Przyjmujmy i przekazujmy nadmiar miłosierdzia!

Rozważania wygłoszone przez papieża Franciszka do kapłanów: w Bazylice św. Jana na Lateranie (pierwsze), w Bazylice Santa Maria Maggiore (drugie), w Bazylice Św. Pawła za Murami (trzecie).

TRZY SUGESTIE

Radosna i dobrowolna zażyłość, która zawiązuje się na wszystkich poziomach między tymi, którzy podejmują relacje między sobą przez więź miłosierdzia – zażyłość Królestwa Bożego, tak jak je opisuje Pan Jezus w swoich przypowieściach – skłania mnie, bym wam zasugerował trzy rzeczy służące waszej dzisiejszej modlitwie osobistej.

Pierwsza wiąże się z dwiema radami praktycznymi, jakich udziela św. Ignacy, który mówi: „nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę” (Ćwiczenia duchowne, 2). Święty Ignacy dodaje, że tam, gdzie ktoś znajduje to, czego pragnie i zasmakowuje, tam powinien się zatrzymać na modlitwie: „nie przechodząc do innej postawy… dopóki się tu nie nasycę” (tamże, 76). Tak więc, w tych medytacjach o miłosierdziu można zacząć od tego, co się nam podoba i zatrzymać się tam, ponieważ z pewnością jedno dzieło miłosierdzia doprowadzi was do innych. Jeśli zaczniemy od podziękowania Panu, który cudownie nas stworzył i w sposób jeszcze bardziej zdumiewający nas odkupił, to z pewnością doprowadzi to nas do odczucia żalu za nasze grzechy. Jeśli zaczniemy od współczucia dla najbiedniejszych i dalekich, to na pewno odczujemy też potrzebę otrzymania miłosierdzia.

Druga sugestia dotycząca modlitwy związana jest z nowym sposobem używania słowa „miłosierdzie”. Jak to zobaczycie, gdy mówię o miłosierdziu, lubię używać formy czasownikowej: „trzeba dawać miłosierdzie (misericordiar), aby otrzymać miłosierdzie (ser misericordiados)”. Fakt, że miłosierdzie łączy ludzką niedolę z sercem Boga sprawia, że natychmiast rodzi się działanie. Nie można medytować o miłosierdziu, nie wprowadzając wszystkiego w działanie. Dlatego intelektualizowanie w modlitwie nie jest właściwe. Nasz dialog z Panem szybko, z pomocą łaski, powinien skonkretyzować się na tym, który z moich grzechów wymaga, by spoczęło na mnie Twoje miłosierdzie, Panie, gdzie odczuwam najwięcej wstydu i najbardziej pragnę naprawy. Szybko musimy też mówić o tym, co nas wzrusza najbardziej, o tych obliczach, które nas prowadzą do intensywnego pragnienia zaangażowania, aby zaradzić ich głodowi i pragnieniu Boga, sprawiedliwości, czułości. Miłosierdzie kontempluje się w działaniu. Ale idzie o taki rodzaj działania, które włącza wszystko: miłosierdzie włącza całe nasze istnienie – trzewia i ducha – i wszystkie istoty.

Ostatnia sugestia dotyczy owocu ćwiczeń, czyli łaski, o którą musimy prosić, to znaczy właśnie, by stawać się kapłani coraz bardziej zdolnymi do otrzymywania i dawania miłosierdzia. Możemy skoncentrować się na miłosierdziu, ponieważ jest ono rzeczywistością istotną, ostateczną. Poprzez stopnie miłosierdzia (por. Enc. Laudato si’, 77) możemy zejść do najniższego punktu ludzkiej kondycji – w tym słabości i grzechu – i wznieść się do najwyższego punktu Boskiej doskonałości: „Bądźcie miłosierni, (doskonali) jak Ojciec wasz jest miłosierny”. Zawsze jednak po to, aby „zbierać” jedynie więcej miłosierdzia. Stąd powinny pochodzić owoce nawrócenia naszej mentalności instytucjonalnej: jeśli naszych struktur nie przeżywamy i nie wykorzystujemy, aby lepiej przyjmować miłosierdzie Boga i być bardziej miłosiernymi wobec innych, to mogą się one przekształcić w coś bardzo odmiennego i wywołującego odwrotny skutek od zamierzonego.

