publikacja 29.09.2007 10:49
Na cztery miliardy euro szacuje przychody włoskiego Kościoła rzymski dziennik "La Repubblica". Gazeta pisze o tym w pierwszym odcinku reportażu pod hasłem "Ile kosztuje nas Watykan".
Świadomie nawiązuje ona do ducha i terminologii cyklu artykułów największego włoskiego dziennika "Corriere della Sera" na temat włoskiej klasy politycznej, nazywanej "kastą". "La Repubblica" twierdzi, że i w przypadku Kościoła katolickiego można mówić o "kaście" i zapowiada rewelacje na temat jego sytuacji finansowej.
Suma 4 mld euro rocznie, podkreśla autor artykułu Curzio Maltese, jest wynikiem "ostrożności i realizmu", znacznie wyższą podają źródła zdecydowanie antyklerykalne. Składa się na nią przede wszystkim 1 mld euro z tytułu "8 promili". Na fundusz ten wpływa taka właśnie, znikoma część podatków osób, które chcą wspierać działalność Kościołów i związków wyznaniowych.
"La Repubblica" twierdzi, że świadomie wybiera Kościół katolicki jedynie jedna trzecia podatników. Ponieważ jest on jednak największą instytucją, jaką mają oni do wyboru, jemu przypada aż 90 proc. zebranej sumy, czyli właśnie około 1 mld euro.
700 mln Kościół otrzymuje od państwa jako dotacje na prowadzone przezeń szkoły i szpitale. Średnio 250 mln rocznie kosztują państwo włoskie wielkie wydarzenia kościelne, jak Jubileusz Roku 2000 (3,5 biliona starych lirów) czy niedawne spotkanie Benedykta XVI z włoską młodzieżą w Loreto (2,5 mln euro). Na 400 do 700 mln euro szacuje się wysokość podatków od nieruchomości, z jakich zwolnione są nieruchomości będące własnością Kościoła (a czym ostatnio zainteresowała się Unia Europejska).
Curzio Maltese podkreśla, że Konferencja Episkopatu Włoch niechętnie rozlicza się z otrzymywanych od państwa środków i dodaje, że do uzdrowienia jej finansów przyczynił się kard. Camillo Ruini, do niedawna jej przewodniczący. Kiedy obejmował swój urząd, nie był w stanie wypłacić pensji czterem zatrudnionym tam urzędnikom.
Na zakończenie pierwszego odcinka reportażu autor cytuje "straszliwe proroctwo sprzed 30 lat pewnego postępowego teologa", zaczynające się od słów: "Kościół staje się dla wielu osób główną przeszkodą w wierze. Nie udaje im się widzieć w nim niczego innego, aniżeli ludzkie dążenie do władzy, mały teatr ludzi, którzy pod pretekstem zarządzania oficjalnym chrześcijaństwem, zdają się raczej przeszkadzać prawdziwemu duchowi chrześcijaństwa". "Ten teolog nazywał się Joseph Ratzinger" - dodaje "La Repubblica".
Od redakcji
Tak naprawdę nie jest istotne jakie Kościół ma wpływy, ale na co je przeznacza. Jeśli służą społeczeństwu, to tak naprawdę nie ma o co podnosić larum. Państwo przekazując Kościołowi pieniądze na szkoły i szpitale co najmniej tyle zarabia na prowadzeniu własnych tego typu placówek (choć państwowa administracja zazwyczaj jest bardziej kosztowna). Wydając na organizację imprez związanych z życiem religijnym czy konserwację należących do Kościoła zabytków promuje swój kraj, przyczyniając się do wzrostu dochodów z turystyki. Gorszyć się można by się było jedynie w sytuacji, gdyby te pieniądze były marnotrawione na zbytki czy wystawne życie księży...
"La Repubblica": 4 mld przychodów Kościoła we Włoszech