Zwycięstwo Jana Pawła II

ks. Tomasz Jaklewicz (Gość Niedzielny)

publikacja 03.02.2006 11:29

- Ojciec święty wrócił do domu Ojca o godzinie 21.37. Kiedy padły te słowa, ludzie na placu św. Piotra zastygli w milczeniu. Chwilę później rozległy się nieśmiałe brawa. - Dlaczego biją brawa? - spytała kilkuletnia Polka. - Bo wygrał Papież - odpowiedział jej mały kolega.

Ostatnia ziemska droga. Przejście na spotkanie z Bogiem Jana Pawła II. Każdy z nas był w tych dniach razem z Nim. Z wiarą w cud, ze ściśniętym sercem, ze łzawiącymi oczyma. Każdy z nas ma swoją opowieść o tych dniach, o swoim pożegnaniu z Ojcem, świętym Ojcem.

Czwartek
Krótko przed północą w czwartek dostałem SMSa: „Papież otrzymał namaszczenie chorych, módlmy się za niego”. Nie wiem, od kogo. Odrzucam od siebie myśl, że to ważne. Wszystko będzie dobrze. Przecież tak zawsze było po każdym pobycie w szpitalu.

Piątek
Rano było już jasne, że jest z Ojcem Świętym jest źle, bardzo źle. Odtąd cały świat będzie z zapartym tchem wyczekiwał kolejnych komunikatów Navarro–Valsa. W czasie południowego oświadczenia rzecznik dodaje od siebie: „Jeszcze nigdy nie widziałem papieża w takim stanie”. Navarro-Vals płacze i ucieka od dziennikarzy. Zaczynam rozumieć, że papież wyrusza w ostatnia drogę. Połykam łzy.

W redakcji zapada decyzja - jedźcie do Rzymu, bądźcie naszymi oczami. Na lotnisku w Pyrzowicach spotykamy kardynała Jaworskiego, emerytowanego biskupa Lwowa. Jest też Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego, wezwana nagle z urlopu z powrotem do Rzymu.

Wylot się opóźnia. Beata otrzymuje z Rzymu wiadomość: jest coraz gorzej. Mówi o tym kardynałowi Jaworskiemu, w jego oczach pojawiają się łzy. Kiedy wsiadamy do autobusu na płycie lotniska, ktoś krzyczy: papież umarł. Pierwsza myśl: Boże, nie teraz, nie w takim miejscu. Okazuje się, że to fałszywa wieść. Kamień z serca.

Lądujemy w Rzymie. Prosto z lotniska jedziemy na Plac św. Piotra. Jest parę minut po północy. Plac jest wypełniony do połowy. W dwóch oknach pałacu apostolskiego palą się światła. W jednym z tych okien papież ukazywał się na Anioł Pański. Ostatni raz widzieliśmy go tam w Wielkanoc. Cierpiącego i heroicznie pragnącego wciąż być z nami i dla nas. W stronę tych okien zwrócone są teraz wszystkie twarze, wycelowane teleobiektywy fotoreporterów, licznych kamer. Od kiedy świat obiegła wieść o pogorszeniu się zdrowia papieża, to miejsce stało się centrum świata.

Wcześniej około 20.00 odmawiany był tutaj różaniec, teraz część ludzi wraca już do domów. Wielu jednak zostaje tutaj na całą noc. Młodych jest najwięcej. Siedzą w kręgach. Słychać gitary, śpiewy w różnych językach. Od czasu do czasu okrzyk: Giovanni Paulo! Trzech młodych Polaków trzyma kilkumetrową biało-czerwoną flagę z napisem: „Jesteśmy z Tobą”. Sporo ludzi skupionych, rozmodlonych, jakby nieobecnych. W rękach różańce.

Wystarczyło kilka chwil, aby zrozumieć. Sercami jesteśmy wszyscy przy łóżku umierającego papieża. Nie ma tu widzów. Jest najbliższa rodzina.