Zatem te ćwiczenia duchowe podążać będą drogą owej „prostoty ewangelicznej”, która pojmuje i dokonuje wszystkiego w kluczu miłosierdzia. Chodzi o miłosierdzie dynamiczne, nie jako rzeczownik urzeczowiony i zdefiniowany lub jako przymiotnik ozdabiający nieco życie, lecz jako czasownik – czynienie miłosierdzia i otrzymywanie miłosierdzia – który pobudza nas do działania w sercu świata. Jest to także miłosierdzie „stale większe”, miłosierdzie, które wzrasta i powiększa się, przechodząc od dobrego ku lepszemu, i od mniej do więcej, gdyż obraz, jaki daje nam Jezus to Ojciec coraz wspanialszy, którego nieskończone miłosierdzie „wzrasta” – można tak powiedzieć – i nie ma ani szczytu ani dna, gdyż pochodzi z Jego suwerennej wolności.

PIERWSZE ROZWAŻANIE: OD DYSTANSU DO ŚWIĘTA

Jeśli miłosierdzie Ewangelii jest, jak już powiedzieliśmy, nadmiarem Boga, niespotykaną obfitością, to pierwszą rzeczą do zrobienia jest patrzeć tam, gdzie dzisiejszy świat i każda osoba najbardziej potrzebuje nadmiaru takiej miłości. Przede wszystkim trzeba zadać sobie pytanie, co jest rezerwuarem takiego miłosierdzia, co jest owym terenem pustynnym i suchym, potrzebującym takiego właśnie nadmiaru obfitości wody żywej; jakie są rany potrzebujące tego aromatycznego oleju; jakie sytuacje są kondycją osierocenia wymagającą takiego rozwijania się w miłości i wrażliwości: jaki jest dystans dla tak wielkiego pragnienia przytulenia i spotkania...

Proponuję wam na to rozważanie przypowieść o miłosiernym Ojcu (Łk 15,11-31). Stajemy w kontekście tajemnicy Ojca. Serce każe mi rozpocząć od tej chwili, gdy syn marnotrawny jest w chlewie, w tym piekle egoizmu, który sprawił, że stało się wszystko, czego chciał, i gdzie, zamiast być wolnym, okazuje się być niewolnikiem. Patrzy na świnie jedzące żołędzie... doświadcza zazdrości i pojawia się tęsknota. Tęsknota za świeżo upieczonym chlebem, który mieszkańcy domu, domu jego ojca, jedzą na śniadanie. Tęsknota... Tęsknota to potężne uczucie. Związane jest z miłosierdziem, ponieważ poszerza duszę. Przypomina nam o dobru podstawowym – ojczyźnie z której pochodzimy – i rozbudza w nas nadzieję na powrót. W tej szerokiej perspektywie nostalgii, jak mówi Ewangelia, ten młody człowiek wszedł na nowo w swoje wnętrze i poczuł się nieszczęśliwy.

Nie zatrzymując się teraz na opisie nędzy jego stanu, przechodzimy do owego innego momentu, kiedy po tym, jak jego ojciec objął go i wylewnie ucałował, nagle brudny jest przyodziany w ubranie świąteczne. Na palec nakłada pierścień, taki sam, jaki ma jego ojciec. Ma nowe sandały na nogach. Jest na uczcie, wśród ludzi. Coś podobnego ma miejsce, jeśli kiedyś się to nam przydarzyło, gdy wyspowiadaliśmy się przed Mszą św. i od razu znaleźliśmy się „przyobleczeni”, w środku ceremonii.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg