Męczennicy z sosnowego wzgórza

Mariusz Majewski

GN 32/2014 |

publikacja 07.08.2014 00:15

W małej miejscowości blisko Morza Żółtego dotykamy początków koreańskiego Kościoła.

Ks. Jin Yungin jest jednym z duszpasterzy pracujących w sanktuarium w Solmoe. Doskonale zna historię  męczeństwa koreańskich  katolików Jakub Szymczuk Ks. Jin Yungin jest jednym z duszpasterzy pracujących w sanktuarium w Solmoe. Doskonale zna historię męczeństwa koreańskich katolików

Nie da się opowiadać o tym sanktuarium, nie mówiąc o św. Andrzeju Kim Taegon. Tak jak nie sposób przedstawić pierwszego księdza pochodzącego z Korei Południowej bez odwoływania się do miejsca, w którym się urodził. Solmoe trudno znaleźć na mapie Korei. Chociaż to ważne sanktuarium dla koreańskich katolików związane ze świętym męczennikiem. 15 sierpnia odwiedzi je papież Franciszek. Spotka się z młodzieżą i pomodli się obok domku, w którym mieszkał św. Andrzej Kim Taegon. Ofiaruje tam różę, symbol męczeństwa.

Intrygujący cytat

Z Seulu jedziemy w stronę Morza Żółtego. Najpierw niecałe dwie godziny autobusem do miasteczka Hapdeok. Stamtąd jeszcze 10 minut taksówką i jesteśmy na miejscu. Niby niedaleko od stolicy, ale nie mamy wątpliwości, że to prowincja. Przed bramą dwa stragany z dewocjonaliami i innymi drobiazgami. W bramie zatrzymuje nas napis po koreańsku. Nic nie rozumiemy. Domyślamy się jedynie, że to cytat z Biblii. Ale trudno nawet powiedzieć, czy to Stary, czy może Nowy Testament. Pierwsze kroki w nowym miejscu i od razu pytanie bez odpowiedzi. I trudno nawet nad nią pomyśleć, bo w miarę wchodzenia w głąb sanktuarium słychać narastające brzęczenie. Jakby ktoś ukrył na tym małym terenie całe oddziały świerszczy i wydał im rozkaz: hałasować! Nazwa Solmoe pochodzi od niewielkiego sosnowego zagajnika. Odgłosy wydawane przez charakterystyczne i głośne insekty dochodzą właśnie stamtąd. Obejście całego sanktuarium nie zajmuje wiele czasu. Charakterystyczne punkty to kościół, muzeum św. Andrzeja, amfiteatr nazywany Solmoe Arena, związany z miejscowymi męczennikami. W centralnym miejscu mozaika, która ich przedstawia. A także domek, w którym mieszkał święty męczennik. Wzdłuż zagajnika, od domku do kościoła, ustawione są stacje Drogi Krzyżowej z przykuwającymi wzrok rzeźbami. Mają w sobie coś, co prowokuje do myślenia.

Męczennik z dobrego domu

O historii Solmoe opowiada nam ks. Jin Yungin, jeden z kilku księży pracujących w sanktuarium. – Te drzewa to bardzo praktyczna rzecz. Były schronieniem dla ludzi, gdy przychodził zimny wiatr od morza. A latem dawały cień i ochronę przed słońcem – tłumaczy duchowny. W takiej wiosce położonej wśród drzew urodził się Andrzej Kim Taegon. – To znane sanktuarium. Każdego dnia odwiedza nas ponad 100 osób, katolików. Przed wizytą papieża przyjeżdża do Solmoe około 2 tysięcy osób tygodniowo. Także przedstawiciele innych religii czy niewierzący, którzy mówią, że przyjechali zobaczyć to miejsce po prostu z ciekawości – mówi ks. Jin. – Codziennie mamy dwie Msze św., w których bierze udział ok. 50 osób – dodaje. Za chwilę otwiera przed nami drzwi kościoła. W eksponowanym miejscu wisi dobrze nam znany obraz Jezusa Miłosiernego z koreańskim wezwaniem: „Jezu, ufam Tobie”.

– Solmoe jest znane nie tylko dzięki św. Andrzejowi, który jest dla nas wielką legendą. Z tego terenu pochodzi wielu męczenników. Dwóch z nich, Piusa Kim Jin-hu oraz Andrzeja Kim Jong-han papież Franciszek beatyfikuje razem z innymi koreańskimi katolikami, którzy oddali życie za Chrystusa – tłumaczy ks. Jin Yungin.

