Najgorsze te niewidoczne

Andrzej Macura

publikacja 04.03.2014 09:27

Nie jest źle. Ale istniejące problemy trzeba dostrzegać. Inaczej stają się dużo bardziej niebezpieczne.

Najgorsze te niewidoczne Mirosław Rzepka "Zaangażowanie to (świeckich) nie znajduje odzwierciedlenia w przenikaniu wartości chrześcijańskich do życia społecznego, politycznego i ekonomicznego”. Gdyby przenikało, jak woda, dałoby wzrost...

„Wyzwania są po to, aby im podołać. Bądźmy realistami, ale nie tracąc radości, odwagi i ofiarności pełnej nadziei! Nie dajmy się okraść z misyjnej siły!” – pisze na koniec drugiego rozdziału Evangelii gaudium papież Franciszek. To dobrze, że widząc problemy potrafi o nich otwarcie pisać. Ale dobrze też, że przedstawiając je każe nam nad nimi nie lamentować. 

Ostatnia część tego rozdziału adhortacji to „Inne wyzwania Kościoła”. Tak to Franciszek nazwał. Z paru problemów, które w tym miejscu poruszył – świeccy, kobiety, młodzież, brak powołań –  chciałbym zatrzyma się chwilę tylko nad pierwszym i ostatnim.

Po co jest świecki w Kościele? Co bardziej złośliwi odpowiadają, że po to, aby dawać na tacę. Księża narzekają nieraz, że z różnych powodów świeccy nie angażują się w Kościele w stopniu, jakiego by oczekiwali. Z kolei świeccy narzekają na nadmierną klerykalizację. Oba te problemy papież Franciszek zauważa. Ale zwraca też uwagę na rzecz znacznie ważniejszą niż aktywność świeckich w działaniach wewnątrzkościelnych: „zaangażowanie to (świeckich) nie znajduje odzwierciedlenia w przenikaniu wartości chrześcijańskich do życia społecznego, politycznego i ekonomicznego”.

Co z tego, że mamy pobożnych chrześcijan, jeśli poza Kościołem czy rodziną niewiele się różnią od niewierzących? Dlaczego w życiu społecznym, politycznym czy ekonomicznym chrześcijanie zamiast wyznaczać wzorce najczęściej bezrefleksyjnie przyjmują to co jest? W polityce daliby się pokroić za partie za nic mające chrześcijańską moralność, w prowadzeniu firm kierują się wszystkim, tylko nie troską o dobro bliźniego. Nawet w dyskusjach światopoglądowych przyjmują styl swoich przeciwników.... To wielki mankament nas, świeckich. Choć na pewno część tych uwag mogliby też przyjąć do siebie kapłani.

Warto w tym miejscu przypomnieć: nie chodzi o narzekanie. „Wyzwania są po to, aby im podołać” – pisał papież Franciszek. Trzeba się w końcu obudzić i zauważyć, że chrześcijaninem się jest nie tylko w kościele, ale zawsze.

I drugi problem. Powołania. Franciszek nie zastanawia się, jak zapełnić seminaria. Zwraca uwagę na problem „jakości” kandydatów do kapłaństwa. I ostrzega: „(...) mamy dzisiaj bardziej jasną świadomość konieczności lepszej selekcji kandydatów do kapłaństwa. Nie można wypełniać seminariów na podstawie byle jakich motywacji, tym bardziej jeśli są one powiązane z niepewnością uczuciową, z szukaniem form władzy, ludzkiej chwały i dobrobytu materialnego”.

To na pewno wielkie wyzwanie dla seminaryjnych wychowawców. Nie tylko przy selekcji kandydatów, ale też później, we właściwym ich kształtowaniu. Bo przecież takie nie do końca dobre intencje wyboru kapłaństwa da się jeszcze oczyścić. Gorzej, jeśli w procesie formacji nie tylko nic w tym względzie nie idzie ku lepszemu, ale wręcz przeciwnie. Na przykład gdy przełożeni mylą ducha zdrowego posłuszeństwa z serwilizmem....

Przy okazji i my, świeccy, powinniśmy zadawać sobie podobne pytania jak wychowawcy przyjmujący do seminarium kleryków.  Czy i my nie jesteśmy zajęci głównie szukaniem różnych form władzy, ludzkiej chwały czy dobrobytu materialnego.

Nie, nie trzeba załamywać rąk. „Wyzwania są po to, aby im podołać”. Ważne, by te różne pułapki widzieć. Wtedy łatwiej je ominąć...