Zwiastun z Polski

Joanna Bątkiewicz-Brożek

publikacja 20.08.2015 06:00

„Rozbijcie namioty i zróbcie tu oazę!” – powiedział Jan Paweł II do ks. Blachnickiego po wyborze na papieża. Pomysł, wtedy, na miarę szaleństwa. Czy pierwsza rzymska oaza była iskrą, którą papież zapalił Kościół do Światowych Dni Młodzieży?

Uczestnicy pierwszej rzymskiej oazy na Jasnej Górze. Jolanta Mitros--Suchorzewska grała i śpiewała teraz i dla Jana Pawła II przed 36 laty w Castel Gandolfo roman koszowski /foto gość Uczestnicy pierwszej rzymskiej oazy na Jasnej Górze. Jolanta Mitros--Suchorzewska grała i śpiewała teraz i dla Jana Pawła II przed 36 laty w Castel Gandolfo

Mija 36 lat od pierwszej rzymskiej oazy. Na 300 Polaków, którzy mieli w niej wziąć udział, w Wiecznym Mieście pojawiły się 132 osoby. Reszta nie dostała paszportów. W tym ojciec Ruchu, ks. Franciszek Blachnicki. – Ta rzymska oaza była impulsem nie tylko dla Ruchu, ale dla całego Kościoła – mówi ks. Andrzej Madej. W 1979 r. oblat Maryi pojechał do Rzymu za Blachnickiego. – Ojciec nie dostał paszportu – mówi mi. – Do dziś go słyszę: „Andrzej, jedź za mnie!”. Aż się wyprostowałem. Oazowicze, świadkowie tamtych wydarzeń, spotkali się niedawno na Jasnej Górze. Niektórzy przekroczyli już siedemdziesiątkę, ale mają do dziś w oczach ten sam ogień, którym zarażał ich Blachnicki.

Czy ich rzymski zjazd przed dekadami był jedynie nowym doświadczeniem dla Ruchu Światło–Życie, czy zwiastunem wielkich wydarzeń dla Kościoła? Czy rzymska oaza w sierpniu 1979 roku ostatecznie nie przypieczętowała marzeń Wojtyły o tym, by idea żywego Kościoła rozlała się na świat?

Szaleństwo

25 października 1978 r., Watykan, wieczór. Przy stole w apartamentach papieskich siedzą przyjaciele nowego papieża, m.in. ks. Franciszek Blachnicki i bp Franciszek Macharski. Wciąż oszołomieni wydarzeniami z ostatnich dni. Jan Paweł II odkłada widelec i spogląda na Blachnickiego: „A co będzie z oazami, jak to będzie… Wakacje bez oaz?”. Wbija wzrok w oczy ojca największego ruchu kościelnego w Polsce. Jak zawsze jest w nich ogień. Zapada chwila milczenia. Na twarzy papieża Polaka nagle pojawia się iskra nadziei. Jakby rozpaliła się od spojrzenia Blachnickiego. „Przyjedźcie do Castel Gandolfo! Rozbijcie namioty i zróbcie tu oazę!”. Szaleństwo w kontekście tamtych czasów. Ale i dowód na to, jak bardzo Wojtyła kocha Ruch Światło–Życie. Od lat uczestniczy w życiu oazy.

To dzięki jego wsparciu ta wspólnota rozwija skrzydła w Polsce. Bo oaza jest jak tarcza, do której strzelają władze PRL, a i przecież – co nie jest tajemnicą – niektórzy polscy biskupi nie ułatwiają Ruchowi życia. Blachnicki więc sam, po wyborze Wojtyły na papieża, musi stawiać sobie pytania o los Ruchu. I kiedy Jan Paweł II składa propozycję rzymskiego spotkania, śląskiemu kapłanowi nie trzeba powtarzać. Decyzja zapada od razu. Dwóch proroków Kościoła otwiera nią nowy rozdział nie tylko dla Ruchu Światło–Życie, ale,  w moim przekonaniu, dla całego Kościoła. Blachnicki uświadamia sobie, że ma już wsparcie nie tylko krakowskiego biskupa, ale też namiestnika Chrystusa na ziemi. Po powrocie do kraju rusza machina przygotowań.

