Podróż trudnej próby

ks. Kazimierz Sowa

publikacja 07.03.2006 10:54

Na pozór wszystko jest proste: Papież, przybywając do Grecji, pragnie "pielgrzymować po drogach zbawienia" i dokonać kolejnego kroku w dialogu ekumenicznym z prawosławiem.

ks. Kazimierz Sowa ks. Kazimierz Sowa

Wizyta, wzorem św. Pawła, na ateńskim Areopagu oraz spotkanie z wpływowym i bardzo lubianym w całym kraju zwierzchnikiem greckiego prawosławia, arcybiskupem Christodulosem, to co najmniej dwa momenty, którym podczas tej dwudniowej wizyty będzie się przyglądać większa część spośród prawie jedenastu milionów Greków. W Grecji uczyniono niemal wszystko, aby wizycie głowy Kościoła nadać charakter oficjalny, z wyraźnym przesunięciem w stronę ceremonii świeckiej. Jest to tym dziwniejsze, że Papież przybywa do kraju o bardzo mocnym wpływie religii na życie publiczne. Jednak nie można zapominać, że to wpływy prawosławia, dla którego katolicyzm nie jest jedynie "inną religią".

Uprzywilejowanie prawosławia w życiu publicznym i jego wciąż mocna pozycja coraz częściej są kontestowane nawet przez samych Greków. Jednak konstytucja nadal zaczyna się od słów: "W imię jednej i niepodzielnej Trójcy Świętej", a prawosławie określane jest w niej jako "religia oficjalna i dominująca".
Z zakończonego niedawno spisu ludności wynika, że Grecję zamieszkuje blisko 11 mln ludzi, z czego aż 97,5 proc. zadeklarowało przynależność do Kościoła prawosławnego, półtora procent przyznaje się do wiary w Mahometa, a zaledwie 0,6 proc. określiło się jako katolicy. "Ta oficjalna statystyka jest trochę myląca" - uważa radca polskiej ambasady w Atenach, Zdobysław Milewski, dodając, że "dane nie uwzględniają Polaków, których w samych Atenach jest około 40 tys., ani tyluż pracujących tu Filipińczyków". Dzięki emigrantom katolików jest na Peloponezie znacznie więcej, w sumie około 150 tys. - uważa polski dyplomata.

Katolikom trudniej znaleźć zatrudnienie, a niektóre instytucje są wręcz przed nimi zamknięte. "Nasi wierni są dyskryminowani w miejscu pracy i w wojsku, nie mają szans na karierę w administracji państwowej. Panuje klimat wrogości" - skarżył się katolicki metropolita Aten abp Nicolaos Foscolos. W 1997 roku Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wezwał rząd grecki do uznania osobowości prawnej Kościoła katolickiego, ale zanim w Atenach zdołano powołać odpowiednią komisję, prawosławni biskupi ostro skrytykowali taką propozycję i socjalistyczny rząd się ugiął. Często katolików próbuje się przedstawić jako mniejszość narodową, a nie wyznaniową, tymczasem rzeczywistość i historia są inne.

Kto czeka na Papieża?
Rodowici greccy katolicy zamieszkują głównie wyspy w archipelagu Cyklady z centrum na wyspie Syros. W stolicy archipelagu znajduje się jedyne chyba w całej Grecji miejsce, gdzie połowę mieszkańców stanowią katolicy. "Wszędzie tam, gdzie przez dłuższy czas panowali Wenecjanie, szanse na przetrwanie wyznania katolickigo były znacznie większe niż na kontynencie" - tłumaczy radca Milewski.

Ten podział symbolizuje nawet krajobraz wyspy. "Nad portem dominują dwa wzgórza, które stały się symbolami dualizmu wyspy. Na pierwszym wznosi się katedra i dzielnica katolicka, naprzeciwko - cerkiew z dzielnicą zamieszkiwaną przez prawosławnych Greków - opowiada polska dziennikarka Aleksandra Bajka. - Obie wspólnoty żyją tam bezkonfliktowo, choć w stoczni, która jest głównym pracodawcą, mówi się, że łatwiej wyrzucają tu z pracy katolików".

Pozycja prawosławia w dzisiejszej Grecji oparta jest nie tylko na sile tradycji i wiary, ale i stanie posiadania. Kościół jest największym właścicielem nieruchomości i gruntów. W jego posiadaniu jest ok. 7 proc. powierzchni kraju. Wszystkie grunty i parcele są własnością klasztorów (gdyż w czasach niewoli tureckiej tylko one mogły posiadać ziemię), jednak w rzeczywistości zarządzają one jedną piątą swych dóbr. Resztą administruje Ekyo - główny organizm finansowy greckiego Kościoła. Oprócz tego spore dochody przynosi dwuprocentowy udział Kościoła prawosławnego w Banku Narodowym Grecji i wpływy z wynajmu licznych nieruchomości, często położonych w centrum Aten czy innych wielkich miast. Dzięki kulturotwórczej roli, mecenasowi i względnej autonomii, jaką cieszyły się prawosławne klasztory, Kościół ma blisko 1/3 greckiego dziedzictwa kulturowego.