Sobota
We Włoszech odwołano wszystkie mecze i inne imprezy sportowe.
Od rana stoimy z Heniem w kolejce po akredytację. Cztery godziny z mizernym skutkiem. System komputerowy nie wytrzymał napływu dziennikarzy. Obok nas stoi młoda dziennikarka z Australii. Ktoś pyta nas o jutrzejsze święto: „Czy to prawda, że w niedzielę jest święto Maryi Królowej Polski?” Tłumaczę, jak się okazało Wenezuelczykowi, co to jest miłosierdzie Boże, kim jest siostra Faustyna. Heniu daje mu obrazek Jezusa miłosiernego.

O 11.30 słuchamy komunikatu Navarro-Valsa. Jest nadal źle. Papież ma słabszą świadomość, ale nie jest w śpiączce. Wczoraj wieczorem z trudem powiedział do młodych: „Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie, dziękuję wam”. A więc czuł ich obecność. Nawet teraz, jest ciągle z nimi. Jak on ich kocha! Na śmierć i życie.

O 21.00 jesteśmy znowu na Placu św. Piotra. Wypełniony jest w trzech czwartych. Znowu najwięcej młodych. Odmawiamy różaniec, cześć radosną.

Polska flaga przyniesiona wczoraj, dzisiaj położona jest na placu. Ludzie wypisują na niej swoje imiona. Wokół tej flagi skupiają się Polacy. Poniżej słów: Jesteśmy z Tobą, pojawiły się inne: Dzięki Ci Ojcze.

Sobota godz. 21.58
Biskup Sardi wypowiada spokojnym głosem jedno zdanie: „Nasz umiłowany Ojciec Święty tornato alla Casa del Padre alla 21.37 – powrócił do domu Ojca”.

Pierwszą reakcją był skurcz serca. Plac zastygł. Słychać tylko szum fontanny. Na twarzach łzy. Ludzie klękają. Zapalają świece. Zaciskają dłonie na różańcu. Młodzi stojący w parach przytulają się do siebie. Ktoś za mną dzwoni z komórki. Przekazuje łamiącym się głosem wiadomość. Też dzwonię do domu. Mama już wie.

Przez głośniki słychać zapowiedź jutrzejszej mszy za papieża o 10.30. Ludzie klaszczą. Potem słowa Psalmu 130 „Z głębokości wołam do Ciebie Panie”. Któryś z biskupów mówi słowa niosące pociechę: „Papież jest już w domu, widzi zmartwychwstałego i żyjącego Pana”. Rozpoczyna się kolejna część różańca: chwalebna. O 22.40 odzywa się dzwon Bazyliki św. Piotra. Po różańcu kolejne modlitwy. Biskup Sandri udziela błogosławieństwa, dodaje: „Od teraz będziemy o nie prosić za wstawiennictwem papieża”. Ludzie płaczą i klaszczą. Widzę duży napis po włosku: „Jesteś najpiękniejszym spośród synów Adama”. Siostry zakonne intonują mocne Magnificat. Znowu oklaski. Ktoś woła do mikrofonu: „Viva el Papa!” Tak, On przecież żyje. Zawsze będzie z nami. Ta pewność była tej nocy zdecydowanie silniejsza niż ból rozstania. Nie, nie ma tutaj rozpaczy. Wiara rozprasza mroki tej nocy.

Szukam naszych. Muszę z kimś pogadać. Krystyna Walicka ściska w dłoni różaniec. Okazuje się, że kiedyś pracowała w „Gościu”. Teraz kończy w Rzymie doktorat. „Nie wyobrażam sobie świata, bez Niego. To był pewnik. Jak on nas zmienił. Słyszałeś te brawa, były pełne wiary. Teraz papież będzie nam pomagał, tam z góry”. Obok Marta Burchardt. Przyszła na plac św. Piotra z małą polską flagą i różańcem. O 22.00 założyła na flagę czarną wstążkę. Pani Marta jest tłumaczką. Pokazuje mi wydaną niedawno książkę z młodzieńczą poezją Karola Wojtyły, przetłumaczoną przez nią na włoski. Na drugiej stronie jej zdjęcie z papieżem. „Takim będę go widziała już zawsze. Uśmiechającym się do mnie”.

Niedziela – Święto Miłosierdzia Bożego
To niesamowite. Papież odszedł na styku soboty i niedzieli, dnia maryjnego i święta Miłosierdzia Bożego. Totus Tuus i Boże Miłosierdzie. Ta myśl powraca.