Do Rzymu jedzie s. Hanna Grabska, urszulanka Unii Rzymskiej. „Ma zorganizować zaproszenia, noclegi. Potem lawina wydarzeń: zakładanie kont walutowych, wypełnianie papierów. I niekończące się telefony do Krościenka z pytaniami: co, gdzie i jak załatwić” – notuje Blachnicki. Najtrudniejsze zadanie to kwestia paszportów. Władze piętrzą problemy, przesłuchują chętnych do wyjazdu, nękają samego Blachnickiego. W czerwcu 1979 r. do Polski przyjeżdża Jan Paweł II. Na lotnisku w Nowym Targu mówi do Blachnickiego: „Mam nadzieję, że mnie odwiedzicie w czasie wakacji w Rzymie”. Kilka dni wcześniej na Podhalu papież powie to do mikrofonów. Robert Derewenda w monumentalnej historii Ruchu Światło–Życie pt. „Dzieło wiary” notuje: „Z sektora oazowego popłynął spontaniczny śpiew »Zwiastunom z gór«. Papież stanął zasłuchany: »Chcę wam powiedzieć, żeśmy to ostatni raz razem śpiewali… – tu głos papieża wyraźnie się załamał – powiem wam nawet, gdzie to było. To było na takiej skarpie za Kluszkowcami, z początkiem lipca. Myślę, że mi to jeszcze zaśpiewacie w Rzymie«”. – I zaśpiewaliśmy! – mówi z entuzjazmem Joanna Jurkiewicz. – „Zwiastunom z gór, stopom ich cześć, bo niosą nam radosną wieść...” A potem „Królem Bóg!” – to był hit oazowy roku 1978 r.! Odnosi się do Księgi Izajasza: „O, jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny". Tym zwiastunem był Jan Paweł II. Dlatego w Castel Gandolfo w 1979 r. na transparencie pani Joasia napisała: „Zwiastunowi z gór ci, którzy zawsze są z nim”. Replikę sztandaru przywiozła teraz do Częstochowy. – Jak przed 36 laty, szyłam go sama – mówi Jurkiewicz. Na myśl o wspomnieniach z 1979 r. pani Joasi kręci się łza w oku.

To dzięki tej energicznej blondynce przetrwały szczegóły z rzymskiej oazy. Skrupulatnie nanosiła obserwacje i fakty w notesie. Tymczasem przed rzymską oazą w Krościenku przygotowują się animatorzy, powstaje specjalny program, tzw. Oaza Nowego Życia – „Ecclesia Mater – Mater Ecclesiae”. Ma być według zamysłu moderatora Ruchu realizowany w odniesieniu do zabytków Rzymu. Blachnicki chce, by dla młodych była to okazja do „poznania tajemnicy Kościoła”. Termin wyjazdu wciąż jest przekładany, władze zwlekają z paszportami. Papież próbuje pomóc i 22 lipca 1979 r. po modlitwie „Anioł Pański” z mikrofonów na placu św. Piotra niejako awansem dziękuje pijarom, że zgodzili się przyjąć u siebie oazy z Polski. Trzy dni później w czasie audiencji generalnej wraca do tematu. Jeśli po tych wystąpieniach władze PRL-u odmówią młodzieży wyjazdu do Rzymu, będzie „zgryz”. Taktyka Wojtyły jest przemyślana. Papież mówi o też o formacji młodych, o konieczności odkrywania Kościoła ponad narodami. To wskazuje też na to, że Wojtyła ma już ukształtowaną wizję ŚDM. I że musi od dawna łączyć ją właśnie z oazą. Blachnicki zresztą cytuje to wystąpienie w wielu miejscach.

Było dla niego ważne. Krótko potem paszporty trafiają do oazowiczów. Blachnicki nie wyjedzie. Kierownictwo przejmuje ks. Andrzej Madej i wspomniana urszulanka. I kiedy 28 lipca s. Hanna ląduje na lotnisku Fiumicino, dzwoni dwa razy. Najpierw do Castel Gandolfo, gdzie Jan Paweł II jest już na urlopie. – Zaczynamy się zjeżdżać – mówi urszulanka do ks. Dziwisza. – No nareszcie! – odpowiada papieski sekretarz. Ojciec święty ciągle pyta, co z oazami i kiedy przyjedziecie! Potem dzwoni do pijarów, i tu wiadomość jest zła – nie ma noclegów. „Nogi się pode mną ugięły – notuje zakonnica. Lokum u pijarów było zarezerwowane na lipiec. W sierpniu mieli remont”. Urszulanka jest w stresie. Za trzy dni będzie tu ponad setka ludzi, która nie ma gdzie spać. Ostatecznie urszulanki otwierają dla oazowiczów dom przy Via Nomentana.

