Papież musiał zginąć

Andrzej Grajewski

publikacja 08.02.2011 08:45

Jako jedyni poznaliśmy niepublikowane dotąd wyjaśnienia Mehmeta Ali Agcy, który strzelał do Jana Pawła II. Ujawniamy, kto zaplanował zamach i kto jeszcze strzelał do papieża 13 maja 1981 r.

Papież musiał zginąć Studio Graficzne GN

W kwietniu 2006 r. katowicki pion śledczy IPN wszczął śledztwo w sprawie zamachu na życie Jana Pawła II. Jego najważniejszym celem było ustalenie okoliczności przygotowania do zamachu, szczegółowe opisanie przebiegu oraz ujawnienie działań dezinformacyjnych, podjętych w latach 80. ub. wieku. Prowadzi je Michał Skwara, prokurator IPN, który zgromadził już wiele tomów dokumentów w tej sprawie, głównie włoskich. Wśród nich wyjątkowe znaczenie mają wyjaśnienia Mehmeta Ali Agcy (dalej Agca), niedoszłego zabójcy Jana Pawła II, składane przed włoskimi sędziami od grudnia 1981 r. do wiosny 1985 r. Żadna ich część nigdy nie była publikowana, znane są tylko z omówień na sali sądowej. Nie mieli do nich dostępu nawet autorzy najgłośniejszych książek na temat zamachu – Paul B. Henze, Nigel West czy Claire Sterling. 
Wybrane dokumenty, które znajdują się w IPN, zostaną wydane w książce, która – mam nadzieję – będzie miała premierę 13 maja br., w 30. rocznicę zamachu na papieża. Ponieważ od pewnego czasu jako ekspert pomagałem w prowadzeniu tego śledztwa, zostałem poproszony o dokonanie ich wyboru, opracowanie, a także napisanie wstępu. Zanim książka będzie dostępna, w czterech najbliższych numerach GN ukaże się cykl artykułów, w których odtworzymy przebieg zamachu, wcześniejsze przygotowania oraz wskażemy, kto i w jakiej roli w nim uczestniczył. 

Wersja niepełna, lecz wiarygodna 
W obiegowej opinii utarło się przekonanie, że Agca jest notorycznym kłamcą, który nigdy nie przedstawił prawdziwej wersji zamachu, przygotowań do niego oraz jego zleceniodawców. To przekonanie utrwaliły zwłaszcza głośne ekscesy na sali sądowej w 1985 r. oraz późniejsze, kiedy Agca ogłaszał się mesjaszem, ręką Opatrzności i zmieniał bądź odwoływał praktycznie wszystkie swoje zeznania. Także jego liczne wywiady oraz książka gmatwały tropy i zaciemniały obraz. Agca zapowiadał, że ujawni prawdę, gdy odzyskał wolność w ubiegłym roku, ale jak dotąd milczy. Do tego doszła gigantyczna kampania dezinformacyjna, prowadzona w mediach zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, która miała zdyskredytować wszystkie próby dotarcia do prawdy. Kiedy jednak uważnie czyta się wyjaśnienia Agcy, wyłania się z nich spójna, logiczna i komplementarna wersja wydarzeń, którą on sam modyfikuje później w wielu szczegółach, np. ukrywając początkowo tożsamość niektórych osób, ale nie zmieniając zasadniczej chronologii wydarzeń oraz roli osób w niej występujących. Nie twierdzę, że ta wersja jest w każdym detalu prawdziwa. Proces, który rozpoczął się w 1985 r., zweryfikował wiele z jego stwierdzeń. Należy pamiętać, że przed sądem nie stanęli nigdy najważniejsi pomocnicy Agcy, zarówno Bułgarzy, jak i Turcy. Włoski sąd nie próbował także weryfikować śladów wskazujących nie tylko na bułgarski, ale i na sowiecki ślad w wyjaśnieniach Agcy, co można wytłumaczyć ówczesną sytuacją międzynarodową. Agca zawsze wskazuje na ludzi, którzy przebywali w określonym czasie i miejscu, których tożsamość została później w różny sposób potwierdzona. 

