70 z eschatologiczną mową Jezusa. 5 sierpnia 70 roku ustało definitywnie składanie ofiar. Rzymianie zrównali Święte Miasto z ziemią, wygnali wszystkich Żydów. Dla judaizmu to był straszliwy wstrząs. Bóg, który w tajemniczy sposób mieszkał w świątyni, stracił swoje mieszkanie na ziemi. „Gdzie było przymierze? Gdzie obietnica?”. Kultu świątynnego nie ma do dziś. Judaizm musiał na nowo odczytać przesłanie Starego Testamentu. Chrześcijanie znajdowali odpowiedź w Jezusie. On stał się nową świątynią. „Sam Jezus jest obecnością żywego Boga. W Nim znajdują się blisko siebie Bóg i człowiek, Bóg i świat. W Nim rzeczywistością stało się to, co wyrażał obrzęd Dnia Przebłagania: w swej złożonej na krzyżu ofierze Jezus włącza niejako w miłość Bożą cały grzech świata, i w niej gładzi go. Przystąpienie do krzyża, nawiązanie wspólnoty z Chrystusem oznacza wejście w obszar przemiany i ekspiacji”.  

Cały rozdział o umywaniu nóg jest przepiękną biblijną medytacją. Benedykt: „W symbolicznej czynności Jezus ukazuje całość swej służby dla zbawienia. Wyzbywa się swego boskiego blasku, klęka niejako przed nami, obmywa i wyciera nasze brudne stopy, aby nas uzdolnić do wzięcia udziału w weselnej uczcie Boga”. I pointa: „Nauczyć się czynić razem z Nim to, co On uczynił, możemy tylko wtedy, gdy będziemy ciągle na nowo pozwalali, żeby sam Pan nas obmywał, nas »oczyszczał«. Istotną rzeczą jest, żeby nasze ja zostało włączone w Jego ja”.  

Papież rozważa tajemnicę zdrady Judasza. Temat, który zawsze budził i budzi wiele pytań. „Jego druga tragedia – po dokonaniu zdrady – polega na niemożności uwierzenia w przebaczenie. Jego skrucha zamienia się w rozpacz. Odtąd widzi już tylko siebie samego i swoje ciemności; nie widzi już światła Jezusa, które może rozjaśnić i pokonać również ciemności. W ten sposób ukazuje nam fałszywą odmianę skruchy; skrucha, która utraciła już zdolność nadziei i widzi jedynie własne ciemności, jest destruktywna i nie jest autentyczną skruchą. Składnikiem prawdziwej skruchy jest pewność nadziei – pewność, która rodzi się z wiary w większą moc Światła, które w Jezusie stało się ciałem”.

Omawiając modlitwę w Getsemani, papież czyni aluzję do miejsca, która była świadkiem trwogi Jezusa. Pisze, że „Góra Oliwna jest ta sama, co wtedy”. „Tutaj Jezus doświadczył krańcowej samotności i całej nędzy egzystencji człowieka… Tutaj walczył także o mnie”. To ostatnie zdanie, jakby wrzucone mimochodem, dobrze ilustruje papieski styl. To jest ciągłe przerzucanie mostów między teologią a duchowością, między historycznym realizmem postaci Jezusa a moim życiem.

Proces Jezusa

Już przed oficjalną publikacją książki zwracano uwagę na fragmenty poświęcone procesowi Jezusa. Benedykt XVI wykazuje na podstawie świadectw biblijnych, że nie wolno przypisywać winy śmierci Jezusa narodowi żydowskiemu jako takiemu. To jednak nie jest żadna nowość. Już podczas Soboru Watykańskiego II zostało to jednoznacznie powiedziane. Czynienie więc z tej informacji jakiejś rewelacji jest nieporozumieniem. Owszem, piękny jest komentarz Benedykta do słów z Ewangelii Mateusza: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze”, wypowiedzianych przez  „cały lud” (27,25). Te słowa rzeczywiście były przez wieki powodem oskarżania żydów o śmierć Jezusa. Benedykt pisze, że krew Jezusa „nie woła o pomstę i karę, ale jest pojednaniem. Nie jest wylewana przeciw komuś, lecz jest to krew wylana za wielu, za wszystkich. (…) my wszyscy potrzebujemy oczyszczającej mocy miłości, którą jest Jego krew. Jest ona nie przekleństwem, lecz odkupieniem i zbawieniem”.

