Proroctwo z Neapolu

ks. Robert Skrzypczak

publikacja 12.11.2015 06:00

Pół wieku przeżyli wspólnie, wiedząc o sobie niewiele. Papieża Jana Pawła II i ks. Dolindo Ruotolo połączyło proroctwo.

Ks. Dolindo Ruotolo przepowiedział pontyfikat Jana Pawła II Ks. Dolindo Ruotolo przepowiedział pontyfikat Jana Pawła II

Mówiło się, że ojciec Pio miał mu przepowiedzieć tron Piotrowy. Jako papieża kard. Karola Wojtyłę widzieli także znani teologowie: dominikanin Yves Congar i jezuita o. Henri de Lubac. Moim zdaniem najpiękniejszą przepowiednią dotyczącą polskiego papieża jest ta pozostawiona przez włoskiego kapłana z Neapolu ks. Dolindo Ruotolo. O nim myślał ojciec Pio z San Giovanni Rotondo, gdy strofował przybywających do niego penitentów z tamtego rejonu Włoch, mówiąc: „Dlaczego przyjeżdżacie do mnie, skoro macie świętego w waszym mieście?”.

Dolindo, czyli ból

Ksiądz Dolindo przecierpiał wiele. Zresztą, pisząc swoją „Autobiografię”, wyjaśnił, że Dolindo w dialekcie neapolitańskim znaczy ból. Od dzieciństwa musiał znosić wiele chorób i nędzę, nawet głód. Jego ojciec był człowiekiem szorstkim i gniewnym, zresztą niebawem porzucił rodzinę. W 1905 r. Dolindo przyjął święcenia kapłańskie. Po dwóch latach kapłaństwa, oskarżony o rozsiewanie błędów teologicznych i herezji, został suspendowany i poddany wieloletniemu dochodzeniu Świętego Oficjum. Przeszedł także upokarzające badania psychiatryczne, z których nie wyniknęło żadne negatywne świadectwo o stanie jego umysłu. Uważano go nie tylko za wariata, ale i opętanego, przymuszano go do poddania się obrzędom egzorcyzmu.

Czas trudnej próby wiary i pokory ks. Dolindo przetrzymał dzięki szczególnej relacji z Bogiem i Maryją. Ostatecznie został zrehabilitowany i oczyszczony z wszelkich zarzutów przez Stolicę Apostolską w 1937 roku. Wrócił do Neapolu wyposażony w nadprzyrodzony dar rozróżniania, umiejętność czytania w ludzkich sercach oraz wyjątkowe zamiłowanie do analizowania ksiąg Pisma Świętego i przeżywania Eucharystii. Przyjmował tłumy osób pragnących spowiedzi, odwiedzał chorych, opiekował się biedakami z ulicy, przyciągał do siebie kazaniami i konferencjami studentów z Neapolu. Pomimo paraliżu lewej strony ciała pisał listy i konferencje, które budziły wiarę w ludzkich duszach. „Bóg posługuje się mną, by oświecać i wspierać innych, podobnie jak używa się draski, by zapalić zapałkę, albo miotły do sprzątania, zwykłej igły do szycia, a wreszcie nawozu do użyźniania gleby”. Opuchnięte i pokrzywione chorobą nogi wymagały bolesnych kuracji, ale nigdy nie opuszczał go humor. Przez łzy uśmiechał się i łobuzerskim „cześć, brachu” witał każdy nowy przypływ bólu.

Historia pewnego obrazka

Ksiądz Dolindo miał zwyczaj rozdawania ludziom obrazków i wysyłania pod rozmaite adresy pocztówek z przesłaniem duchowym, które zazwyczaj rozpoczynał od sformułowania: „Jezus do duszy…”, „Maryja do duszy…” lub „To ja, Jezus, mówię do ciebie…”. Był 2 lipca 1965 roku. Na odwrocie obrazka z wizerunkiem Matki Bożej ks. Dolindo wypisał wyjątkowe przesłanie dla polskiego arystokraty, hrabiego Witolda Laskowskiego, będącego szczególnym czcicielem ojca Pio. Napisał: „Maryja do duszy: Świat chyli się do upadku, ale Polska, dzięki nabożeństwom do Mego Niepokalanego Serca, uwolni świat od straszliwej tyranii komunizmu, tak jak za czasów Sobieskiego z 20 tysiącami rycerzy wybawiła Europę od tyranii tureckiej. Powstanie z niej nowy Jan, który poza jej granicami, heroicznym wysiłkiem zerwie kajdany, nałożone przez tyranie komunizmu. Pamiętaj o tym. Błogosławię Polskę! Błogosławię Ciebie. Błogosławcie mnie. Ubogi ksiądz Dolindo Ruotolo – ulica Salvator Rosa, 58, Neapol”.

