Papież już w USA

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 16.04.2008 08:42

Od rana w centrum prasowym czekamy z Kubą, fotoreporterem „Gościa Niedzielnego" na wejście do autobusów, które zawiozą nas na lotnisko w bazie wojskowej Andrews pod Waszyngtonem.

fot. Jakub Szymczuk fot. Jakub Szymczuk

Okazuje się, że Jakuba nie ma liście akredytowanych fotoreporterów. Szukamy pomocy. Wszyscy, których pytamy są bardzo życzliwi, ale rozkładają ręce. Trafiamy wreszcie do najbardziej kompetentnej osoby. Okazuje się, że to Polka z pochodzenia – Barbara King z domu Dlugozima, pracująca na co dzień w jednym z diecezjalnych katolickich tygodników „The Southern Cross”. – Nie traćcie nadziei, zobaczymy, co da się zrobić – uśmiecha się. Uff, udało się. Jeszcze tylko kontrola służb bezpieczeństwa i jedziemy na powitanie papieża.

Papież jest już w drodze do Stanów. Dowiaduję się od pani Barbary o konferencji prasowej papieża w samolocie. Papieża zapytano o sprawę nadużyć seksualnych duchowieństwa. Wiele świeckich mediów robi z tego główny temat pielgrzymki. – Oni wciąż zastanawiają się, kiedy papież coś powie na ten temat. A Benedykt XVI zaskoczył wszystkich. Powiedział o tej sprawie i to bardzo stanowczo zanim jeszcze wylądował. To pozwoli mu pójść dalej i w głąb. To świetne posunięcie papieża – ocenia Amerykanka.
Na lotnisku prócz dziennikarzy oczekuje na papieża około 400 osób, połowa z nich to rodziny lotników z bazy wojskowej i wybrani przedstawiciele archidiecezji waszyngtońskiej.

W osobnym sektorze pojawia się około 200 młodzieży ze szkoły katolickiej Bishop McNamara z Forestville. Słońce przypieka, ale wieje chłodny wiatr. Uczniowie chętnie odpowiadają na pytania dziennikarzy. Czarnoskóry 17-stolatek Vincent Aarrington mówi, że wszyscy witają papieża z otwartymi rękami, cieszą się, czują się wyróżnieni. Jego kolega Christopher Burke przyznaje, że nie jest katolikiem. Podkreśla, że w szkole panuje świetna atmosfera, wzajemny szacunek. Zauważam na jego ręce różaniec. Tuż przed przylotem papieskiego samolotu do sektorów z uczniami podchodzi abp Donald Wuerl z Waszyngtonu. Pozdrawia serdecznie młodych, zaprasza, by pokazali się z jak najlepszej strony papieżowi.

Dokładnie o 15.50 (w Polsce 21.50) ląduje papieski samolot. Obiektywy kamer i aparatów wycelowane w drzwi samolotu czekają na pojawiali się w nich postaci w białej sutannie. Do stopni podchodzi prezydent Bush z żoną Laurą i jedną ze swoich córek. Wszystkie gazety podkreślają, że to pierwszy wypadek w historii, żeby prezydent USA witał głowę państwa już na lotnisku. W końcu jest! Trzaskają migawki aparatów. Papież pozdrawia zebranych ze swoją charakterystyczną nieśmiałością. Wita się z przedstawicielami władz państwowych USA i kilkoma biskupami.

Po chwili odpoczynku i rozmowy w budynku lotniska Ojciec święty zakrytym czarnym samochodem odjeżdża z kawalkadą pojazdów w stronę stolicy. Kiedy wsiada do samochodu, ludzie intonują „Happy Birthday To You”, choć jak na polskie tradycje związane z papieskimi pielgrzymkami czynią to dość niemrawo. No tak, przecież jutro papież będzie obchodził 81 urodziny. W Waszyngtonie będzie rezydował w budynku watykańskiej nuncjatury.

