500 lat u boku papieża

Rzeczpospolita/a.

publikacja 20.01.2006 15:10

Jest ich tylko stu, ale dzięki barwnym, renesansowym mundurom, świetnie wypadającym na zdjęciach i w telewizji, dla milionów ludzi pozostają symbolem Watykanu - Gwardia Szwajcarska.

22 stycznia 1506 roku o zmierzchu kapitan Kaspar von Silenen ze szwajcarskiego kantonu Uri przekroczył na czele liczącego 150 (niektóre źródła mówią o 200) piechurów oddziału rzymską Bramę Ludu - Porta del Popolo. W Rzymie panował wtedy papież Juliusz II.

Już jeden z jego poprzedników, Sykstus IV, wziął na swój żołd 79 najemników z Bazylei. Żołnierze z biednego wówczas alpejskiego kraju cieszyli się opinią walecznych, karnych i wiernych władcom, którzy ich wynajmowali. Legaci Juliusza II prowadzili rokowania przez prawie trzy lata.

Stałą służbę Szwajcarzy rozpoczęli na początku 1506 roku, gdy podjęto przebudowę Bazyliki Świętego Piotra (do jej obecnego kształtu). Twórcą głównego projektu był Michał Anioł Buonarotti. Legenda przypisuje mu także autorstwo barwnych strojów Szwajcarów. Inni twierdzą, że zaprojektował je Rafael. Dowodów nie ma. Niewątpliwie jednak ze względu na wyjątkowo piękny zestaw barw reprezentują najlepsze tradycje włoskiego odrodzenia. Najstarszy ich wizerunek to miniatura przedstawiająca wkroczenie Juliusza II do Rzymu po zwycięskiej wyprawie na Bolonię.

Wierność przypieczętowana krwią

Dwadzieścia lat później Szwajcarzy mieli okazję potwierdzić swoją wierność papieżowi, oddając życie w jego obronie. Było to w czasie tzw. Sacco di Roma, splądrowania Rzymu przez wojska cesarza Karola V, który chciał ukarać papieża Klemensa VII za przystąpienie do profrancuskiej Ligi z Cognac. Oddziałyniemieckich landsknechtów i hiszpańskich piechurów wdarły się do Wiecznego Miasta 6 maja 1527 roku. Szwajcarzy bronili Watykanu.

42 gwardzistów pełniących tej nocy służbę w Pałacu Apostolskim osłaniało papieża, który tajnym przejściem na koronie istniejącego do dziś muru uciekł do ufortyfikowanego Castel San Angelo - Zamku Świętego Anioła. Reszta liczącego 189 ludzi oddziału zgromadziła się pod egipskim obeliskiem na cmentarzu niemieckim opodal bazyliki. Heroiczną obroną dowodził kapitan Roust z Zurychu. Zginęli wszyscy, niektórzy w bazylice, przed głównym ołtarzem, wśród nich żona dowódcy, której rozbestwieni zwycięzcy najpierw odrąbali ręce, a następnie zabili ją na zwłokach męża.

Kiedy po miesiącu oblężenia Castel San Angelo skapitulował, jednym z warunków postawionychprzez cesarza było zastąpienie Szwajcarów przez oddział 200 niemieckich landsknechtów. Po kilku latach papież mógł wrócić do spustoszonego kolejnymi najazdami Rzymu. Mieszkańcy miasta poprosili go, by w pierwszym rzędzie przywrócił Gwardię Szwajcarską. Licząca 225 żołnierzy Cohors pedestris Helvettiorum a sacra custodia Pontificis (Kohorta pieszych Szwajcarów dla świętej obrony Papieża) została powołana na nowo dopiero w 1548 r. za pontyfikatu Pawła III. Była oczkiem w głowie kolejnych papieży także w XVII, XVIII i XIX wieku.

Nie tylko reprezentacja

W 1914 roku Pius X ustalił liczbę gwardzistów na 100, w tym sześciu oficerów, łącznie z komendantem. Do korpusu mogą być przyjmowani Szwajcarzy wyznania katolickiego, którzy odbyli już w swoim kraju służbę wojskową i są kawalerami.Wolno im ożenić się dopiero, gdy są na służbie w Watykanie. Muszą ponadto czekać, aż zwolni się jeden z apartamentów małżeńskich w koszarach. Za mojej pamięci dwóch gwardzistów poślubiło Polki.

Siedem lat temu sensacją na skalę światową stała się śmierć komendanta Gwardii Aloisa Estermanna. Znałem go dobrze. Kilkunastoletnia praca korespondenta telewizyjnego przy Stolicy Apostolskiej, zwłaszcza podczas podróży zagranicznych, wymagała dobrej współpracy z funkcjonariuszami ochrony. Służba Szwajcarów przy Ojcu Świętym polega nie tylko na funkcjach reprezentacyjnych, ale też na ochronie papieża. W swoich pasiastych od święta i granatowych w dni powszednie mundurach, Szwajcarzy pełnią też takie obowiązki razem z innymi formacjami policji watykańskiej.

Alois lubił, a nawet faworyzował Polaków. Wiedziałem, że ratował papieża rannego w zamachu na placu św. Piotra. Jakieś względy - niskie pochodzenie lub brak wykształcenia - hamowały jednak jego oficjalny awans na najwyższe stanowisko, który jednak w końcu nastąpił. 4 maja 1998 roku młodziutki, prawdopodobnie niezrównoważony psychicznie kapral Cedric Tornay zastrzelił komendanta Estermanna i jego żonę Gladys Meza Romero, pochodzącą z Ameryki Południowej. Sam popełnił samobójstwo.

Bardzo podobny przypadek miał miejsce w roku 1959, ale rewolwer szwajcarskiego gwardzisty próbującego zastrzelić komendanta się zaciął, zaś kolega ranił zamachowca służbową halabardą.

Watykan, znany z rezerwy w udzielaniu informacji na kłopotliwe tematy, jest zarazem miejscem, które upodobali sobie łowcy i twórcy medialnych sensacji. Po śmierci Estermanna wypisywano wiele bzdur. A to, że zamachowiec i ofiara byli parą homoseksualną, a to, że komendant Szwajcarów był uśpionym agentem tajnej służby NRD - osławionej Stasi. Profesjonalni watykaniści przyjmowali te sensacje, jak na to zasługiwały: wzruszeniem ramion.

JACEK MOSKWA z Watykanu