Najbardziej znany koreański święty pochodził z dobrej i szanowanej rodziny, która odznaczała się wiarą katolicką. Jego pradziadek Pius Kim Chin-hu z powodu wyznawanej wiary spędził ponad 10 lat w więzieniu i tam zmarł. Z kolei ojciec św. Andrzeja, Ignacy Kim Chejun zginął w czasie prześladowań w 1839 roku. Został ogłoszony błogosławionym w 1925 roku. Gdy ginie ojciec, Andrzej ma 18 lat i doskonale zdaje sobie sprawę z powodów śmierci. Tym bardziej że sam odznacza się już gorącą wiarą. Od trzech lat przebywa w seminarium duchownym w Makau w Chinach. Pojechał tam zaraz po chrzcie, który otrzymał. Po sześciu latach przez Mandżurię wrócił do kraju. Ale nie na długo. Przez Morze Żółte wyruszył później do Szanghaju, gdzie w sierpniu 1845 r. przyjął święcenia kapłańskie. Zaraz po tym razem z bp. Farreolem i ojcem Daveluy, późniejszym biskupem i męczennikiem, popłynęli małą drewnianą łódką do Korei. Młody ks. Andrzej pomagał bp. Farreolowi. Następnie wrócił do swojej rodzinnej miejscowości, gdzie nauczał mieszkających tam katolików. Na początku 1846 r. biskup wezwał go do Seulu. Zadaniem, jakie otrzymał, było przygotowywanie bezpiecznej przeprawy wodnej dla misjonarzy chrześcijańskich, tak aby udało im się uniknąć straży granicznej. Można powiedzieć, że to przyczyniło się do jego śmierci. Został aresztowany i osadzony w głównym seulskim więzieniu. Był poddawany torturom. Miał szansę ocalić życie, bo prześladowcy pytali go o wiarę w Jezusa i próbowali zmusić go do wyrzeczenia się jej. Nie chciał. Został zabity przez ścięcie w Saenamteo niedaleko stolicy, 16 września 1846 roku.

Droga, Prawda i Życie

W muzeum na terenie sanktuarium Solmoe można oglądać narzędzia, którymi torturowano więzionych katolików. Są także mapy szlaków, które w swojej krótkiej, ale intensywnej działalności przemierzył św. Andrzej Kim Taegon. A także listy, które pisał do koreańskich małych wspólnot. Jest też kilka jego portretów. – Wszystkie to wyobrażenia, to próba uchwycenia wyglądu św. Andrzeja na podstawie kilku skąpych zapisów. Nie zachowały się żadne jego zdjęcia czy wizerunki – tłumaczy ks. Jin Yungin.

Przez bardzo długi czas Korea była izolowana od innych państw. Swoje drzwi na zewnątrz otwierała raz w roku. Oficjalna delegacja wyprawiała się do Pekinu, żeby złożyć życzenia urodzinowe chińskiemu cesarzowi. W jednym z takich wyjazdów uczestniczył Li Sung-hun, który w Chinach spotkał misjonarzy jezuitów. Ich nauczanie tak do niego trafiło, że przyjął chrzest. W 1784 r. wrócił do kraju już jako Piotr Li Sung-hun. Po powrocie szybko ochrzcił pierwszych swoich uczniów. Z Chin przywiózł Biblię i dużo literatury religijnej, którą przetłumaczono na koreański. W ten sposób chrześcijaństwo sprowadzili do kraju świeccy. W książkach mieli jasno napisane o liturgii i sakramentach. Zaczęli więc je sprawować. Bardzo szybko pojawiły się jednak wątpliwości i liderzy młodego Kościoła zwrócili się z prośbą do biskupa Pekinu o ich rozstrzygnięcie. Pierwszy katolicki kapłan, Chinczyk James Zhou Wen-mo, przyjechał do Korei w 1796 r. Zastał tam 4 tys. katolików. W 1801 r. było ich już 10 tysięcy. A w 1831 r. Stolica Apostolska utworzyła w Korei Wikariat Apostolski. Zostali wysłani do niego francuscy misjonarze. W 1846 r. Andrzej Kim Taegon jako pierwszy Koreańczyk przyjął święcenia kapłańskie.

Wyznawcy Chrystusa od samego początku spotykali się z niechęcią i prześladowaniami ze strony władzy, która popierała konfucjanizm. Nowa wiara uznana została za niebezpieczną. Tym bardziej że „zarażeni” nią ludzie nie chcieli brać udziału w konfucjańskim kulcie przodków. Możemy mówić o trwającym tam wieku prześladowań. Co kilka, kilkanaście lat obficie lała się krew, ginęli ludzie, którzy nie chcieli wyrzec się wiary w Jezusa. Wobec nieustannego zagrożenia grupy katolików osiedlały się w odosobnionych miejscach. Tworzyli wioski, tzw. Gyoucho i przemieszczali się z miejsca na miejsce.

W Tangijn, gdzie leży Solmoe, cztery razy dochodziło do takich wielkich prześladowań: w 1801, 1839, 1846 i 1866 roku. Z tych okresów pochodzi właśnie 102 męczenników, których razem z ks. Andrzejem Kim Taegon kanonizował Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Korei w 1984 roku. Ksiądz Jin Yungin opowiada o tych prześladowaniach i żegna się z nami. Odchodząc, przypominamy sobie o cytacie przy wejściu. – To słowa Jezusa: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” – mówi duchowny. Przechodząc jeszcze raz obok tej tablicy, nie tylko rozumiemy treść. Św. Andrzej Kim Taegon i towarzysze pokazali także sens tych słów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.