O 10.00 msza w polskim kościele św. Stanisława. Odprawia abp Szczepan Wesoły, jest pani Hanna Suchocka, ambasador polski przy Watykanie. W Ewangelii uderzają mnie słowa Zmartwychwstałego: „Pokój wam, nie bójcie się”. Ojciec święty powtarzał nam od pierwszych chwil swojego papieskiego pasterzowania: nie lękajcie się!

O 10.30 przed bazyliką św. Piotra msza odprawiana przez kard. Angelo Sodano. W kazaniu użył wyrażenia: „Jan Paweł II Wielki!”. Ludzie już nie mieszczą się na placu.
Ciało papieża wystawione jest od rana w Sali Klementyńskiej. Na razie mogą go zobaczyć nieliczni, pracownicy Watykanu, dyplomaci. Beata Zajączkowska widziała papieża. Opowiada z przejęciem o tym pożegnaniu. „Jego twarz jest spokojna, ale zmieniona przez cierpienie. Widać ślady ostatniej walki. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to On”.

Jedno okno w pałacu apostolim jest otwarte. Ciemna przestrzeń. Trudno uwierzyć, że już go tam nie ma.

Atmosfera na Placu św. Piotra jak za tych dobrych ostatnich 26 lat. Młodzi siedzą w kręgach. Przed nimi śpiewniki, grają gitary, śpiewają. Grupa Włochów wokół flagi ze znakiem Światowych Dni Młodzieży w Kolonii. Napis: „My strażnicy poranka, przyszliśmy aby ciebie uczcić”.

Ktoś mnie zatrzymuje. Prosi o pobłogosławienie różańca. Rozmawiamy. To Anna z Irlandii. Wraz z mężem Barrym przylecieli dzisiaj rano. Pożegnać papieża. Opowiadają o swoim spotkaniu z papieżem, o zdjęciuktóre mają w domu. Nie mogą zostać do pogrzebu w środę wracają. „Wam Polakom musi być teraz bardzo ciężko”.

Polacy modlą się wokół tej samej flagi, którą widziałem już w piątek. Odnajduję tych, którzy ją tutaj przynieśli. To trzej Polacy mieszkający na stałe w Rzymie: Remigiusz Tkaczyk, Artur Barysiewicz, Artur Skiba. Trzydziestolatkowie. Są na placu bez przerwy od piątku. Dosiadam się do nich. Rozmawiamy. Jakaś starsza Pani podaje im keks. „Ta Pani nas tutaj żywi cały czas”. Chłopaki cieszą się bardzo, że udało im się zjednoczyć Polaków modlących się za papieża. Wczoraj w nocy był z nimi młody ksiądz, który prowadził modlitwę. To najlepsza rzecz, jaka mi w życiu wyszła – mówi były bokser Remigiusz. Obok nich 20-letnia Iza pochodząca z Żor, mieszkająca z rodzicami w Niemczech. Przyjechała do Rzymu na Niedzielę Miłosierdzia. „Od dawna to już planowałam. Zawsze chciałam zobaczyć papieża, ale nigdy nie miałam tego szczęścia. Zawsze jakoś żeśmy się rozmijali – opowiada - ale teraz to najpiękniejsze chwile mojego życia. To łaska być tutaj w takiej chwili. Przecież wielu chciałoby tu być, a nie mogli. Papież jest już u góry. Na pewno nas widzi, Będzie wypraszał nam łaski. Modlę się, żebyśmy kontynuowali to, czego nas nauczył”. Na fladze jest już około 30 tys. podpisów. Marzeniem Remigiusza i jego kolegów jest to, aby ta flaga była położona gdzieś blisko trumny papieża. Potem chcą ją zabrać na Jasną Górę jako wotum. Robię sobie z nimi zdjęcie. „O, jest ksiądz z Polski, wołają ludzie, niech ksiądz poprowadzi różaniec”. Odmawiamy część chwalebną.

W kilku miejscach na placu, wokół latarni pojawiły się świece, wota, małe karteczki z podziękowaniami, modlitwami: „Pozostaniesz na zawsze w naszym sercu”, „Modlimy się, aby Kościół kontynuował misję Jana Pawła II”.