Jutro czeka papieża wizyta w Białym Domu. Dzisiejszy „Washington Post” zamieszcza artykuł pod tytułem „Zacieśnianie więzów z katolikami priorytetem Busha”. Gazeta przywołuje ubiegłoroczną rozmowę prezydenta z chińskim kardynałem Zen Ze-Kiunem, w której Bush z wielkim uznaniem wypowiadział się o postawie Kościoła w obronie życia, zwłaszcza nienarodzonych. „Kościół jest skałą – jedyną, która może przeciwstawić się fali sekularyzacji głoszącej, że można zabić kogoś innego, by swoje życie uczynić bardziej wygodnym” – stwierdził amerykański przywódca. Ponadto gazety zastanawiają się, czy papież poruszy kwestię wojny w Iraku, przypominając, że Stolica Apostolska była od początku przeciwny tej wojnie. Wieczorem w centrum prasowym docieram do słów Papieża wypowiedzianych w samolocie. To mocne słowa. Benedykt XVI pytany o sprawę nadużyć seksualnych duchownych powiedział: „To, co się wydarzyło, jest przyczyną wielkiego cierpienia\ dla Kościoła w Stanach Zjednoczonych i dla całego Kościoła, a także dla mnie osobiście. Gdy czytam sprawozdania, mam trudności ze zrozumieniem, jak mogło do tego dojść, że niektórzy kapłani mogli w ten sposób ponieść fiasko w misji niesienia ulgi, niesienia miłości Boga tym dzieciom. Jest mi wstyd i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, ażeby to się nie powtórzyło. Myślę, że powinniśmy działać na trzech płaszczyznach: pierwszą jest płaszczyzna prawa i polityki. W tym momencie nie mówiłbym o homoseksualizmie: to inna sprawa.

Rygorystycznie wykluczymy pedofilów z sakramentu kapłaństwa urzędowego: jest to nie do pogodzenia i kto dopuści się pedofilii, nie może być kapłanem. Otóż na pierwszym szczeblu możemy wymierzyć sprawiedliwość i szczerze pomóc ofiarom, które są do głębi dotknięte. To są dwa aspekty sprawiedliwości, jeden że pedofile nie mogą być kapłanami, a drugi pomoc ofiarom. Następnie istnieje płaszczyzna duszpasterska: osoby te będą potrzebowały leczenia i pomocy, opieki i pojednania. To wielkie zadanie duszpasterskie i wiem, że biskupi i kapłani oraz wszyscy katolicy Stanów Zjednoczonych uczynią wszystko, aby pomóc, zaopiekować się, wyleczyć i sprawić, aby w przyszłości to się nie powtórzyło. To należy wyjaśnić. Przeprowadziliśmy inspekcje w seminariach i zrobimy, co w naszej mocy, aby seminarzyści otrzymali głęboką formację duchową, ludzką i intelektualną. Tylko osoby »czyste« będą dopuszczane do życia sakramentalnego, ażeby wykluczyć, by do mogło dojść do tego. Wiem, że biskupi oraz rektorzy seminariów uczynią, co w ich mocy, by dokonać bardzo, bardzo surowego rozeznania, ponieważ o wiele ważniejsze jest, by mieć dobrych kapłanów, aniżeli licznych. To jest nasz trzeci punkt i mamy nadzieję, że możemy, że mogliśmy i będziemy mogli w przyszłości uczynić wszystko, co w naszej mocy dla uleczenia tych ran".

Zgadzam się z opinią mojej amerykańskiej koleżanki z prasy katolickiej, że Papież zaskoczył wszystkich. Zanim wylądował w USA, jasno i konkretnie odniósł się do sprawy, która ciągle jest wałkowana w medialnych doniesieniach. Może wreszcie niektórzy dziennikarze zauważą, że Kościół żyję także innymi sprawami. We wczorajszej rozmowie w katolickiej telewizji EWTV nuncjusz papieski w USA abp Pietro Sambi zaprosił wszystkich widzów do modlitwy w intencji sukcesu wizyty papieża. – Sukces tej pielgrzymki – stwierdził nuncjusz – będzie sukcesem Ameryki, w której może pojawić się więcej jedności, miłości i nadziei. Kiedy czekałem na papieża rozmawiałem z sympatycznym meksykańskim korespondentem radia „Guadelupana”, który cały czas nadawał śpiewnym hiszpańskim relację na żywo. Poprosił mnie o kilka słów dla katolików w Meksyku, zapraszał do Sanktuarium w Guadelupe. Jeden Kościół ponad narodami, językami, granicami. Poczułem to dziś mocno. A kiedy z paru metrów widziałem papieża, zabiło mi mocniej serce. Intuicja podpowiada mi, że zainteresowanie pielgrzymką będzie rosło z godziny na godzinę.