Wiele miejsca Benedykt poświęca tajemnicy Krzyża. Kilkakrotnie pojawia się słowo rzadko dziś używane: „ekspiacja”, czyli wynagrodzenie za zło. W tę stronę biegnie papieska myśl. Papież łączy to słowo z Pawłowym terminem „narzędzie przebłagania” (gr. hilasterion). To słowo wiązało się z starotestamentalnymi obrzędami pojednania, w których krew zwierząt była elementem ekspiacji za zło.  Nasze pojednanie z Bogiem dokonuje się we krwi Chrystusa. Ale zrozumienie tego nie jest proste. Ludzie wciąż pytają, po co ta śmierć. Czy Bóg domagając się jej od swojego Syna, nie jest Bogiem okrutnym? Sedno papieskiej odpowiedzi: „Nie jest tak, że okrutny Bóg domaga się czegoś nieskończonego. Jest dokładnie odwrotnie. Sam Bóg czyni siebie miejscem pojednania i w swoim Synu bierze na siebie cierpienie. Sam Bóg ofiaruje światu w darze swą nieskończoną czystość. Sam Bóg »pije kielich« całej potworności i w ten sposób przywraca prawo przez wielkość swej miłości, która w cierpieniu przekształca ciemność”. Brzmi trudno? Benedykt dopowiada: „Ewangelii nie da się w końcu rozłożyć na formuły naszego rozumu”. „Ciemność i nielogiczność grzechu spotykają się w Krzyżu z nazbyt wielką dla naszych oczu świętością Boga, to zaś wychodzi poza ramy naszej logiki”. Tym niemniej „tajemnicy ekspiacji absolutnie nie należy składać na ołtarzu racjonalizmu besserwisserów”.

Ostatni rozdział poświęcony jest zmartwychwstaniu Jezusa. „Od Zmartwychwstania zależy to, czy Jezus tylko był, czy też również jest. W „tak” lub „nie”, jako odpowiedzi na to pytanie, chodzi nie o jedno wydarzenie obok wielu innych, lecz o postać Jezusa jako taką”. Uderzyła mnie w tej część myśl, że swoistym dowodem na zmartwychwstanie jest niedziela. Benedykt zwraca uwagę, że pierwsi chrześcijanie (wszyscy byli żydami!) zerwali z tradycją szabatu i zastąpili go pierwszym dniem tygodnia. „Tylko wydarzenie, które z niezwykłą siłąodcisnęło się w duszach, mogło spowodować tak istotneprzeobrażenie w religijnej kulturze tygodnia”. „Dla mnie celebrowanie dnia Pańskiego jest jednym z najmocniejszych dowodów tego, że w tym dniu wydarzyło się coś niezwykłego – odkrycie pustego grobu i spotkanie ze zmartwychwstałym Panem” – pisze Benedykt.

Lektura książki może być momentami trudna. Nie trzeba jej jednak czytać od deski do deski. Zarówno pierwszy, jak i drugi tom można czytać fragmentami, najlepiej mając otwartą Biblię. Poszczególne rozdziały stanowią minitraktaty teologiczne. To znakomita katecheza dla dorosłych. To także tekst, który wprowadza do osobistej medytacji lub rekolekcji.

W obu tomach „Jezusa z Nazaretu” zabrakło historii dzieciństwa Jezusa. Ojciec Święty obiecał, że jeśli starczy mu sił, omówi ten temat w niewielkim zeszycie. Książka już została przetłumaczona na 18 języków o łącznym nakładzie 2 mln egzemplarzy. W Rzymie zostanie zaprezentowana 13 marca, a w Polsce trzy dni wcześniej.

Joseph Ratzinger Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, część II, Od wyjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2011.