Koreańczycy chcą być pobożni

RADIO WATYKAŃSKIE |

publikacja 14.08.2014 20:57

Kościół w Korei Południowej zadziwia swym dynamizmem. Świadkiem jego rozwoju był francuski misjonarz bp René Marie Albert Dupont MEP, emerytowany ordynariusz diecezji Andong. W rozmowie z Radiem Watykańskim mówi o religijności Koreańczyków, a także o kondycji i aktualnym sposobie funkcjonowania tamtejszego Kościoła.

Koreańczycy chcą być pobożni Jakub Szymczuk /Foto Gość Słowo „katolicki”, słowo obce, weszło do powszechnego użycia jako synonim uczciwości - mówi bp Rene Dupont. Na zdjęciu: katedra w Seulu.

RW: Jaka jest kondycja Kościoła katolickiego w Korei Południowej?

Bp R. Dupont: Przez te 60 lat, odkąd jestem w Korei, Kościół rozwinął się do tego stopnia, że obecnie co roku mamy sto tysięcy chrztów. To wspaniałe. I jest to stała tendencja, od 60 lat. W tym czasie Korea rozwinęła się pod względem materialnym, ale też pod względem duchowym. Kiedy mówię o tym gościom z Zachodu, nie mogą w to uwierzyć, bo jak twierdzą, przeczy to ich dotychczasowym wyobrażeniom o rozwoju. Wydawało się nam – mówią – że świat współczesny musi być materialistyczny, że przyjęcie nowoczesnego świata prowadzi to zaniku wiary. W Korei tymczasem jest inaczej. Rozwój gospodarczy idzie w parze z rozwojem duchowym.

Czym należy tłumaczyć ten dynamizm Kościoła w Korei Południowej?

Tego nie potrafię powiedzieć. Pan Bóg robi to, co chce i z kim chce. Gdyby szukać czynników czysto ludzkich, to można by wskazać na podział Korei. Korea Północna jest z definicji ateistyczna, dlatego dla Koreańczyków z południa przyjęcie ateizmu jest czymś sprzecznym z ich wartościami. Dlatego wręcz na przekór mieszkańcy Korei Południowej chcą być religijni. Pozytywnym czynnikiem była też postać kard. Kima, zmarłego przed pięciu laty. Stał się on symbolem Kościoła katolickiego. Potrafił przeciwstawić się władzy wojskowych, upominał się o biednych, robotników i rolników, domagał się respektowania praw człowieka, bronił wolności sumienia. I zjednał sobie szacunek wszystkich, nawet swych przeciwników. Nikt nie mógł ignorować tego, co mówi kard. Kim. Wywarł on ogromny wpływ na koreańskie społeczeństwo.

To wszystko? Czy nie ma innych czynników, które tłumaczyłyby dynamiczny rozwój tego Kościoła?

Kościół katolicki zawsze był żywy i otwarty na ludzi. Stał się symbolem nowej Korei. Zjednał sobie powszechne uznanie. Do tego stopnia, że słowo „katolicki”, słowo obce, weszło do powszechnego użycia jako synonim uczciwości. Proszę sobie wyobrazić, że w wojsku na przykład wśród generałów 20 procent to katolicy. Wydaje się to nieprawdopodobne. Jest to nieproporcjonalne do liczby katolików w Korei. Warto też wspomnieć, że koreańska armia zachęca młodych w czasie służby wojskowej, by ustabilizowali się pod względem religijnym, opowiedzieli się za jakąś religią. Wojskowi są bowiem przekonani, że religia podnosi morale żołnierza, sprawia, że jest on bardziej ofiarny, gotowy poświęcić się dla kraju.

Czy można zatem powiedzieć, że Korea Południowa jest dziś krajem religijnym?

To nie. To już by była przesada. Ale na pewno można powiedzieć, że w społeczeństwie koreańskim religie mają swoje miejsce. Religię się tutaj szanuje. Podobnie też osoby duchowne: księży katolickich, pastorów protestanckich czy mnichów buddyjskich. I zwraca się uwagę na to, co mówią. Ale to nie oznacza, że społeczeństwo jest religijne. W tym społeczeństwie coraz bardziej liczy się pieniądz. I jest też problem korupcji. Religie to piętnują i ludzie wiedzą, że korupcja nie jest czymś normalnym. Nawet ludzie skorumpowani wiedzą, że to, co czynią, nie jest dobre. Z drugiej strony ludzie nieskorumpowani cieszą się powszechnym szacunkiem.

Czy koreańscy katolicy są zaangażowani w życie polityczne?

To jest problem bardzo delikatny. Kościół i katolicy są zaangażowani w życie społeczne, to na pewno. W polityce katolików jest więcej niż w całym społeczeństwie. Ale są we wszystkich partiach i ich wiara nie przekłada się na ich działalność polityczną. O wiele wyraźniejsza jest obecność katolików w organizacjach charytatywnych. Tutaj katolicy odgrywają bardzo ważną rolę. I nawet władze państwowe, kiedy podejmują decyzje o otwarciu jakiejś placówki społecznej dla starców, niepełnosprawnych czy chorych, chętnie powierzają te placówki wyznawcom religii, i to o wiele częściej katolikom niż protestantom czy buddystom.