List Benedykta XVI w sprawie lefebrystów

Drodzy współbracia w posłudze biskupiej!

Drodzy współbracia! Ufam, że w ten sposób jasna stało się pozytywne znaczenie, a zarazem ograniczenia decyzji z 21 stycznia. Pojawia się jednak pytanie: czy decyzja ta była konieczna? Czy naprawdę stanowiła ona priorytet? Czy nie ma rzeczy znacznie ważniejszych? Oczywiście są rzeczy ważniejsze i pilniejsze. Myślę, że wymieniłem priorytety mego pontyfikatu w przemówieniach wygłoszonych na jego początku. To, co wówczas powiedziałem, pozostaje niezmiennie moim planem działania. Pierwszy priorytet Następcy Piotra wytyczył już nieomylnie Pan Jezus w Wieczerniku: „Utwierdzaj twoich braci” (Łk 22,32). Sam Piotr sformułował na nowo ten priorytet w swoim pierwszym liście: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3,15). Dzisiaj, gdy na rozległych obszarach Ziemi wierze grozi, że zgaśnie jak płomień, który nie jest już podsycany, najważniejszym priorytetem jest uobecnianie Boga w świecie i otwieranie ludziom dostępu do Boga. Nie do jakiegokolwiek boga, ale tego Boga, który mówił na Synaju; do tego Boga, którego oblicze rozpoznajemy w miłości, która daje się do końca (por. J 13,1) – w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Prawdziwym problemem w obecnej chwili dziejowej jest to, że Bóg znika z horyzontu ludzi oraz, że wraz z gaśnięciem pochodzącego od Boga światła ludzkość traci orientację, a niszczące skutki tego procesu coraz bardziej stają się widoczne.

Prowadzić ludzi do Boga, do Boga, który mówi w Biblii: to właśnie jest obecnie najwyższy i podstawowy priorytet Kościoła oraz Następcy Piotra. Logiczną tego konsekwencją jest konieczność serdecznej troski o jedność wszystkich wierzących. Ich rozbicie, niezgoda między sobą podważają bowiem wiarygodność ich mówienia o Bogu. Z tego względu wysiłek na rzecz wspólnego świadectwa wiary chrześcijan - na rzecz ekumenizmu – wpisany jest w najwyższy priorytet. Łączy się z tym konieczność, aby wszyscy wierzący w Boga wspólnie szukali pokoju, próbowali się do siebie zbliżyć, aby wspólnie dążyć, pomimo różnych obrazów Boga, ku źródłu światła – tym właśnie jest dialog międzyreligijny. Ten kto przepowiada Boga jako Miłość „aż do końca” musi zaświadczyć o miłości: z miłością poświęcić się ludziom cierpiącym, odrzucić nienawiść i nieprzyjaźń – oto wymiar społeczny wiary chrześcijańskiej, o którym mówiłem w encyklice „Deus caritas est”.

Jeśli więc mozolne zaangażowanie na rzecz wiary, nadziei i miłości w świecie stanowi obecnie (zawsze w różnych formach) prawdziwy priorytet Kościoła, to należą do niego także pojednania małe i średnie. Musimy przyjąć do wiadomości, że wspomniany gest wyciągniętej ręki spowodował wielki szum, przekształcając się w ten sposób wręcz w przeciwieństwo pojednania. Ale teraz pytam: czy było i jest naprawdę błędem nawet w tym przypadku wyjście naprzeciw bratu, „który ma coś przeciw tobie” (por. Mt 5,23n), i poszukiwanie pojednania? Czy może również społeczeństwo cywilne nie powinno zapobiegać radykalizacji postaw i włączyć na nowo ich ewentualnych zwolenników – na ile to możliwe – w wielkie siły kształtujące życie społeczne, aby zapobiegać ich izolacji z wszystkimi jej konsekwencjami? Czy czymś całkowicie błędnym jest zaangażowanie na rzecz przezwyciężenia ciasnoty i uporu, aby w ten sposób otworzyć się na to, co jest w tych postawach pozytywne i może być wartością dla wszystkich? Sam, po roku 1988 widziałem, jak powrót wspólnot, które były oddzielone od Rzymu zmienił ich wewnętrzny klimat. Wdziałem, jak powrót do wspólnoty wielkiego i szerokiego Kościoła umożliwił im przezwyciężenie postaw jednostronnych i uporu, tak że pojawiły się w nich siły pozytywne dla wszystkich. Czy możemy pozostawać całkowicie obojętni na wspólnotę, w której znajduje się 491 kapłanów, 215 alumnów seminariów duchownych, 6 seminariów, 88 szkół, 2 instytuty uniwersyteckie, 117 braci zakonnych, 164 zakonnice i tysiące wiernych? Czy naprawdę powinniśmy ze spokojem pozwolić, aby dryfowali daleko od Kościoła? Myślę na przykład o 491 kapłanach. Nie możemy znać splotu ich motywacji. Myślę jednak, że nie zdecydowaliby się na kapłaństwo, jeżeli obok różnych przewrotnych i niezdrowych elementów nie byłoby umiłowania Chrystusa oraz woli głoszenia Go, a wraz z Nim Boga żywego. Czy możemy ich po prostu wykluczyć, jako przedstawicieli marginalnej grupy radykalnej, z poszukiwania pojednania i jedności? Co się z nimi wówczas stanie?

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg