Droga możliwa

Pojednanie i pokój będą możliwe tylko wtedy, gdy włączone we wspólną pamięć zostaną doświadczenia wszystkich. Doświadczenia krzywd doświadczonych i wyrządzonych.

Droga możliwa

"Pokój jest możliwy, jeżeli się go naprawdę chce; a jeżeli pokój jest możliwy, to jest on obowiązkiem." Te słowa napisał w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju w roku 1973 Paweł VI. Przypomniał je - w takim samym orędziu, ponad 30 lat później Jan Paweł II. Te słowa przypomniały mi się, gdy czytałam kolejne wypowiedzi papieża Franciszka podczas wizyty apostolskiej w Kolumbii. Papież mówił o pojednaniu. To warunek i podstawa pokoju.

Zatem: pojednanie jest możliwe. Pod jednym warunkiem: że się go naprawdę chce. A jeśli jest możliwe, jest także moralnym obowiązkiem, od którego my - chrześcijanie - szczególnie nie możemy się wymigać. Przede wszystkim dlatego, że to my doświadczyliśmy Bożego przebaczenia, my mamy świadomość Bożej miłości. A "On nas prosi, abyśmy zawsze stawiali krok stanowczy i pewny ku braciom, rezygnując z roszczeń do tego, aby nam wybaczano bez naszego wybaczenia, abyśmy byli kochani bez kochania innych." (homilia w Kartagenie).

Jeśli pragniemy, by nam przebaczono, nie możemy trwać w nieprzebaczeniu. Jeśli pragniemy Jego miłości, to choć ona jest zawsze bezwarunkowa, nie możemy nie kochać innych. Nie możemy nie kochać nieprzyjaciół.

Pozostaje pytanie, jak ich kochać. Nie, miłość to nie przyzwalanie na zło. Miłość to nie zgoda na niesprawiedliwość i krzywdę. Miłość to nie zapomnienie i porzucenie sprawiedliwości. Miłość to staranie "o odkupienie tych, którzy pobłądzili a nie o ich zniszczenie, o sprawiedliwość a nie o zemstę, o zadośćuczynienie w prawdzie, a nie o niepamięć." Miłość to czekanie na ich powrót, z przekonaniem, że ci, którzy wyrządzili wiele zła, mogą przecież uczynić wiele dobra. Miłość to utrzymywanie otwartej drogi.

Ale i prorocki krzyk, oskarżający sprawców krzywd. Oskarżający nie ku potępieniu, ale ku nawróceniu.

"Ile zdziałaliśmy na rzecz spotkania i pokoju? Ile zaniedbaliśmy, pozwalając, aby w życiu naszego narodu urzeczywistniało się barbarzyństwo? Jezus każde nam zmierzyć się z tymi wzorcami postępowania, tymi stylami życia, które wyrządzają zło tkance społecznej i które niszczą wspólnotę. Ileż razy czymś normalnym stają się procesy przemocy, wykluczenia społecznego, a nie słychać naszego głosu, ani nasze ręce nie oskarżają proroczo!" - pyta papież w ostatniej homilii na ziemi kolumbijskiej. Trzeba, żebyśmy to pytanie zadali sobie także i my.

Także w Kościele. W przemówieniu na spotkaniu z kapłanami, zakonnikami, zakonnicami, seminarzystami i ich rodzinami papież mówił:

"W naszej wspólnocie nie może być miejsca dla trucizny kłamstwa, spraw ukrywanych, manipulacji i wyzyskiwania ludu Bożego, najsłabszych a zwłaszcza osób starszych i dzieci. Kiedy jakaś osoba konsekrowana, lub wspólnota, czy instytucja – czy to parafia czy jakakolwiek inna – postanawia iść za tym stylem jest uschłą gałęzią: trzeba tylko sobie usiąść i czekać, aż Bóg ją obetnie. Ale Bóg nie tylko obcina: przypowieść mówi dalej, że Bóg oczyszcza winorośl z niedoskonałości. Jakże piękne jest oczyszczenie! Boli, ale jest piękne. Treścią obietnicy jest to, że przyniesiemy owoce, i to w obfitości, niczym ziarno pszenicy, jeśli będziemy zdolni do daru z siebie, dobrowolnego dania swego życia."

Oczyszczenie. Istnieje taka pokusa, oczyszczenia zewnętrznego. Pokusa, która mówi, że jeśli wyrzucimy "brudnych", wspólnota będzie czysta i jaśniejąca. To pokusa, która zakłada, że istnieją "czyści", że ja i ty jesteśmy czyści. Nie ulegają jej ci, którzy wiedzą, że są pierwszymi, którzy powinni zostać wyrzuceni. Tyle, że czym innym jest wykluczenie ze wspólnoty, zwłaszcza jako tych, którzy już nas nie obchodzą, czym innym sprzeciw wobec zła, które wyrządzali (wyrządzają?).

Prorockie oskarżenie nie kłóci się z miłością. Jest jej wyrazem.

Ale to dygresja. Trzeba wrócić do głównego nurtu papieskiej wizyty.

