Prostota i jasność

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 13.04.2014 23:08

Kaznodzieja rezygnujący z wielkiej teologii prędzej czy później stanie się – może nawet błyskotliwym – ale tylko ideologiem, moralizatorem a nawet politykierem.

Prostota i jasność Henryk Przondziono /GN

Troska o sposoby przepowiadania stanowi również postawę głęboko duchową. Oznacza odpowiedzieć na miłość Boga, poświęcając się ze wszystkimi naszymi zdolnościami i naszą kreatywnością powierzonej nam przez Niego misji” (EG 155).

Po seminarium kapłan powinien być dobrym kaznodzieją. Teoretycznie. Kilka lat wykładów i ćwiczeń. Nie tylko z homiletyki, czyli teorii przepowiadania. Także z Pisma świętego, teologii dogmatycznej i moralnej, filozofii, psychologii i kilku innych przedmiotów. Czyli zapoznaje się z narzędziami i uczy się ich poprawnego używania. Co zatem sprawia, że już na pierwszym kazaniu po święceniach jego słuchacze ziewają, a doświadczony obserwator bez trudu zauważa brak kontaktu?

Jednym z powodów jest środowisko, w jakim odbywają się ćwiczenia. Z reguły są to seminaryjni wychowawcy i koledzy. Środowisko doskonale rozumiejące język teologiczny, mające spore doświadczenie duchowe i żyjące nieco innymi problemami niż przyszli słuchacze kleryków. To, co dla nich jest zrozumiałe nie musi być takim dla Kowalskiego z małego miasteczka, czy nawet kogoś mocno zaangażowanego w życie Kościoła.

Oczywiście nie musi to oznaczać odejścia od teologii. Więcej, kaznodzieja rezygnujący z wielkiej teologii prędzej czy później stanie się – może nawet błyskotliwym – ale tylko ideologiem, moralizatorem a nawet politykierem. Żeby nim nie zostać trzeba podjąć trud przełożenia pojęć na język powszechnie zrozumiały. Zarówno przez dorosłych jak i przez dzieci. Zadanie nie do wykonania dla kogoś, kto posługuje się małym zasobem słów, nie sięga po literaturę piękną, poezję, nie czytał bajek i nie śledzi przemian, jakie zachodzą w kulturze współczesnej.

Warto również korzystać z doświadczeń psychologii. Nie po to wszelako, by głoszenie Dobrej Nowiny zamienić w kościelną psychoterapię. Od tego są specjaliści. Dla piszącego odkryciem była wydawana przed laty mała książeczka p.t. „Drogocenna perła. Zbiór przypowieści Środkowego Wschodu stosowanych w psychoterapii”. Nie chodziło bynajmniej o same opowieści, co o wstęp, w którym został omówiony cały szereg terapeutycznych funkcji przypowieści. Autor opracowania wymienił między innymi tak zwane oddziaływanie wielopoziomowe. „Zawarte w przypowieściach sugestie, przekazy, wzorce, zwykle odnoszą się do wielu poziomów rzeczywistości: do świata emocji, fantazji, relacji interpersonalnych, zasad etycznych, wartości, filozofii, duchowości. Tym samym oddziaływanie przypowieści ma charakter kompleksowy, przy czy adresat czerpie najwięcej z tego poziomu przekazu, na którym jest ‘umiejscowiony’ jego najbardziej palący problem. Ponieważ jednak człowiek jest całościowym systemem, więc zmiana na jednym poziomie zwykle uruchamia tez zmiany w innych wymiarach jego wewnętrznego życia” (s. 16).

Z sugestii zawartych we wstępie książki narodził się Wojtek, czyli bohater kilkuletniej serii homilii dla dzieci. Pojawił się po kilku wpadkach ze źle dobranymi pytaniami i dialogami. Choć od początku do końca był wymyślony, miał wszystkie cechy realnego  dziecka. Więcej – mógł być kolegą i przyjacielem większości moich małych słuchaczy. Żeby uprawdopodobnić tę postać trzeba było zapoznać się z topografią miasta, rozkładem jazdy autobusów i pociągów, planem lekcji, programem klasy piątej (nie tylko z religii) i całą masą innych szczegółów. Jedną z tych opowieści znajdziemy w serwisie Liturgia.

Wojtka nie można oczywiście traktować jako postaci wzorcowej. Jest tylko próbą szukania języka, potrafiącego nie tylko nawiązać kontakt, ale i przekazać treści zawarte w Słowie Bożym i liturgii Kościoła. Skoro tylko próbą to trzeba ją ponawiać, szukać nowych sposobów, nie zapominając że „jest to także wyborne ćwiczenie w miłości bliźniego, ponieważ nie chcemy ofiarować innym czegoś o niewielkiej wartości” (EG 155).