Gdy się zbliżała 21.37

Beata Zajączkowska (Radio Watykańskie)

publikacja 03.02.2006 11:14

Przez całą noc po śmierci Jana Pawła II w prywatnej kaplicy Pałacu Apostolskiego przy zmarłym papieżu czuwało i modliło się kilka najbliższych Mu osób. Co chwilę wchodził abp Stanisław Dziwisz, dotykał dłoni Papieża, jakby chcąc zapytać Go o radę. Tę dłoń trzymał także w chwili śmierci Jana Pawła II. W sobotę o 21.37.

- W momencie kiedy Ojciec Święty skonał, dostrzegłem niezwykły kontrast, jeszcze niedawno na jego twarzy był niezwykły ból, teraz pojawiła się nieoczekiwanie jako twarz kogoś uśmiechniętego - tak o ostatnich chwilach Jana Pawła II opowiada obecny przy Nim do końca ks. prof. Tadeusz Styczeń. Uczeń i przyjaciel Papieża podkreśla, że kiedy Ojciec Święty odchodził do Domu Ojca na placu świętego Piotra dziesiątki tysięcy ludzi modliło się za Niego towarzysząc Mu w ostatniej drodze. Do Papieża dochodziły echa modlitwy i skandowane przez wiernych Jego imię. - Emanował z niego spokój i radość człowieka który idzie na spotkanie z Bogiem. Powiedział mi: bądź spokojny – podkreśla kard. Andrzej Maria Deskur.

Ostatnie pożegnania z Ojcem Świętym odbywały się na kolanach, z modlitwą na ustach. – Uklęknąłem obok Jego łóżka. Oczy miał lekko przymknięte ale nie spał. Kiedy usłyszał moje nazwisko wypowiadane przez swego sekretarza podniósł na mnie wzrok. Porwało mnie piękno jego uśmiechniętego spojrzenia. Usiłował powiedzieć kilka słów, ale Mu się nie udało. Przemawiał do mnie uśmiechniętym i pogodnym obliczem – opowiada ze wzruszeniem kard. Mario Francesco Pompedda. – Uklęknąłem obok łóżka, ucałowałem Jego rękę i zacząłem się modlić. Pobłogosławiłem Go przed wyjściem, a On uczynił znak krzyża. Po drugiej stronie łóżka stało trzech lekarzy. To było bardzo smutne patrzeć z jakim wysiłkiem oddycha – opowiadał o spotkaniu z umierającym Papieżem kard. Edmund Kazimir Szoka. Tuż przed śmiercią Jan Paweł II ogarnął wzrokiem obecnych przy nim ludzi i spytał: a gdzie Arturo? Swego fotografa darzył ojcowską miłością, którą ten głęboko odwzajemniał.

Każdy wychodzący z apartamentów podkreślał ze zdumieniem, że Papież umierał pogodny, radosny, spokojny. Nie odchodził, a przechodził, wyczekiwał na spotkanie z Ojcem.

O godz. 20 w pokoju Ojca Świętego rozpoczęła się Msza św. z uroczystości Bożego Miłosierdzia pod przewodnictwem abpa. Stanisława Dziwisza, którą koncelebrowali kard. Marian Jaworski, abp Stanisław Ryłko i ks. Mieczysław Mokrzycki. W czasie tej liturgii udzielono Janowi Pawłowi II świętego wiatyku i raz jeszcze sakramentu namaszczenia chorych. Ostatnie godziny Ojca Świętego upłynęły na nieustannej modlitwie wszystkich osób towarzyszących mu w konaniu i we współudziale w modlitwie tysięcy wiernych zgromadzonych od wielu godzin na Placu św. Piotra. Jan Paweł II umierał trzymając za rękę swego długoletniego sekretarza i przyjaciela abpa. Dziwisza. Na chwilę przed śmiercią uniósł rękę w geście błogosławieństwa. Uczynił go w kierunku okna z widokiem na plac św. Piotra gdzie tysiące ludzi odmawiały różaniec. Powiedział jeszcze: Amen. Była godzina 21.37.