Opowiada o okolicznościach, w których mieli z nim się spotkać. Nie ma tam żadnej postaci wymyślonej, mimo że mówi o ponad 20 osobach. Kiedy zdecydował się mówić, był już osądzony (w lipcu 1981 r.) i skazany na dożywocie. Ponieważ nie przyszedł ratunek z zewnątrz, na który liczył, sam postanowił się ratować. W świetle tych wyjaśnień należy odrzucić szeroko lansowaną w niektórych mediach ocenę, że Agca w swoich wyjaśnieniach był inspirowany przez włoskie służby specjalne. Jedyne udokumentowane takie spotkanie miało miejsce 29 grudnia 1981 r. i ograniczyło się do złożenia mu obietnicy złagodzenia wyroku za przerwanie milczenia. Wszystkie inne twierdzenia są dezinformacją, rozsiewaną przez obrońców Bułgara i Turków, aby podważyć wiarygodność zeznań Agcy. W swej relacji ogranicza się on głównie do „technicznej” strony zamachu i nie odsłania politycznych mocodawców zbrodni, którą miał popełnić. Nie podważa to jednak jej wartości. W moim przekonaniu, wersja Agcy zaprezentowana w czasie wyjaśnień przed włoskimi sędziami jest najbardziej szczegółową i najbardziej zbliżoną do prawdy wersją wydarzeń, które miały doprowadzić do zgładzenia Jana Pawła II. 
 

Plac św. Piotra w Watykanie 13 maja 1981 r. 
Audiencja generalna zaczęła się punktualnie o godz. 17. Był pogodny, ciepły dzień. Papież uśmiechnięty odkrytym samochodem wyjechał od strony Wieży Dzwonów. Obok niego w samochodzie siedział jego sekretarz osobisty ks. Stanisław Dziwisz. Samochód z papieżem powoli zaczął objeżdżać wypełniony wiernymi Plac św. Piotra. Nikt nie zwracał uwagi na młodego człowieka w szarej marynarce, który stanął w sektorze E. Jak pozostali, robił zdjęcia, a w każdym razie trzymał w ręku aparat fotograficzny. To był Ali Agca, poszukiwany międzynarodowym listem gończym turecki terrorysta i zamachowiec, oskarżony m. in. o zabicie w lutym 1979 r. Abdiego Ipekciego, redaktora naczelnego „Milliyet”, jednego z największych tureckich dzienników. W listopadzie 1979 r., w przeddzień przyjazdu Jana Pawła II do Turcji, Agca przesłał właśnie do tej gazety list, w którym groził, że zabije papieża. Później nie umiał wyjaśnić powodów tego czynu. Był muzułmaninem, ale sprawy religijne nigdy go nie interesowały. Z pewnością nie był religijnym fanatykiem. Amerykański dziennikarz Paul B. Henze twierdzi, że list jest dowodem na to, że już wtedy Agca, być może sam o tym nie wiedząc, był obsadzony w roli papieskiego zabójcy. 

We Włoszech był od kwietnia 1981 r. Wiele podróżując po kraju, m.in. zapisał się na uniwersytet dla cudzoziemców w Perugii. Posługiwał się paszportem na nazwisko Faruk Ozgun. Tego dnia, gdy Agca na niego czeka, papież praktycznie jest chroniony jedynie przez żandarmów, którzy idą wokół jego pojazdu. W pewnym momencie papieski pojazd znajduje się naprzeciwko Agcy, ale Jan Paweł II jest obrócony do niego tyłem. Turek nie strzela, choć ma bardzo dogodną pozycję, gdyż papieski pojazd porusza się bardzo wolno, co chwilę przystając. Agca jednak wie, że jego chwila jeszcze nie nadeszła, a papież za chwilę po raz drugi okrąży plac. Czeka więc, aż będzie odwrócony do niego przodem, aby z odległości ok. 3 metrów wpakować weń kule z Browninga kal. 9 mm. Jest zawodowcem, świetnie strzela, słynie z opanowania i zimnej krwi, co udowodnił zarówno w czasie wcześniejszych akcji, jak i brawurowej ucieczki z najlepiej strzeżonego tureckiego więzienia wojskowego w Kartal Maltepe.