Rozpalił ogień

5 sierpnia 1979 r., Castel Gandolfo. „Anioł Pański”. Grupa oazy czeka na dziedzińcu papieskiej rezydencji. – Podbiega do mnie strażnik i każe iść za sobą – wspomina ks. Andrzej. – Dochodzimy do sporej grupy osób za barierkami. To Polacy. Strażnik mówi, że jeśli to nasi, to ich wpuści. Nie znałem nikogo, ale – o Boże, wybacz! – powiedziałem, że to nasi. I weszli. Niosły nas wtedy emocje. Przypomniałem sobie o tym 13 maja 1981 r. Doszło do mnie, że wtedy w Castel Gandolfo przeze mnie zamachowiec mógł wtargnąć blisko papieża… Ks. Andrzej pracuje na misjach w Turkmenistanie. Wciąż ze wzruszeniem wraca do rzymskiej oazy. – Nie byliśmy w stanie śpiewać na tym pierwszym spotkaniu, głos stawał nam w gardle. Papież opowiadał światu o oazie, o Fos-Zoe, że to znak dla Kościoła!

W 13. dniu rekolekcji, kiedy przypada Dzień Wspólnoty, papież zaprasza oazowiczów do ogrodów Castel Gandolfo. – Cieszyliśmy się jak dzieci! – mówi Małgorzata Straub. – Uświadomiliśmy sobie powszechność Kościoła. Bo papież zaprosił też ludzi z ruchu Focolari, Wspólnoty Świętego Idziego oraz Komunii i Wyzwolenia. Myśmy się wtedy pierwszy raz zobaczyli. To był ten żywy Kościół, o którym mówił nam ojciec, ks. Blachnicki. Pani Małgosia, która na spotkanie po latach przyjechała do Częstochowy aż z Francji, wtedy w Rzymie miała 35 lat. I dziś tak samo „wywija” na gitarze oazowe szlagiery. Akompaniowała Joli przy „Barce” i „Czarnej Madonnie”. – Kiedy Jola zaśpiewała przed Janem Pawłem II, to plac się trząsł, a papież wycierał łzy – mówi. A Jola Mitros-Suchorzewska, dziś sopranistka, tylko się uśmiecha. Na Jasną Górę przyjechała z Gdyni, z mężem, który jest tenorem. Teraz dzięki ich zaangażowaniu trzęsła się i Jasna Góra. Pan Jurek Korecki pamięta z kolei ognisko w Castel Gandolfo.

Jest na wózku inwalidzkim. Pokonuje jasnogórskie wzgórze i schody do kaplicy Cudownego Obrazu z tą samą determinacją, z jaką jechał do Rzymu – mimo że bezpieka nieraz zaglądała do jego życia i że wiedział, iż wyjazd tylko to zaostrzy. – Mieliśmy wiele spotkań z Janem Pawłem II, Msze w Castel Gandolfo, czterogodzinne ognisko. Patrzono na nas z zazdrością – wspomina ze łzami w oczach. – Tamta pielgrzymka była dla nas bodźcem, zastrzykiem nadziei w trudnych czasach. 17 sierpnia. Ostatnie ognisko. Fotosy z tego wieczora w ogrodach papieskich przedostają się do włoskich gazet. Jan Paweł II jest na nich szczęśliwy jak nigdy dotąd. Na jednym ze zdjęć pani Joasia śmieje się do rozpuku i trzyma papieża mocno pod rękę.

Jak towarzysza drogi. – Zniknął nam cały świat – mówi. – Szczególnie kiedy na zakończenie pobytu w Wiecznym Mieście, przy ognisku, papież pozwolił każdemu z nas podejść do siebie i na ucho szepnąć mu jedno swoje życzenie. Pani Joasia nie zdradza, co mówiła papieżowi. Intuicja podpowiada mi, że wśród 132 życzeń musiało pojawić się i to, by takie spotkanie powtórzyć, może na większą skalę… Jakie było życzenie Jana Pawła II? Mógł je szepnąć na ucho tylko Bogu. Czy patrząc w ogień, nie snuł wizji Światowych Dni Młodzieży? – ŚDM to jest cud Blachnickiego – powtarza ks. Henryk Bolczyk, wieloletni moderator Ruchu. Zresztą pisze o tym sam Jan Paweł II w książce „Wstańcie, chodźmy!”. Tu przyznaje się, że idea ŚDM ma źródło w ruchu Blachnickiego.

17 sierpnia na zakończenie wieczoru Jan Paweł II mówił o rzymskiej oazie jako o wydarzeniu „bez precedensu w dziejach Ruchu Światło–Życie”, ale ufał, „że będzie i precedensem’’. Do czego? Dziennikarz „L’Osservatore Romano”, który był świadkiem tego spotkania, po latach przyzna, że zadziwiło go to, że papież od jednej zapałki rozpalił gigantyczne ognisko. „Jak on to zrobił? To było jak zwiastun czegoś nowego” – dziwił się Włoch. Trudno mi oprzeć się myśli, że tamta rzymska oaza była taką właśnie zapałką, którą Jan Paweł II zapalił „to coś nowego”, ognisko, jakim są Światowe Dni Młodzieży…