Potrzebujemy proroków

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 14.12.2010 09:21

Prorok ma dar widzenia więcej i dalej niż inni. Demaskuje zło, czyta znaki czasu, woła o świętość. Kościół i świat potrzebują proroków, choć, jak zawsze, mało kto chce ich słuchać.

Potrzebujemy proroków Roman Koszowski/Agencja GN Prorok Eliasz

W języku popularnym prorok uchodzi za rodzaj wróżki, która przepowiada przyszłość. To zupełnie nie tak. W Biblii prorocy to ludzie, którzy w imieniu Boga głoszą prawdę. Czynią to za pomocą słów, gestów, życia, często swojej śmierci. Działają nie na podstawie swojej mądrości czy wiedzy, ale z natchnienia Bożego Ducha. Burzą tzw. święty spokój, aby wprowadzić pokój Boży, oparty na prawdzie. Prorocy nie są bohaterami jedynie odległych biblijnych historii. Spotykamy ich w całej historii, także dziś. 

Przykład pierwszy z brzegu. Czy nie prorockim znakiem było poświęcenie barcelońskiej świątyni Świętej Rodziny, zaprojektowanej przez genialnego i zarazem świętego architekta? Benedykt XVI konsekrował ten kościół w Hiszpanii pod rządami Zapatero, który walkę z religią i rodziną uczynił priorytetem swojego rządu. Papież przywołał słowa Gaudiego: „Kościół jest jedyną rzeczą, która jest godna wyrażać duszę narodu, bo religia jest najbardziej wzniosłą sprawą w człowieku”. To zdanie musiało podnieść ciśnienie nie tylko premierowi Hiszpanii, ale i wszystkim jemu podobnym politykom, którzy tak bardzo starają się budować świat poza Bogiem, czyli świat bezbożny. To jest właśnie zadanie proroka – przypominać prawdę tym, którzy o niej zapomnieli, nie chcą jej znać albo uwierzyli, że nie ma żadnej prawdy. 

Prorok nie jest miłym gościem 
Posłannictwo proroka nie ma charakteru instytucjonalnego. Bóg udziela tego daru, komu chce i kiedy chce. Inicjatywa należy całkowicie do Niego. Ludzie wybrani do tej misji niekoniecznie są zachwyceni, przeżywają ją raczej jako ciężar. Izajasz woła: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach” (Iz 6,5). Jeremiasz: „Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem” (Jer 1,6). Ezechiel: „Poszedłem zgorzkniały, z podnieceniem w duszy, a mocna ręka Pańska spoczywała nade mną” (Ez 3,14). 

Te wyznania świadczą dobitnie, że prorocy nie realizują własnych programów, ale program samego Boga. Losem proroka jest na ogół odrzucenie, kneblowanie ust, prześladowanie, a nawet śmierć. „Jeruzalem, które zabijasz proroków” – to gorzkie słowa Jezusa, który doświadczył na sobie tej prawdy. Skąd bierze się ten gwałtowny sprzeciw wobec proroków? Ponieważ głoszą prawdę, która wyzwala, a ta na ogół nie jest przy-jemna. Budzą sumienia, oskarżają zakłamaną pobożność, moralność na pokaz, życie na niby. Wydobywają na światło dzienne wszelkie ciemności. 

Sięgają do spraw, o których wielu chciałoby zapomnieć, wyrzucić z pamięci, zepchnąć na dno podświadomości. Kiedy król Dawid zgrzeszył z Batszebą i zabił jej męża, prorok Natan opowiedział „teoretyczną” historyjkę o okrutnym satrapie, ale na końcu rzucił Dawidowi w twarz: „Ty jesteś tym człowiekiem”. Jan Chrzciciel wołał ostro do faryzeuszów: „Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem”. Prorocy demaskują fałsz, formalizm czy faryzeizm, nie zważając na urząd, instytucje, tytuły. Wtrącają się do polityki i religii, krytykując władców i duchownych. Przy czym nie chodzi koniecznie o zniesienie instytucji, ale raczej o ich uzdrowienie, o poddawanie ich pod osąd Bożej prawdy, o sprowadzanie ich na właściwą drogę, o rozbijanie skorupy bezduszności, formalizmu, którym obrastają. 

Albo Bóg, albo bożki 
Prorocy głoszą Boga, ale innego od ludzkich oczekiwań; Boga, który nie dostosowuje się do naszych planów, jest nieprzewidywalny i nie można nim rozporządzać; Boga, który „nie jest wujkiem, ale trzęsieniem ziemi” (A .J. Heschel). Prorocy są obrońcami prawdziwej religii przed bałwochwalstwem. Jeśli ktoś myśli, że dzisiaj kult bożków to przeszłość, jest w błędzie. Enzo Bianchi zauważa: „Prawdziwa alternatywa, wobec której stoi każdy człowiek, jest i pozostanie zawsze taka sama: albo przyjęcie Boga żywego przez posłuszną służbę sprawie wiary, albo odrzucenie Boga i w konsekwencji zgoda na służbę fałszywym bogom. Słowo Boże formułuje sąd jasny i wyraźny, nie ma ateistów i ludu Bożego, lecz są bałwochwalcy i wierzący, kuszeni ciągle bałwochwalstwem”. Prorok burzy ołtarze, na których ludzie poustawiali swoje bożki. Zapowiada sąd, ostrzega przed karzącym Bożym gniewem, czyli opłakanymi konsekwencjami trwania w złu lub w obojętności. Jednocześnie prorockie słowo niesie nadzieję na wybawienie. Bóg nie chce przecież naszej klęski, ale całym sobą walczy o ludzi. Jeśli niepokoi, oskarża, wyrywa z uśpienia, to robi to po to, byśmy nie zginęli zaczadzeni jakimś modnym kłamstwem. W prorockim słowie jest ogień, to żar miłości, która oczyszcza. 
 