Idziemy z Heniem na kolację. Ktoś zaczepia nas ktoś przy stoliku. „Padre! Umarł święty!” To odczucie jest powszechne. Na ulicach Rzymu pojawiały się plakaty ze zdjęciem papieża: „Grazie! Roma piange e salute il suo papa. Dzięki! Rzym płacze i pozdrawia swojego papieża”.

Na via del Conciliazione trwają przygotowania do pogrzebu. Namioty służby zdrowia, dodatkowe barierki, telebimy. Rzym spodziewa się około 2 milionów ludzi. Takiego pogrzebu swojego biskupa Rzym jeszcze nie widział. Bo takiego papieża jeszcze nie było!

Poniedziałek - 4 kwietnia 2005 godz. 10.00 Rzym
Czekamy na pierwsze posiedzenie kardynałów, którzy ustalą datę pogrzebu, otworzą testament. Dzisiaj od 17.00 ciało papieża będzie wystawione w Bazylice św. Piotra. Idziemy zaraz po śniadaniu ustawić się do kolejki. Ostatnia audiencja. Chcemy powiedzieć mu: „Dziękujemy CI OJCZE!” Także w imieniu tych, którzy nie mogą przyjechać do Rzymu. Płaczemy i jesteśmy wdzięczni! Zostaniem już na zawsze Jego pokoleniem.

Poniedziałek - wieczorem

O godz. 17.00 rozpoczyna się ceremonia przeniesienia ciała papieża do Bazyliki św. Piotra. Ludzie stoją już od rana w gigantycznej kolejce ciągnącej się daleko poza kolumnadę. Jestem wśród nich. Stoję przed telebimem. Przede mną stoi skupiony w modlitwie Żyd. Ma czarną kipę na głowie. Ten mały obrazek ma wymiar symbolu. Kamyczek do mozaiki. Jak ten papież potrafił jednoczyć ludzi, leczyć wiekowe rany, uczyć miłości do ludzi ponad podziałami.

Ciało papieża niesione wysoko ponad głowami kardynałów, biskupów. Kiedy kondukt wychodzi przed bazylikę, witają go brawa. Orszak podąża głównym wejściem do Piotrowej świątyni. Zanim procesja zniknie w Bazylice zatrzymuje się w drzwiach. Ciało papieża zostaje obrócone w kierunku świata. Jakby żegnał się, jakby błogosławił po raz ostatni Urbi et orbi. Miastu i światu - Miastu, którego był biskupem, światu, który przemierzał wzdłuż i wszerz głosząc Ewangelię.

Podejmuję próbę odebrania akredytacji prasowej. Przed małym biurem, w którym o tej porze pracuje już tylko jedna siostra kłębi się około 30 dziennikarzy. Są nerwowi. Niektórzy stoją tu już dziesiątą godzinę. Tłumaczę rozpaczliwie, że złożyłem już wszystkie papiery i chcę tylko odebrać. Wszystko na nic. Ktoś z Amerykanów woła: na co czekamy? na Mesjasza?

Do Rzymu ściągnęło ponoć 2 tysiące dziennikarzy. Przed Zamkiem Anioła, gdzie zaczyna się Via Della Conciliazione stoi kilkanaście wozów transmisyjnych. Przez satelitarne anteny dziennikarze posyłają w świat relację z tego, co zgotował nam papież. Dobrze, że są. Dobrze, że jest ich tak wielu. Dzięki nim oczy całego świata są zwrócone na sprawy najważniejsze. Gigantyczne rekolekcje. Medialność papieża ma tutaj swoją kulminację.

Wracam przed Bazylikę. Próbuję odnaleźć Henia, naszego fotoreportera. Jakimś cudem znajduję się na wprost wejścia do Bazyliki. Na dwóch dużych ekranach pojawia się zdjęcie uśmiechniętego papieża, z dłonią wyciągniętą w charakterystycznym geście pozdrowienia. Ludzie biją brawa. Przed godz. 20.00 rusza kolejka pielgrzymów oczekujących na pożegnanie z Janem Pawłem. Wchodzimy do Bazyliki.