Po wyborze Karola Wojtyły na papieża w 1978 r. uczennice duchowe ks. Dolindo odkryły kopię tego wpisu w jednym z zeszytów Stowarzyszenia Apostolstwa Wydawniczego, założonego przez neapolitańskiego kapłana. Należało odszukać oryginał. Obrazek odnaleziono w kasie pancernej biskupa słowackiego Pawła Hnilicy, przyjaciela Jana Pawła II. Zawierał on wyraźne proroctwo na temat Jana Pawła II. – Wypełniło się pragnienie Matki Bożej – mówił sekretarz papieski kard. Stanisław Dziwisz, nawiązując do objawień Maryi w Fatimie i próby spełnienia Jej życzenia, aby Ojciec Święty poświęcił specjalnym aktem oddania Związek Radziecki i cały komunistyczny świat, co Jan Paweł II uczynił 25 marca 1984 roku na placu św. Piotra. – To wtedy miały początek wydarzenia prowadzące do rozsypania się komunistycznego świata.

Pożar raju bez Boga

18 października 1978 roku – jak zauważył ks. Gianni Baget Bozzo – „Wojtyła został papieżem, rzecz jasna, nie po to, aby prowadzić wojnę z komunizmem. Niemniej faktem jest, że to się stało i że wybór Wojtyły zapoczątkował kryzys na Wschodzie. Nikt nie twierdzi, by takie były zamiary papieża albo jego elektorów. Zwłaszcza że kryzysu realnego socjalizmu, do którego potem doszło, nikt nie mógł przewidzieć w dniach wyboru Wojtyły”. Kardynał Karol Wojtyła walczył z komunizmem wewnętrznym, czyli sekularyzacją Kościoła i przewagą tego, co społeczne, nad tym, co osobiste.

„Zło w naszych czasach w pierwszym rzędzie polega na pewnego rodzaju degradacji, nawet zniszczeniu, fundamentalnej jedności każdej osoby ludzkiej. To zło leży nawet bardziej w porządku metafizycznym niż moralnym. Tej dezintegracji, planowanej czasami przez ideologie ateistyczne, musimy zamiast jałowych polemik przeciwstawić coś w rodzaju »rekapitulacji« nienaruszalnej tajemnicy osoby” – twierdził. Wystarczy odbudować człowieka od środka i przywrócić nadzieję, a żadne mury i kajdany tego nie przetrwają. Tak rozumiał logikę Ewangelii człowiek, który 16 października 1978 roku ukazał się na balkonie bazyliki św. Piotra w Rzymie i zawołał: „Nie lękajcie się!”. Nagle ludzie zauważyli, że Chrystus ukształtował prawdziwych ludzi, pięknych i silnych.

Że ideologiczne mity, które elektryzowały Zachód, a doprowadzały do zbiorowego męczeństwa Wschód, są ponurą, nieludzką tyranią. Nowy pontyfikat wdarł się jak pożar w otoczone drutem kolczastym rejony budowy nowego wspaniałego raju dla ludzi bez Boga, przedostając się tam przez zakamarki ludzkich serc. Ogień został podłożony. Należało tylko czekać, aż spełni się zapowiedź ks. Dolindo, mówiąca, że na naszych oczach powtórzy się ratowanie chrześcijańskiej cywilizacji. „Kiedy w dniu 22 października 1978 roku – wspominał Jan Paweł II – wypowiadałem na placu św. Piotra słowa: »Nie lękajcie się!«, nie mogłem w całej pełni zdawać sobie sprawy z tego, jak daleko mnie i cały Kościół te słowa poprowadzą. To, co w nich było zawarte, pochodziło bardziej od Ducha Świętego (…). Dlaczego mamy się nie lękać? Ponieważ człowiek został odkupiony przez Boga”.

Na poziomie najbardziej duchowym ci dwaj kapłani: Dolindo Ruotolo i Karol Wojtyła spotkali się w jednym, istotnym punkcie. Dolindo nie pozwolił się złamać cierpieniu fizycznemu ani tym bardziej temu moralnemu i duchowemu, którym nabrzmiewały jego mroczne czasy. Czuł, że siły go opuszczają, a choroba nasila, mawiał: „Słynnemu skrzypkowi Paganiniemu rwały się, jedna po drugiej, trzy struny w instrumencie: re, la, mi…, tak że pozostała mu tylko sol, z której zdołał wykrzesać przepiękną harmonię. Wybuchły oklaski na widowni. Zrywanie się strun okazało się tryumfem. W starości wydaje się, jakby rwały się, jedna po drugiej, struny ludzkiej aktywności. I pozostaje tylko jedna, i na tej jednej można zagrać tryumfalny dźwięk wieczności: sol – solo Dio! Tylko Bóg! O błogosławiony sol mych skrzypiec, jedyna nuto mej sędziwości. O Boże jedyny, harmonio pośród zgrzytu współczesnego świata gubiącego się bez wiary w otchłani błędów i złudzeń, będących piskami wydobywanymi z pogruchotanego instrumentu”. Nigdy nie zapomnę obolałego cierpieniem, a jednocześnie wspieranego niezłomnością ciała wielkiego papieża Jana Pawła II, który z wysiłkiem usiłował przemówić do swych dzieci. Pomimo przegrywanej walki z fizycznością z jego gestów wylewała się potężna energia.

Ksiądz Dolindo i Jan Paweł II zużyli swe siły do ostatka, niosąc słodką melodię nieba. Serce ks. Dolindo zatrzymało się 19 listopada 1970 roku o godz. 17.15, serce Jana Pawła II przestało bić 2 kwietnia 35 lat później.