Rewolucja Jana Pawła II

Mateusz Matyszkowicz, filozof, publicysta "Teologii Politycznej" b. doradca ministra edukacji

publikacja 14.10.2009 15:33

Komuniści przedstawiali papieży jako wrogów ludu, przedstawicieli klasy panującej, która lud uciska. Wyzwolenie przynosili komuniści. Klasycy marksizmu bardzo by się zdziwili, gdyby dożyli 1989 r. W Polsce komunizm obalił Papież.

Wybór papieża pochodzącego z bloku komunistycznego jest uznawany za przełom nawet przez wielu nieprzychylnych Kościołowi komentatorów. Zazwyczaj wskazuje się na dwa elementy, które miały wspomóc rewolucję 1989 r.

Wyjaśnienie standardowe
Pierwszym elementem tej układanki jest symboliczna rola Papieża Polaka. Dzięki wybraniu Karola Wojtyły na tron papieski wielu jego rodaków poczuło siłę, która wcześniej była ukryta. Polacy mogli więc śmielej postępować sobie z władzą, mniej straszne były szykany, a wspólne uczestnictwo w papieskich nabożeństwach budowało na nowo tożsamość zbiorową. Drugim elementem jest dyplomatyczna rola Jana Pawła II. Papież jest w tym kontekście przedstawiany jako polityczny lobbysta, który wykorzystując zręcznie swój autorytet, stawał się orędownikiem spraw bloku wschodniego w zachodnim świecie. A zatem do wewnątrz – dla samych demoludów, w tym przede wszystkim Polaków – symbol, a na zewnątrz dyplomata.

Przeważa pogląd, że rola Jana Pawła II w obaleniu komunizmu nie była zasadnicza. Owszem, jego obecność wzmacniała pewne procesy, ale postępowały one jednak niezależnie. Część zachodnich komentatorów na plan pierwszy wysuwa wewnętrzne procesy w ZSRR – czy to proces degeneracji władzy czy przeciwnie, demokratyzacyjne usposobienie Gorbaczowa. Prawie wszyscy podkreślają ekonomiczną klęskę bloku komunistycznego, a także przegraną w wyścigu zbrojeń. To w wyniku tych zjawisk komuniści mieli zrozumieć, jak krucha jest ich władza i że doktrynę Breżniewa należy odłożyć do lamusa. A Papież? Papież przy okazji.

Co pozostaje niewyjaśnione
Ten schemat nie wyjaśnia jednak w pełni tego, co działo się w Polsce lat 80. i jakie były rzeczywiste źródła rewolucji 1989 r. To prawda, że nasz kraj doświadczył klęski gospodarki centralnie planowanej i że w dużej mierze świadomość tej porażki przyczyniła się do tego, że komuniści postanowili podzielić się władzą. Ale czy opozycja była tylko prostym buntem ekonomicznym? W Polsce lat 80. nie dominował ani typowy ruch dysydencki, oparty na sprzeciwie intelektualistów, którzy rozczarowali się systemem komunistycznym, ani nie było wyłączności na robotniczy sprzeciw wobec podwyżek cen żywności. Specyfiką polskiej opozycji była ponadklasowa i przekraczająca interesy pojedynczych grup wola współdziałania społeczeństwa. U podstaw buntu przeciw systemowi komunistycznemu znalazła się pewna intuicja – intuicja wolności. A to wskazuje na to, że źródeł buntu należy się dopatrywać bardziej
w ideach niż w reglamentowaniu żywności.

Odzyskana podmiotowość
W czasie pierwszej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II wygłosił u cystersów w podkrakowskiej Mogile kazanie, którego adresatami byli przede wszystkim robotnicy Nowej Huty. W sowieckich planach mieli być oni przykładem nowego człowieka – doskonałego tworu komunistycznej utopii. Spędzeni w jedno miejsce, ciężko pracujący w mieście, w którym nie planowano kościołów. Mieście, które miało stanowić przeciwwagę dla swojej starszej siostry – Krakowa. Nowa Huta była dumą komunistów. W swojej homilii Jan Paweł II nie odciął się od budowy nowego miasta. Przeciwnie, wyrażał się o nim z szacunkiem, a nawet podziwem. Jego słowa miały moc rozsadzania systemu. Mówił: „Zawsze, kiedy tutaj byłem, myślałem z największym szacunkiem i czcią o tej gigantycznej polskiej pracy, której na imię Nowa Huta.