Na zdjęciach, które obiegną później cały świat, utrwalony jest moment, gdy Agca zaczyna strzelać. Jest godz. 17.19. Moment został wybrany idealnie, gdyż przed chwilą papamobile zatrzymał się, aby papież mógł wziąć w ramiona maleńką Sarę Bartoli, podaną mu przez rodziców z tłumu. Kiedy papież oddaje dziecko rodzicom i błogosławi wiernych, Agca rzuca na ziemię aparat i zza paska spodni wyciąga pistolet, przysłonięty wcześniej marynarką. Browning jest już naładowany i odbezpieczony. Agca wznosi broń nad głową i strzela. Ile strzałów pada? Dwa lub trzy, powie później Agca przed sądem. Ekspertyza balistyczna, a przede wszystkim ślady po kulach na papamobile wskazują, że strzałów było więcej i że zostały oddane z różnych kierunków. A to oznacza, że strzelców było więcej. Kto był z Agcą? 

Przyjaciele z Malatyi 
Poszerzmy teraz wąski kadr ze znanego zdjęcia, aby objąć wzrokiem szerszą grupę ludzi zgromadzonych niedaleko miejsca, w którym stoi Agca. Włoski sąd dysponuje takimi fotografiami. Włoscy prokuratorzy zaznaczyli kółkami cztery postacie, które były później zidentyfikowane jako prawdopodobni wspólnicy Agcy. Najważniejszym z nich jest Oral Celik, przyjaciel Agcy, o którym on sam będzie mówił, że był mu jak „brat”. To prawdopodobnie on wprowadził Agcę do grona „Szarych Wilków” – skrajnie nacjonalistycznej organizacji terrorystycznej, siejącej postrach w Turcji i poza jej granicami. Podobnie jak Agca pochodził z Malatyi, miasta w Anatolii. Celik brał udział w zamachu na Ipekciego, odegrał także ważną rolę w uwalnianiu Agcy z więzienia w Kartal Maltepe. Blisko rok wspólnie przygotowywali plan zabicia papieża, uzgadniając szczegóły i podział ról. Stanęli na placu w odległości kilkunastu metrów od siebie, Celik bliżej fontanny. Cały czas byli w kontakcie wzrokowym. Ustalili, że zaczyna strzelać ten, kto ma lepszą pozycję. Los zrządził, że papież znalazł się obok Agcy, dlatego to on skinął głową w stronę Celika i sięgnął po broń. Mierzył w tułów papieża. Czy strzelał tylko on, czy także Celik? Tej sprawy ostatecznie nie rozstrzygnięto. Agca początkowo starał się ukrywać tożsamość Celika, gdy jednak zaczął mówić, nie ulegało wątpliwości, że jego rola w przygotowaniu zamachu była kluczowa. Gdyby potwierdzono, że Celik także strzelał, mogłoby się okazać, że to właśnie jego pocisk trafił papieża w palec i lewe przedramię. Taką możliwość dopuszcza jedna z rekonstrukcji techniczno-balistycznych, analizująca tor pocisków. 

 

Miał rzucić granaty 
Nieopodal stał dobry znajomy tej dwójki – Omer Ay. Znali się od dawna. To Ay wiosną 1980 r. pomógł Agcy uzyskać fałszywy paszport na nazwisko Faruk Ozgun, z którym przyjechał do Włoch. Później razem mieszkali w Wiedniu, a w 1981 r. spotykali się RFN. W trakcie zamachu Ay nie stał w tej samej linii co Agca i Celik, lecz nieco z tyłu, w pobliżu kiosku Poczty Watykańskiej. Był uzbrojony, ale nie miał strzelać. Jego zadaniem było rzucenie w tłum granatów hukowych, które miał w torbie, aby wywołać panikę, co dawało całej grupie szanse ucieczki. Panika na placu rzeczywiście wybuchła po strzałach.