"Niedostatek, grzech popełniony przez jednego, jest wyzwaniem dla nas wszystkich, ale angażuje przede wszystkim ofiarę grzechu tego brata; to ona jest wezwana do podjęcia inicjatywy, aby ten, kto uczynił coś złego, nie zagubił się" - mówił papież. To bardzo ważne przypomnienie. Po pierwsze, sposobu widzenia: ten, który skrzywdził, jest moim bratem. Po drugie, nazwania zła, które się stało. Określenia (i uzupełnienia) dobra, którego zabrakło. Po trzecie, celu: jest nim dobro brata, by - choć uczynił zło, choć MNIE je uczynił - nie zagubił się.

To, że jestem ofiarą czyjegoś grzechu jest zobowiązaniem do czynienia jeszcze większego dobra. Wobec siebie, by doświadczone zło mnie nie zniszczyło, wobec ludzi wokół i wobec tego brata mojego, by nie zginął. Tak, to zobowiązanie wszystkich, całej wspólnoty. Ale ja - jako ofiara, nie tylko nie jestem z niego wykluczony, ale przeciwnie: jestem pierwszym wybranym, by je podjąć.

"Trudno zaakceptować przemianę ludzi, którzy odwołali się do okrutnej przemocy, aby osiągnąć swoje cele, aby chronić nielegalne interesy i wzbogacić się lub złudnie uważają, że bronią życia swoich braci. Z pewnością wyzwaniem dla każdego z nas jest nabranie ufności, że ci ludzie, którzy wyrządzili cierpienia całym wspólnotom i całemu krajowi mogą podjąć jakieś kroki pozytywne." - mówił papież w sobotę Medellin. I dodawał: - "Nawet jeśli dalej trwają konflikty, przemoc, albo uczucia zemsty, nie przeszkadzajmy, by sprawiedliwość i miłosierdzie spotkały się w uścisku (...). Uleczmy ten ból i zaakceptujmy każdego człowieka, który dopuścił się przestępstw, uznaje je, żałuje i postanawia je naprawić, przyczyniając się do budowy nowego porządku, w którym jaśnieją sprawiedliwość i pokój."

Jasne, że zło od dziś nie ustanie. Póki trwa ten świat, na Bożej roli jest miejsce dla chwastów... Ale "siewca, kiedy widzi chwasty wschodzące pośrodku pszenicy, nie reaguje paniką. Znajduje sposób, aby Słowo wcieliło się w konkretnej sytuacji i wydało owoce nowego życia."

Pojednanie to budowanie od nowa. Na prawdzie, nie na partykularnych interesach. Na sprawiedliwości, nie zemście. Na przyjęciu i włączeniu, nie odrzuceniu. Nowy porządek, który chcemy budować, ma być dla wszystkich. Nie tylko dla nas, jako wcześniej pokrzywdzonych. Nie chodzi o to, by w drugą stronę przegiąć wahadło krzywd, ale o to, by sprzeciwić się każdej krzywdzie. Tylko wtedy można mówić o sprawiedliwości. Tylko wtedy dokona się pojednanie.

I na koniec fragment papieskiej homilii, bardzo konkretnie wskazujący drogę tego budowania. "Nauczyliśmy się, że drogi wprowadzania pokoju, pierwszeństwa rozumu przed zemstą, delikatnej harmonii między polityką a prawem, nie mogą pomijać procesów ludzkich. Nie wystarcza plan ram prawnych oraz porozumień instytucjonalnych między grupami politycznymi i gospodarczymi dobrej woli. Jezus znajduje rozwiązanie dla popełnionego zła w osobistym spotkaniu stron. Ponadto zawsze cenne jest włączenie do naszych procesów pokojowych doświadczenia warstw, których często nie zauważano, by właśnie one stały się wspólnotami, które nadają kolorytu procesom zbiorowej pamięci."

W tym miejscu papież przywołał cytat z adhortacji apostolskiej "Evangelii gaudium" (239): "Głównym autorem, historycznym podmiotem tego procesu są ludzie i ich kultura, nie jakaś klasa, grupa czy elita. Nie potrzebujemy projektów przygotowanych przez niewielu i adresowanych do niewielu, do mniejszości oświeconej, która chce przejąć monopol na wyrażanie zbiorowych uczuć narodów czy społeczeństw. Chodzi o porozumienie, by żyć razem, chodzi o pakt społeczny i kulturowy."

Pokusa, by stać się wyrazicielem uczuć narodów i społeczeństw, bez uwzględniania różnorodności doświadczeń, jest stara jak świat. Ulega jej wielu. Zgodnie z logika wahadła ulegają jej także ci, którzy czuli się wyrzuceni poza nawias poprzedniej narracji. Teraz nasze będzie na wierzchu...

Tymczasem pojednanie i pokój będą możliwe tylko wtedy, gdy włączone we wspólną pamięć zostaną doświadczenia wszystkich. Doświadczenia krzywd doświadczonych i wyrządzonych. Doświadczenia bycia ofiarą i katem. Doświadczenia przyjmowania i udzielania przebaczenia. To nie jest droga łatwa. Ale możliwa.

A skoro możliwa, jest także obowiązkiem.