Już drugi raz tego dnia mogę pokłonić się papieżowi. Niesamowite przeżycie. Jeszcze silniejsze tu niż rano w Sali Klementyńskiej. Idziemy powoli środkiem świątyni, z głośników płynie spokojna muzyka. Potem łagodny śpiew: Pan jest moim Pasterzem, niczego mi nie braknie, przeplatane cytatami z papieskiego nauczania. Ciało ziemskiego Pierwszego Pasterza spoczywa przed konfesją św. Piotra. Myślę o tajemnicy Kościoła, o jego trwaniu przez wieki. Od św. Piotra aż do Jana Pawła II. Myślę o łańcuchu kolejnych następców Rybaka. Wielu z nich spoczywa tu w krypcie bazyliki św. Piotra. Teraz dołączy do nich Papa-Polacco. Wielu Polaków zastanawia się w tych dniach, czy ciało papieża nie powinno wrócić do Polski. Teraz, kiedy widzę je tu kilka metrów od grobu Piotra, rozumiem, że to nie tak. Kościół katolicki stał się ojczyzną papieża. Tu jest jego miejsce. Tu będzie odtąd przypominał wszystkim pielgrzymom o dalekim kraju, z którego powołano go na tron Piotra.

Kościół objawia się nie tylko w znaku Piotra. Także w znaku wspólnoty, w tej wielkiej rzece ludzi przepływająca przez bazylikę. Zwołani tu ze wszystkich stron świata. Owczarnia Dobrego Pasterza. Parokrotnie nawiedzałem wcześniej rzymską Bazylikę św. Piotra. Zawsze nieco przytłaczała mnie swoim ogromem, przepychem. Teraz zobaczyłem w niej żywy Kościół – zgromadzony wokół swojego papieża. Potęga uczuć, które rozbudził w nas Jan Paweł II, wypełniła bazylikę, napełniła ludzkim ciepłem. Czułem bliskość, jedność z wszystkimi podążającymi wytrwale w tym samym kierunku. Przyjechaliśmy pożegnać Ojca. Poczułem, że jestem w domu.

Przy wyjściu ze świątyni spotykam dwóch młodych Polaków niosących duże biało-czerwone flagi z czarnymi wstążkami. Przyjechali z Bolonii. Tam żyją, pracują. Noc spędzili pod gołym niebem. Nie wyglądają na chłopaków z oazy. Pytam ich co czuli, żegnając Ojca. Odpowiedź: „Tego nie da się wyrazić słowami”.

Wieczorem przerzucam kanały telewizyjne. Wiele stacji transmituje obrazy z Bazyliki św. Piotra. Kamery pokazujące nieboszczyka w porze największej oglądalności. W świecie, który o śmierci chce zapomnieć, który udaje, że jej nie ma. Papież uczynił ze swojego umierania, ze swojej śmierci jedną z najważniejszych lekcji życia. Jakby chciał nam powiedzieć: nie chowajcie głowy w piasek, każdy z was umrze, jak ja. W pewnym momencie zawiedzie medycyna, lekarstwa, technika. Tylko miłość nie zawiedzie. Ona jest wieczna jak Bóg i silniejsza niż śmierć. Na nią warto postawić. Tylko na nią.

Wtorek
Do Bazyliki św. Piotra płynie nadal ludzka rzeka. Przy wejściu pojawia się transparent z napisem: „Szukałeś nas, teraz my przyszliśmy do Ciebie. Będziemy z Tobą na zawsze”.

Szukam końca tej długiej, szerokiej kolejki. Wydaje się nie mieć końca. Zakręcona wielokrotnie w uliczkach równoległych do Via dell Conciliazione. Dwaj sympatyczni młodzi Włosi przyglądają się jej z boku. Przyjechali do Rzymu z Katanii na Sycylii. Długość kolejki załamała ich. Twierdzą, że musieliby w niej stać 20 godzin. To przesada. Ale trzeba odstać na pewno co najmniej 5 godzin. Massimiliano jest hydraulikiem. Opowiada z przejęciem o papieżu: „To największy człowiek na świecie. Zjednoczył wszystkich ludzi, wszystkie religie”.