 

Święci jako prorocy 
„Święty Lud Boży ma udział w proroczej funkcji Chrystusa”, przypomniał ostatni sobór. Duch Święty pobudza ciągle konkretnych ludzi, aby budzili Kościół i świat z uśpienia. Benedykt XVI: „W czasach kryzysu i zamętu Bóg wzbudzał wielkich świętych i proroków odnowy Kościoła i społeczeństwa chrześcijańskiego”. Święci są ludźmi Ducha, którzy patrzą krytycznie na Kościół po to, by czynić go bardziej Jezusowym, bardziej świętym. Prorocy nie objawiają nowych prawd, ale przypominają stare, a zapomniane. Kiedy po edykcie mediolańskim chrześcijaństwo z religii prześladowanej w cesarstwie rzymskim stało się religią tolerowaną, a z czasem preferowaną, jakość życia chrześcijan zaczęła gwałtowanie spadać. Wtedy pojawili się święci mnisi uciekający na pustynię w poszukiwaniu głębszego życia wiarą. To był prorocki ruch protestu przeciwko letniej wersji chrześcijaństwa i przypomnienie o wysokim ideale Ewangelii. Z biegiem wieków sama instytucja zakonu potrzebowała ewangelicznej odnowy. Zjawiają się wtedy św. Bernard, św. Franciszek, św. Dominik i inni. Franciszek całym swoim życiem walczył przeciwko nieustannie obecnych w Kościele pokusach wielkości, władzy, bogactwa. Prorocką moc miały także kobiety, jak św. Brygida Szwedzka czy św. Katarzyna ze Sieny, napominające papieży, aby powrócili z Awinionu do Rzymu. Prorockim zapałem płonął św. Karol Boromeusz, który z dworskiego kardynała-nepota przemienił się w gorliwego biskupa. Kiedy wizytował parafie swojej diecezji, księża „pożal się Boże” uciekali przed nim w popłochu. 

A prorocy bliżsi naszych czasów? Było coś profetycznego w posłudze Jana Pawła II, zwłaszcza w jego gestach, które otwierały nowe duchowe przestrzenie (pierwszy papież w synagodze, wyznanie grzechów Kościoła, wielkie dni młodzieży itd.). Prorokiem była bł. Matka Teresa. Bodaj najmocniejszym prorockim słowem wobec świata było jej wystąpienie podczas odbierania Pokojowej Nagrody Nobla. Matka Teresa upomniała się o dzieci nienarodzone, wypominając obłudę bogatemu Zachodowi. O jakim pokoju mówimy, jeżeli pozwalamy, by matka zabijała, zgodnie z prawem, własne dziecko, najbardziej bezbronną istotę na ziemi – pytała. Bł. Jerzy Popiełuszko. Zwykły wikary, który chyba sam do końca nie rozumiał, jak to się stało, że jego proste kazania niosły w sobie tyle prorockiego ognia, którego tak wystraszyli się komuniści, że postanowili go ugasić w wodach Wisły. 

Prorokiem jest Benedykt XVI, który ma odwagę nazywać po imieniu współczesne formy bałwochwalstwa i nieustannie przypomina, że Bóg jest pierwszy, a to, co pierwsze, musi być pierwsze. Spora dawka lekceważenia, a nawet nienawiści, której doświadcza papież ze strony wszystkowiedzących elit, potwierdza tylko jego prorocki charyzmat i moc jego słowa. Nic dziwnego, zwyczajny los proroka. Wilki będą wyły (im bliżej końca świata, tym głośniej). Religii nie szkodzi jednak tak bardzo to, że się jej ktoś sprzeciwia. Groźniejsze dla niej jest, gdy próbuje się ją zagłaskać i rozwodnić, w myśl nowoczesnych dogmatów typu „wszystkie poglądy i wiary są równe”, a „najważniejsze jest to, żeby było miło”. Jak zauważa Agnieszka Kołakowska (w iście proroczym stylu), „Postmodernizm [czyli obowiązująca doktryna współczesnej kultury – przyp. T.J.] może uznać religię jako dozwoloną lub nawet pożyteczną, tylko jeśli jest rozwodniona do tego stopnia, że nic z niej nie zostanie – trochę jak lekarstwo homeopatyczne”. Być może bardziej niż agresywnych medialnych komentarzy trzeba obawiać się ludzi Kościoła, którzy umizgują się do współczesnych mód lub zamienili ewangeliczną sól na politycznie poprawny bełkot. 

Prorocy to nie tylko temat dotyczący tzw. wielkiego świata. Front duchowej walki biegnie środkiem zwykłego życia każdego, każdego z nas. My też potrzebujemy proroków. I Bóg ich posyła. Posługuje się mężem, żoną, dzieckiem, sąsiadką, kolegą z pracy, przełożonym lub podwładnym... W konkretnych sytuacjach życia stają się oni głosem Boga. Dzięki ich słowu lub postawie odkrywamy jakąś trudną prawdę o sobie. Bywa odwrotnie. To ja w jakiejś sytuacji powinienem stać się prorokiem. Nieraz trzeba zaprotestować przeciwko zakłamaniu, nieuczciwości, obłudzie, przeciwko jakiejś nieprawdzie, w której żyje mój brat, siostra, moje środowisko. Oczywiście prawda nigdy nie może stać się rodzajem kija, którym okładam bliźniego. Potrzeba sporo pokory, ale i odwagi, by podjąć mądre decyzje. Obojętność lub ucieczka od odpowiedzialności nigdy dobrą decyzją nie jest. A że się boję? Normalne. Zwyczajny los proroka.