Ranny był nie tylko papież, którego błyskawicznie wywieziono z placu. Postrzelone zostały także dwie kobiety. Na zamachowców w umówionym miejscu czekał pracownik bułgarskich linii lotniczych Sergiej Antonow. Jego samochód, niebieski Alfa Romeo 2000, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami czekał zaparkowany pod kanadyjską ambasadą przy Watykanie, która znajduje się przy ulicy Conziliazione. Antonow miał zawieźć zamachowców do bułgarskiej ambasady, skąd tego samego dnia, wieczorem, opieczętowanym TIR-em, jako bagaż dyplomatyczny, mieli zostać przerzuceni do Jugosławii bądź Bułgarii. Ay wcześniej kontaktował się wielokrotnie z Agcą i uczestniczył w spotkaniach, na których omawiano szczegóły zamachu oraz podział pieniędzy, jakie mieli za niego otrzymać. Pytanie, dlaczego granaty nie zostały rzucone, pozostaje bez odpowiedzi. Agca wyjaśniał to tym, że miały zostać użyte po piątym strzale, a padły tylko trzy. Poza tym Ay widział, jak szybko Agca został zatrzymany dzięki franciszkance, s. Letycji z Bergamo, która rzuciła się na zamachowca. To skłoniło Aya do panicznej ucieczki z Placu św. Piotra. 

Kim jest Akif? 
Czwartym zamachowcem był Sedat Sirri Kadem, przyjaciel Agcy z dzieciństwa, którego nazwisko zamachowiec długo chronił. W zeznaniach innych Turków figurował pod pseudonimem Akif. Śledczy długo się głowili, zanim na podstawie zeznań innego Turka, Yalçına Özbeya, ustalili wreszcie jego prawdziwą tożsamość. Agca mylił tropy w sprawie Akifa, ponieważ czuł się z nim blisko związany. Wspólnie chodzili do liceum Kamela Mustafy w Malatyi, choć bliżej Agca poznał go dopiero później, za pośrednictwem Celika. Kadem był członkiem lewicowej bojówki Dev-Sol, która utrzymywała kontakt z palestyńskimi ugrupowaniami terrorystycznymi. W Rzymie używał fałszywego paszportu na nazwisko Galip Ilmez. Na Placu św. Piotra był uzbrojony. Stał w innym miejscu aniżeli Celik i Agca. Miał strzelać, gdyby papież znalazł się właśnie w pobliżu niego. Posiadał opinię świetnego strzelca. Agca twierdził, że Sedat Sirri Kadem razem z nim przeszedł przeszkolenie w palestyńskim obozie w 1977 r. (to ważny wątek, do którego jeszcze wrócę). Dlatego gdy rozważano wariant zastrzelenia papieża w czasie wizytacji w jednej z rzymskich parafii, brano pod uwagę użycie długiej broni, a strzelcem miał być właśnie on. Jednak plan zamachu, którego cała czwórka miała dokonać w Watykanie, nie był ich dziełem. Byli jedynie wykonawcami. W Rzymie pojawili się trzy dni wcześniej. Nie znali miasta ani topografii Watykanu. Nigdy z bliska nie widzieli papieża ani nie wiedzieli, jaki jest przebieg audiencji generalnych. Te szczegóły były dobrze znane trójce Bułgarów, których Agca znał pod nazwiskami: Sotir Kolev, Sotir Petrov i Bayramik. W istocie byli to Todor Stojkow Ajvazov, Jelio Kolew Wasiliew oraz Sergiej Antonow. Rola tego ostatniego w całym przedsięwzięciu była najmniej ważna, ale to właśnie on, jako jedyny z Bułgarów, został aresztowany w listopadzie 1982 r. Stanął przed włoskim sądem w 1985 r. Ten jednak nie znalazł dostatecznych dowodów jego winy i zwolnił go w kwietniu 1986 roku z więzienia. 