Zaczepia mnie grupa Polaków: Warszawa, Białystok, Gdańsk, ktoś nawet z Białorusi. Idą z plecakami prosto z dworca. Pytają o nocleg, o możliwość przechowania bagażu. Nie wiele mogę im pomóc.

Podchodzę do barierek wyznaczających kolejkę do Bazyliki. To miejsce dla dziennikarzy. Tu przepytają zmęczonych ludzi przesuwających się powolutku od kilku godzin, o co im chodzi, dlaczego tutaj są. W różnych językach świata płynie w świat przejmujące świadectwo: papież zrobił tyle dobrego dla świata dla nas, musimy mu podziękować.

Zauważam młodego, elegancko ubranego mężczyznę, który trzyma w ręku obraz papieża i różaniec. Fotoreporterzy pstrykają zdjęcia. Po dwóch godzinach widzę go w tym samym miejscu. Trzyma w ręku obraz papieża i różaniec. Wystawia go przed barierki. Fotoreporterzy pstrykają zdjęcia. Gdyby szedł tak, jak wszyscy byłby już pewnie w Bazylice.

Szukam naszych. Jest siostra z małą polską flagą w ręku. Siostra Anna jest pallotynką z Gdańska. Jak długo już siostra stoi w tym ścisku? Czas się nie liczy! – pada odpowiedź. Siostra prowadziła pielgrzymkę Rodziny Radia Maryja. Triduum Paschalne spędzali w Rzymie. Widzieli papieża w Wielkanoc, kiedy po raz ostatni ukazał się w swoim oknie. Potem pojechali dalej. O śmierci papieża dowiedzieli się na Sardynii. Natychmiast podjęli decyzję o zmianie trasy pielgrzymki. Zawrócili do Rzymu. Za wjazd autokaru do centrum Rzymu pobierana jest opłata. „Włosi nie chcieli od nas pieniędzy. Polacy dzisiaj za darmo - powiedzieli”. Siostra Anna robi już druga rundę w kolejce do bazyliki. Wczoraj stała od 17.00 do 23.00. „Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę tu być w tych dniach” – dodaje. Siostra Anna na co dzień organizuje pielgrzymki. Dlatego teraz ciągle wydzwaniają do niej ludzie z zapytaniem o przejazd do Rzymu. Powiedziała mi, że w Polsce już zabrakło autobusów, które mogłyby przewieźć ludzi do Wiecznego Miasta.

Rzym przeżywa oblężenie. Chyba jedno z najcięższych, bo niespodziewanych. Dzisiaj mówiono już nawet o 5 milionach spodziewanych pielgrzymów. To więcej niż mieszka w samym mieście. Zmobilizowano wszystkie odmiany włoskiej policji, obronę cywilną, wielu woluntariuszy. Rozdawana jest woda. Służby medyczne pomagają tym, którzy zasłabną. Wzdłuż kolejki ustawiono przenośne toalety. Przygotowywane są miejsca noclegowe, namioty poza miastem. Coraz trudniej poruszać się po Rzymie. Szwankuje informacja. Widać jednak wielki wysiłek władz, aby umożliwić wiernym pożegnanie z papieżem.

Wieczorem odprawiam Mszę w polskim kościele św. Stanisława. W modlitwie eucharystycznej dochodzę do słów: „naszego papieża…” Muszę opuścić ten fragment. Pustka. Serce boli. Wiem, że za niedługo pojawi się w tym miejscu nowe imię. Ale jednak trudno się będzie przyzwyczaić, zwyczajnie po ludzku. Proboszcz prosi Polaków mieszkających w Rzymie o noclegi dla rodaków. Do zakrystii przychodzą trzy osoby oferujące nocleg.