Dziś na Peloponezie, w przeciwieństwie do innych krajów tradycyjnie prawosławnych, katolikom nie zarzuca się prozelityzmu. W sąsiedztwie 16 tys. prawosławnych popów, posiadających cerkwie niemal w każdej wsi, pracę duszpasterską prowadzi niespełna stu duchownych katolickich, posiadających w całej Grecji zaledwie 64 parafie. "Gdyby nie emigranci, Kościół katolicki w Atenach, czy innych większych miastach, byłby całkowicie nieznany" - przyznaje o. Zbigniew Szymczyk, jeden z trzech polskich jezuitów prowadzących nieformalną, "polską" parafię w stolicy Grecji. Jeśli wierzyć prawosławnym statystykom, 55,9 proc. Greków chodzi regularnie w niedziele na Msze święte, zaś 21,4 proc. kilka razy w roku. O niesłabnącej popularności prawosławia w Grecji świadczy też fakt, że w 1999 r. udzielono prawie 100 tys. chrztów, choć niski przyrost naturalny to jedno z większych zmartwień państwa i Kościoła.

Szansa czy zagrożenie?
Popularność prawosławnych hierarchów, jak choćby sprawującego swój urząd od trzech lat metropolity Christodulosa, wywiera znaczny wpływ na przyjęcie Papieża w Atenach. Pojednawczy ton podchwyciła ostatnio nawet część liberalnej prasy. Wpływowe dzienniki greckie, jak "To Wima" i "Kathimerini" napisały, że "przyjazd Jana Pawła II jest dla prawosławia szansą na pokazanie jego prawdziwej natury: otwartości, tolerancji i zdolności do dialogu, przy jednoczesnym zachowaniu dystansu, jaki dzieli Ateny i Rzym". Sam abp Christodulos publicznie zaś wezwał do spokoju podczas pielgrzymki, gdyż "Papież nie jest wrogiem". W opinii zwierzchnika greckiego prawosławia "rzeczywistym zagrożeniem jest szerząca się obojętność wobec wiary i religii".

W tym kontekście dziwi stanowczość licznych głosów negujących sens papieskiej podróży, np. protest mnichów z góry Atos, którzy uważają, że papieska wizyta powinna zostać odwołana, gdyż "nie przyniesie ona niczego ani naszemu Kościołowi, ani krajowi". W komentarzach przypomniano, że to nie tylko głos 2 tysięcy mnichów zamieszkujących świętą górę Atos, która od tysiąca lat jest największym w świecie chrześcijańskim zespołem klasztornym, ale i opinia wpływowego środowiska decydującego o duchowym obliczu greckiego Kościoła.

Być może niektóre środowiska przestraszyły się "katolickiej mobilizacji", która zaskoczyła nawet zewnętrznych obserwatorów. Katolicy najpierw poprosili o udostępnienie im stadionu olimpijskiego w Marussi (na północ od Aten), gdzie Papież miał odprawić uroczystą liturgię. Kiedy okazało się, że zamiast na stadionie (przybycie zapowiadało co najmniej kilkanaście tysięcy wiernych) będą mogli się spotkać jedynie w wielkiej hali mogącej pomieścić do 8 tys. osób, zorganizowali niespotykaną dotychczas akcję publicznego wyrażania niezadowolenia i protestu. Na decyzji władz Grecji ucierpią też Polacy. Początkowo ok. 6 tys. rodaków wyraziło chęć spotkania z Papieżem, dziś wiadomo, że zdecydowana większość będzie mogła go powitać jedynie "z daleka". Atmosferę "radosnego oczekiwania" psują także incydenty, takie jak wysadzenie w powietrze, zaparkowanego przed siedzibą Patriarchatu Ekumenicznego w Atenach, samochodu-pułapki.

Zdaniem zwierzchnika greckich katolików, nie jest jasne, w jakim charakterze Jan Paweł II przybędzie do Aten: jako głowa Kościoła katolickiego czy prywatny obywatel. Prawosławni podkreślają, że Papieża zaproszono jako szefa Państwa Watykańskiego. Tymczasem Ojciec Święty, który został zaproszony do Grecji przez prezydenta Kostisa Stefanopulosa, obok wizyty państwowej pragnie także odbyć pielgrzymkę i spotkać się z wiernymi. Zgodę na taki wymiar wizyty wyraził Synod greckiego Kościoła prawosławnego, dlatego tym bardziej dziwią niektóre trudności czynione w momencie, kiedy długo oczekiwany przez wielu gość stoi u bram Aten.