Po śmierci, Papieża ubrano zgodnie z tradycją w szaty pontyfikalne i ułożono na katafalku w prywatnej kaplicy. Tuż za głową Jana Pawła II znajdował się ołtarz przy którym tysiące razy sprawował Eucharystię. Widnieje w nim wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Obok tabernakulum stała figurka Zmartwychwstałego Jezusa. Przez całą noc przy zmarłym modliło się kilka najbliższych Mu osób. – Kiedy zapytałam abpa. Dziwisza czy mogę się pomodlić przy Ojcu Świętym, jakby zatroskany o to by nie został On sam zapytał: a zostanie siostra do rana? Pracująca na watykańskiej centrali telefonicznej siostra Tarsycja opowiada, że abp. Dziwisz wielokrotnie w ciągu nocy podchodził do swego zmarłego przyjaciela, brał Go za rękę jakby chcąc zapytać: co ma robić dalej. – Ta modlitwa przy Papieżu to dla mnie niecodzienna łaska – podkreśla siostra Tarsycja. Po całonocnym czuwaniu przy Janie Pawłe II abp. Stanisław Dziwisz w prywatnej kaplicy odprawił za Niego poranną Eucharystię. Gdy próbował powiedzieć kilka słów o zmarłym, po jego policzkach płynęły łzy.

Kiedy ciało Jana Pawła II przeniesiono do bazyliki watykańskiej często obok zmarłego można było spotkać jego najbliższych współpracowników pogrążonych w modlitwie. Abp Dziwisz, ks. Mokrzycki i siostry sercanki przychodzili do Papieża zawsze w godzinie Apelu Jasnogórskiego i trwali przy Nim godzinami. Długi czas trwał przy katafalku kard. Stanisław Nagy. Stał tuż obok Papieża wpatrując się w twarz zmarłego przyjaciela.

Spotkałam wiele osób, które by oddać hołd zmarłemu stały w kolejce nawet 16 godzin. Zmęczenie i czas nie grały roli, wszyscy chcieli choć przez sekundę być przy zmarłym Papieżu. Patrząc na rzekę ludzi która zapełniała plac świętego Piotra i główną nawę bazyliki pytałam siebie czy miałabym taką wiarę, by podjąć ten trud pielgrzymowania do Papieża. Na koniec dostałam od Niego niecodzienny dar. Pracując w Radiu Watykańskim praktycznie bez przeszkód mogłam trwać przy Nim na modlitwie. Chodziłam wieczorami, po całym dniu wytężonej pracy. Brakowało czasu na sen, na jedzenie, ciągnęło mnie jednak do bazyliki watykańskiej. Zaszywałam się w miejscu gdzie nikomu nie przeszkadzałam i patrząc w twarz Papieża rozmawiałam z Nim o tym co już za mną i o przyszłości. Prosiłam by nauczył mnie swego wytrwałego trwania na modlitwie i pełnego miłości obcowania z człowiekiem. Śmiało mogę powiedzieć, że modlitwa przy Papieżu dała mi także siłę do przetrwania tych trudnych dni.

Choć czasem zmęczenie brało górę, w sercu miałam zaskakujący pokój. W modlitwie polecałam tych wszystkich, których Bóg postawił na mej drodze. Chodziłam do Papieża na te ostanie audiencje, a On tak jak milionom ludzi na całym świecie udzielał mi ostatnich niezapomnianych rekolekcji. Oby wydały one owoc.

Praktycznie codziennie spotykałam przy Papieżu Paulinów z Jasnej Góry. Ojciec Kamil opowiadał o dziejących się cudach – ludziach, którzy po kilkudziesięciu latach wracali teraz do Boga, szli do spowiedzi. Był wzruszony tą modlitewną mobilizacją dla Papieża, a szczególnie obecnością młodzieży. Fakt, to uderzało.

Bazylika watykańska, która poza wielkimi uroczystościami bardziej przypomina muzeum niż kościół teraz była prawdziwym domem modlitwy. Nawet w rękach porządkowych widać było różaniec. Po skończonej służbie na kolanach przy Papieżu trwali jego gwardziści. Uprzywilejowane miejsce mieli ludzie niepełnosprawni. Osoby na wózkach mogły praktycznie podjechać do katafalku i modlić się przy zmarłym nawet kilka minut. Siedząc na wózku tuż obok Papieża pewna dziewczyna z Polski odmawiała koronkę do Bożego Miłosierdzia wpatrując się w przechodzących przed Janem Pawłem II ludzi. Modliła się, by to spotkanie było dla nas wszystkich czasem nawrócenia. Pewnego wieczoru spotkałam ambasador Hannę Suchocką. Patrząc na Jana Pawła II powiedziała: chyba nikt nie ma wątpliwości, że odszedł od nas Święty.