Widziałem dzisiaj kardynałów wychodzących z budynku po swoim kolejnym posiedzeniu. Który z nich zostanie następcą Jana Pawła II? Czekamy na razie na ogłoszenie daty konklawe. Podczas tzw. sede vacante najważniejsze, konieczne decyzje podejmuje Kolegium kardynałów. W tym czasie w Watykanie wyjątkowo panuje swoista demokracja. Aż do chwili, gdy większością dwóch trzecich głosów kardynałowie wybiorą nowego papieża. Jak to będzie? Powtarzam sobie w duchu słowa, które kładła nam w serce nasz wielki Rodak: nie lękajcie się!
Rzym, 5 kwietnia 2005 godz. 23.30

Środa
Rano z trudem przedzieram się w okolice Bazyliki św. Piotra. Kolejka pielgrzymów stoi już na moście Vittorio Emanuele II. Forsuję kolejne zapory tylko dzięki akredytacji prasowej, którą jakimś cudem udało mi się zdobyć. Nad Rzymem cały dzień krąży helikopter. Słychać szum syren. Karetki wywożą tych, którzy zasłabli. Policjanci kursują tam i z powrotem. Barierki i zastępy mundurowych różnych maści próbują zapanować nad sytuacją. Rzesza ludzka z całego świata wytrwale podąża kolejny dzień w stronę papieża, także w nocy. O ile wczoraj można było mówić o rzece, to teraz jest to już powódź. Rzym został dosłownie zalany przez pielgrzymów.

Bazylika jest otwarta non-stop z krótką przerwą między 2.00 a 4.00 nad ranem. Noc w Rzymie jest zimna. Służby obrony cywilnej roznoszą koce. Właściciele okolicznych restauracji organizują gorącą herbatę. Można odnieść wrażenie, że Polaków jest dzisiaj więcej i przybywa ich z godziny na godzinę. Wielu jeszcze jest w drodze do Rzymu. Dostać się do Bazyliki jest coraz trudniej. We wtorek trzeba było odstać 4-5 godzin, teraz już ponad 12. O noclegach nie ma mowy. Nikt jednak nie narzeka. Pytam zmęczonych ludzi, jak to wytrzymują. W ogóle tego nie czuję, zmęczenie się nie liczy – to najczęstsza odpowiedź.

Odnajduję trzech Polaków, którzy w piątek rozwinęli na Placu św. Piotra wielką polską flagę. Teraz jest dokładnie wypełniona podpisami. Nie mogą już przebywać na placu, dlatego owinęli swoją flagą jedną z kamiennych latarni wzdłuż via Dell Conciliazione, tuż obok kolejki pielgrzymów podążających do Bazyliki. Remigiusz i jego dwaj koledzy są tutaj praktycznie bez przerwy. Spali, najpierw na placu, teraz na ulicy. Dzięki kamerom telewizyjnym stali się znani. Są szczęśliwi, że udało im się wejść do Bazyliki ze swoją flagą. „Papież, tam z góry, nas widział i pobłogosławił nas za tę nasza flagę - tak sobie myślę” – opowiada Remigiusz. „Ludzie przychodzą tutaj do nas, aby się modlić, pozdrawiają. W nocy o 2 nocy prowadziliśmy śpiewany różaniec. Wielu przynosi obrazki, składa kartki z podziękowaniami papieżowi. Chłopak przyniósł złoty krzyżyk, który dostał po bierzmowaniu.

Nawet sam szef ochrony bazyliki przyniósł nam kartkę z podpisem papieża – opowiada z przejęciem Remigiusz. Pytam: co dalej? „Już zaczynamy myśleć o innym stylu życia. Dzięki mediom staliśmy się trochę sławni. Chcemy to wykorzystać w dobrą stronę. Jak ochłoną emocję, może założymy jakiś ruch, zrzeszenie, tak żeby nie zapomnieć tego, czego papież nas nauczył. Moja prośba do Boga jest taka, aby następny papież była taki sam jak ten. Oczywiście, że jest to wysoka poprzeczka. Będzie miał ciężki krzyż. Ale my młodzi musimy mu pomóc, żeby szedł drogą wyznaczoną przez Jana Pawła II.

Rozmawiam o życiu Remigiusza. Pochodzi z Bielawy na Dolnym Śląsku. Był ministrantem, jeździł na oazy, próbował wstąpić do seminarium. Potem został bokserem. Walczył przez 8 lat. Stoczył 88 walk, z czego tylko 9 przegranych. Był mistrzem polski w 1991 roku w wadze lekko–półśredniej. „Myślałem, że to jest moje maksimum” - mówi. W 1991 roku wyjechał do Włoch, jeszcze trochę boksował, potem zaczął pracować na budowie. Jego kontakt z Kościołem zaczął się rwać. Dziś chce uporządkować definitywnie swoje sprawy.