Trzy dni wcześniej. Plac św. Piotra 10.05.1981 r. 
W niedzielne popołudnie wśród tłumu turystów i rzymian, przechadzających się po pustym już Placu św. Piotra, niczyjej uwagi nie zwracało dwóch mężczyzn spacerujących wzdłuż kolumnady Berniniego. Zatrzymywali się przy kiosku Poczty Watykańskiej, żywo dyskutowali i uważnie obserwowali wszystkie szczegóły. Gdyby ktoś próbował podsłuchiwać ich, toczoną w języku angielskim, rozmowę, dowiedziałby się, że wyższy i starszy nazywany jest Sotirem, a niższy hinduskim imieniem Yoginder. Sotir Kolev to pseudonim oficera bułgarskiego wywiadu Todora Stojkowa Ajvazowa, który pracował w Rzymie pod przykryciem kasjera bułgarskiej ambasady. Agca tak go opisuje: „Z wyglądu miał około 25–28 lat i około 180 cm wzrostu, czarne włosy, trochę długie opadające na ramiona, bez brody i wąsów, o szczupłej, nieokrągłej twarzy i koloru oliwkowego; miał na sobie kurtkę skórzaną typu kierowcy ciężarówki, koloru czarnego, rozpiętą koszulę”. Jego prawdziwe nazwisko Agca poznał dopiero w więzieniu, gdy w czasie jednego z przesłuchań pokazano mu album ze zdjęciami 56 osób, z których wskazał 3 Bułgarów. Z zeznań Agcy wynika, że to Ajvazov był w Rzymie mózgiem całego przedsięwzięcia. Agca poznał go rok wcześniej w Sofii. Posługiwał się wówczas fałszywym paszportem na nazwisko Yoginder Sing, tak właśnie później nazywał go Ajvazov. Używał także imienia Metin, innego pseudonimu Agcy, którym tamten posługiwał się w rozmowach telefonicznych. Tamtego popołudnia Agca po raz pierwszy zobaczył papieża, jak wyjeżdżał z Watykanu. Zaplanowali, że gdyby nie powiódł się zamach w najbliższą środę, 13 maja, spróbują ponownie 17 maja, strzelając do niego z broni snajperskiej, gdy będzie pozdrawiał wiernych w czasie modlitwy „Anioł Pański” albo gdy będzie jechał na wizytację. 

Wcześniej Ajvazov zaprowadził Agcę do hotelu Isa, gdzie miał spędzić ostatnie trzy dni przed zamachem. Rano tego dnia wspólnie z Celikiem i Ajvazovem spotkali się w barze Cafe Indipendenza koło dworca Termini, a później poszli do hotelu Ymca, w którym Agca mieszkał. W hotelowym pokoju Ajvazov zapoznał ich ze swoją dokumentacją na temat sposobu poruszania się papieża po Placu św. Piotra – w niedzielę w czasie modlitwy „Anioł Pański” oraz w środę podczas audiencji generalnej. Przedstawił zdjęcia papieża w czasie audiencji, a także zdjęcia sytuacyjne z samego placu, szczególnie koncentrujące się na różnych wyjściach i wejściach na jego teren. Wtedy wybrano miejsce, z którego Agca miał strzelać. Chodziło także o to, aby w decydującym momencie nie został oślepiony przez słońce, a jednocześnie miał możliwość stosunkowo łatwej ucieczki. Następnego dnia wizja na Placu św. Piotra została powtórzona. Uczestniczyli w niej także pozostali Turcy, którzy mieli brać udział w zamachu, a więc Oral Celik, Omer Ay oraz Sedat Sirri Kadem. Wówczas też szczegółowo omówiono plany ewakuacji po zamachu, przechodząc drogę od placu pod ambasadę, gdzie w samochodzie miał na nich czekać Antonow. Już wcześniej ustalono, że gdyby strzały Agcy nie były celne, do akcji miał wchodzić kolejny zamachowiec. Jan Paweł II nie mógł żywy opuścić placu. Jak Agca powiedział w czasie składania wyjaśnień: „Nasze uzgodnienia były takie, że w każdym przypadku papież musiał zginąć”.

W następnym odcinku o wcześniejszych fazach przygotowania zamachu, spotkaniach w Mediolanie, Zurychu oraz Sofii.