I w duchu braterskiej solidarności budowałem ją razem z wami: dyrektorzy, inżynierowie, hutnicy, pracownicy, ministrowie! Budowałem ją razem z wami na fundamencie Chrystusowego krzyża!”.
Te słowa znakomicie streszczają papieski pomysł na obalenie komunizmu. Nie może ono polegać na negowaniu ludzkiej pracy, ale przeciwnie, na podkreśleniu jej godności. Słabej komunistycznej koncepcji człowieka przeciwstawił wizję o wiele silniejszą, bo opartą na teologicznym fundamencie. Papież nie tyle wchodził z komunistami w polemikę, co demonstrował większą siłę katolickiej antropologii opartej na Chrystusie. Ta demonstracja siły musiała boleć o wiele bardziej niż akademickie dysputy marksistów z postępowymi teologami. Kiedy Jan Paweł II koncentrował się w swoim nauczaniu na godności ludzkiej pracy, pozornie tylko szedł drogą wytyczoną przez komunistów. W rzeczywistości zadawał im zasadniczy cios.

Osoba, czyn i solidarność
Marksiści w pracy ludzkiej dostrzegali przede wszystkim wymiar materialny. Zwulgaryzowany marksizm wręcz upajał się jej nieduchownym charakterem. Kościół musiał się temu przeciwstawić. Dwie postacie, które wywarły zasadniczy wpływ na polski Kościół drugiej połowy XX w., miały szczególne upodobanie w nauczaniu społecznym. Kard. Stefan Wyszyński zajmował się nim już w dwudziestoleciu międzywojennym. Później – już jako prymas – napisał broszurę poświęconą duchowi ludzkiej pracy. Nawiązując do benedyktyńskiej formuły „Módl się i pracuj”, podkreślał bliskość obu typów ludzkiej aktywności. Pracując, módl się i modląc się, pracuj. Konsekwentne przyjęcie prawdy o Wcieleniu prowadzi do odkrycia życia nadprzyrodzonego nawet w tym, co najbardziej fizyczne – ludzkiej pracy.

Karol Wojtyła natomiast podkreśla w „Osobie i czynie” nierozerwalny związek między człowiekiem a jego wytworem. Osoba wyraża się w tym, co czyni, także w swojej pracy. Osoba odbija się niejako we własnych wytworach. Materialny wytwór pracy ma w tej koncepcji swój wymiar duchowy – jest wytworem tego, a nie innego człowieka. Ta konkretna osoba wyraziła się w swojej pracy. „Osoba i czyn” to książka, która nie ma szans na stanie się bestsellerem – ma charakter wybitnie hermetyczny. Wszelako idee w niej zawarte są obecne w całym późniejszym nauczaniu Karola Wojtyły – Jana Pawła II. I to na nich wyrosła „Solidarność”.

Autentyczność „Solidarności”
Słowo „solidarność” pojawia się w „Osobie i czynie” kilkakrotnie. Wojtyła dokonuje bowiem klasyfikacji postaw. Dzieli je na autentyczne i nieautentyczne. Nieautentyczne postawy to unik i konformizm – wtedy, gdy odmawiamy wyrażenia na zewnątrz naszego prawdziwego stosunku do rzeczywistości, a zamiast tego przybieramy pozy, które umożliwiają bezpieczną adaptację. Natomiast dwie autentyczne postawy to sprzeciw i solidarność. Solidarność ma tu miejsce szczególne.

Niczego bowiem nie niszczy, buduje natomiast wspólnotę, która jest zdolna do pozytywnych działań. Solidarność jest wartością ludzi wolnych. Owa wolność nie ma charakteru negatywnego. Nie jest wolnością „od” – jak skazany, który odbył już karę i wychodzi na tzw. wolność. Jego wolność polega na tym, że nikt już go nie dozoruje, nie wyznacza godzin posiłku i spaceru. Wolność, o którą Wojtyle naprawdę chodzi, jest wolnością pozytywną, a więc wolnością „do”. To wolność twórcy, który może stworzyć takie dzieło, jakie mu się zamarzy. „Solidarność” miała być właśnie takim dziełem.

Rewolucja
Rok 1989 r. był dla opozycji zaskoczeniem. Niezależnie od tego, co działo się wtedy za kulisami, Polska mogła stać się dokładnie tym, co Polacy sobie zamarzą. To był rok, w którym naród stał się ponownie podmiotem i stanowił sam o sobie. Nieprzypadkowo Wałęsa w czasie wizyty w Kongresie USA zaczął swoje przemówienie od słów wziętych z amerykańskiej konstytucji: „My, naród”. Nauczanie Jana Pawła II nie zakończyło swojej misji. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od nowa. Jan Paweł II zaczął więc z siłą podkreślać, że wolność jest nie tyle dana, co zadana…