Tej rozmowie przysłuchuje się Michał. Ma 36 lat. Przyjechał do Rzymu samochodem z Elbląga. Spontanicznie zaczyna opowiadać swoją historię. Na wieść o śmierci papieża w pamiętny sobotni wieczór poszedł do spowiedzi po 12 latach. Kiedy o tym mówi ma w oczach łzy. Pani Alicja Szewczyk mieszka w Rzymie. Towarzyszy chłopakom przy fladze, kiedy tylko może. Wspomina o tym, że chciała usunąć ciążę. „Na poniedziałek miałam datę zabiegu. W niedzielę byłam w kościele, usłyszałam fragmenty nowo wydanej encykliki papieża na temat życia. To był sierpień 1983 roku. Papież mnie powstrzymał. Dzięki niemu mam fantastycznego syna Adriana, ma 22 lata, studiuje w Polsce dziennikarstwo”. Pani Alicja pokazuje mi smsa, którego dostała od syna zaraz po śmierci papieża: „Pomyśl, że teraz papa pilnuje nas z góry, jeszcze silniejszy, uśmiechnij się”. Ile podobnych historii wydarzyło się w tych dniach? Ile dobra potrafi wydobyć z ludzi jeden człowiek? Tajemnica działania świętości. To przecież nie tylko kwestia nauczania, raczej promieniowanie nadziemskiej siły.

Wieczorem udaje mi się znowu dostać do Bazyliki św. Piotra. Za konfesją razem z setką księży celebruję Eucharystię. Po mszy jeden z biskupów wita delegację z włoskiej parafii. W niedzielę palmową papież poświęcił korony przeznaczone na obraz w ich kościele. Teraz zostają wręczone proboszczowi.

Ludzie cały czas dopływają do celu. Przed ciało papieża. Są szczęśliwi, wzruszeni. Porządkowi są jednak nieubłagalni. Stanowczo poganiają. Nikt nie może zatrzymać się tutaj ani na chwilę. Może tylko przechodzić obok. Ta chwila trwa dosłownie kilka sekund. Czekali na nią kilkanaście godzin. Jeden z bocznych ołtarzy zostaje spontanicznie zasypany karteczkami, na których ludzie wypisują modlitwy, podziękowania, zostawiają kwiaty, obrazki.

Na placu rozkładane są krzesła, trwają przygotowania do pogrzebu. Rzecznik Watykanu ogłosił datę konklawe - 18 kwietnia. Rano ma zostać podany do wiadomości tekst testamentu papieża.

Kiedy wracam na nocleg, mija mnie kawalkada ciemnych potężnych limuzyn poprzedzonych policjantami pędzącymi na sygnalna motorach. Najprawdopodobniej to prezydent Bush i inni amerykańscy oficjele. Kolejny obrazek układanki: Tajemnica Jana Pawła II. Bliski prostym ludziom, a jednocześnie autorytet wśród wielkich tego świata. A przecież nigdy im nie schlebiał, mówił prawdę. Krytykował prezydenta Busha za wojnę w Iraku. Dzięki papieżowi głos Kościoła stawał się słyszalny w wielkim świecie zdominowanym przez ekonomiczne, polityczne kalkulacje zysków i strat. Był sumieniem świata, sumieniem wielkiej polityki. Moralny autorytet papiestwa chyba nigdy nie był tak wielki.

Wieczorem podano wiadomość, że kierownik obrony cywilnej podjął decyzję o zamknięciu kolejki oczekujących na wejście do Bazyliki. Drzwi Bazyliki zostaną zamknięte w czwartek około 22.00. Tym, którzy oczekują w kolejce obiecano, że na pewno się doczekają. Co z tymi, którzy są w drodze, którzy nie zdążą? Watykan rozważał przeprowadzenie konduktu z ciałem papieża ulicami Rzymu do Bazyliki św. Jana na Lateranie. Ostatecznie uznano, że technicznie jest to niemożliwe. Oby wszyscy zawiedzeni potrafili ze spokojem to przyjąć, przemienić swoje rozczarowanie w modlitwę.
6 kwietnia 2005 godz. 23.50 Rzym